Historia sędziego Janusza N. przypomina serial z gangsterami, alkoholem i prostytutkami na czele. Niestety nie jest on jedynym, który zhańbił togę
14 sierpnia 2017
Proces toczył się od maja 2009 roku w Sądzie Rejonowym w G. Jednak przed jego rozpoczęciem sąd zaproponował skierowanie sprawy na mediacje i polubowne jej zakończenie. Na takie rozwiązanie nie zgodził się pobity sędzia.
Sprawę rozpatrywano w innym województwie, ponieważ żaden z prawników z O. nie chciał się podjąć sądzenia kolegi. Jednocześnie przeciwko sędziemu Mirosławowi J. wszczęto postępowanie dyscyplinarne, które mogło zakończyć się usunięciem go z sędziowskich szeregów. Jednak zawieszono je do czasu rozstrzygnięcia sprawy karnej.
Tymczasem Sąd Najwyższy uznał, że sędzia Katarzyna J. przedstawiając druk L4 w sądzie, gdy w tym samym czasem pracowała w innym miejscu, dopuściła się rażących uchybień etyki zawodowej i ukarał ją naganą.
Wyrok w sprawie pobicia zapadł w 2010 roku. W rozstrzygnięciu pomogło nagranie z monitoringu. Widać na nim, jak Mirosław J. o godzinie 11.45 wysiadł z windy i ruszył korytarzem w kierunku gabinetu jednego z sędziów (Pawła K.). Wszedł do środka na 45 sekund. W tym czasie zdążył przyłożyć swojemu koledze pięścią w twarz. Cios był na tyle silny, że spowodował złamanie nosa i krwotok.
Mirosław J. został ukarany grzywną w wysokości 6 tysięcy złotych oraz 2 tysiące złotych nawiązki, przeznaczonej na rehabilitację osób niepełnosprawnych. Oskarżony musiał także pokryć koszty sądowe w wysokości 870 złotych. Mirosław J. nie zgodził się z wyrokiem i próbował się bronić. Odwołał się od niego, przekonując, że działał w obronie koniecznej.
– Prawo do obrony przed bezprawnym zamachem jest jednym z podmiotowych praw człowieka – przekonywał.
Niestety, jego starania i deklaracje, że został chwycony za szyję i skopany, nie przekonały wymiaru sprawiedliwości. We wrześniu 2011 roku Mirosław J. został skazany przez sąd dyscyplinarny na najwyższą karę – złożeniem urzędu, co oznacza, że już nigdy nie będzie mógł wrócić do zawodu.
– O wymierzeniu najsurowszej kary zdecydowało nie samo zdarzenie, które trzeba przyznać, było impulsywne i agresywne, ale sposób zachowania się po całym zajściu. Mirosław J., który był winien napaści na kolegę po fachu, złożył doniesienie, że sam został napadnięty! Wykorzystał swoją wiedzę prawniczą, by przygotować linię obrony niezgodną z prawem – tłumaczył rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w W. – Pomówił innego sędziego, o co zresztą toczy się jeszcze sprawa karna. Takie zachowanie nie licuje z godnością sędziego i Mirosław J. nie zasługuje na to, by pracować w tym zawodzie.
Mirosław J. odszedł z sądownictwa, ale z prawem nie zerwał – udziela porad.
Niebezpieczne związki
W listopadzie 2006 roku, ówczesny wiceprokurator generalny ogłosił, że w sądzie w B. działa korupcyjna grupa sędziów i prokuratorów. O tym, że w B. można sobie kupić umorzenie sprawy, korzystny wyrok czy odroczenie sprawy mówiło się od dawna. Trzeba było jednak umieć udowodnić przestępstwa. Taka możliwość pojawiła się, kiedy jeden z właścicieli restauracji „wsypał” w śledztwie sędziego Tomasza G. z Wydziału Karnego Sądu Rejonowego w B. Oskarżył go o przyjęcie łapówki.
W pierwszych przesłuchaniach sędzia do niczego się nie przyznawał. Nieoczekiwanie zaczął zeznawać w czerwcu 2007 roku. Mężczyzna opowiedział o powiązaniach aplikantów, asesorów i sędziów. Opowiadał śledczym, że w sądzie i w prokuraturze w B. można załatwić za pieniądze korzystne decyzje. Przedstawiał siebie, jako prawą rękę przewodniczącego i twierdził, że cały wydział był w zmowie.
***
Tomasz G. prawdopodobnie liczył na to, że wybierając drogę pomawiania sędziów i prokuratorów otrzyma status świadka koronnego. Tymczasem obiecano mu tylko ewentualne nadzwyczajne złagodzenie kary.
Jego zeznania, które potwierdzili także inni świadkowie, przyczyniły się do uchylenia immunitetu kilkunastu sędziom. Okazało się, że w większości było to nieskuteczne działanie. Natomiast samemu Tomaszowi G. immunitet został skutecznie i trwale uchylony. Na jaw wyszły bowiem pewne rewelacje.
Po pierwsze – przyjmował leki psychotropowe. Po drugie – miał problemy z alkoholem, a po trzecie – okazało się, że na przełomie 2005 i 2006 roku utrzymywał kontakty intymne z pewną panią. Oczywiście to ostatnie nie jest zabronione, ale nasz bohater nie dość, że miał żonę, to jeszcze zdradzał ją z kobietą, którą sądził! Zażyłość trwała przez półtora roku. Mimo iż uprawiał seks z oskarżoną, nie wyłączył się ze sprawy i ostatecznie wymierzył jej karę. Za kilkadziesiąt oszustw i przywłaszczenie powierzonego mienia – w sumie za ponad 30 zarzutów – kobieta została skazana na zaledwie rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata.
Początkowo Tomasz G. próbował bronić się wyjaśniając, że oskarżonej udzielał tylko porad prawnych. Szybko jednak zrozumiał, że lepiej przyznać się do wszystkiego i dobrowolnie poddać karze.
Liczył na naganę, ale sąd dyscyplinarny uznał ją za zbyt łagodną. Chciano go ukarać zmianą stanowiska – w katalogu kar dyscyplinarnych przeniesienie na inne miejsce służbowe jest drugie pod względem surowości. W tym przypadku jednak, nawet jeśli sędzia zostałby przeniesiony do innego sądu, nie mógłby orzekać, ponieważ cały czas był podejrzewany o korupcję i toczyły się w jego sprawie kolejne postępowania karne. Zresztą i tak od wielu miesięcy był zawieszony w czynnościach służbowych.
Jednak Tomasz G. odwołał się twierdząc, że to zbyt surowa kara. Przed sądem tłumaczył, że miał świadomość łamania prawa, jednak… proces, którego był referentem, trwał dość długo, a jego wyłączenie z orzekania skutkowałby rozpoczęciem spraw od nowa. Twierdził także, a nawet przysięgał, że związek z oskarżoną nie miał wpływu na treść wyroku.
– Wiem, że zrobiłem źle. Chciałem się ze sprawy z udziałem tej pani wyłączyć, ale naciskano mnie, bym jak najszybciej zakończył postępowanie – tłumaczył Tomasz G., podkreślając jednocześnie, że już poniósł najwyższą karę, bo rozpadła mu się rodzina.
Co ciekawe, żoną Tomasza G. była wówczas prokurator Anna G. Kobieta zrezygnowała z pracy jeszcze przed wnioskiem o uchylenie jej immunitetu. Dopiero w styczniu 2007 roku, gdy formalnie przeszła do cywila, postawiono jej zarzut powoływania się na wpływy (za umorzenie sprawy miała zainkasować 3 tysiące złotych łapówki). Jednak po 2 latach sprawę umorzono.