„Inez”, a tak naprawdę Paulina B. – młoda kobieta ze Szczecina, która zamieniła życie kilku dziewczyn w piekło, sprzedając je do agencji towarzyskich
17 stycznia 2018
Północne dzielnice Szczecina jeszcze nie tak dawno temu owiane były – jeśli nie złą sławą – to pewną aurą tajemniczości. Wszystkie młode kobiety (akt oskarżenia mówił o pięciu) zwerbowane przez Paulinę B. „Inez” wychowywały się właśnie w tej części miasta.
Wspomniana „Inez” zdobyła ich zaufanie, po czym potraktowała jak rzecz. Historia ta powinna być przestrogą nie tylko dla młodziutkich, zagubionych i nieco naiwnych dziewcząt, ale również, a może przede wszystkim dla ich bliskich.
***
Na ławie sądowej zasiadła szczupła, ciemnowłosa kobieta. Trudno uwierzyć, że była zdolna do tych wszystkich zarzucanych jej czynów, byle tylko zarobić parę tysięcy euro. Do samego końca wypierała się swojego postępowania. Twierdziła, że jej młodsze koleżanki doskonale wiedziały, na co się decydują i co ostatecznie je czeka.
Skąd w tym dochodowym „biznesie” (specjaliści podają, że obok handlu narkotykami i bronią jest najbardziej intratnym) wzięła się Paulina B., nazywana przez wszystkich „Inez”? Właściwie „od zawsze” były z nią kłopoty. Jako dziecko nie kwapiła się do nauki. Dała sobie z nią spokój zaraz po zakończeniu podstawówki. Dosyć szybko zaszła w ciążę. W czasie procesu była już matką trójki dzieci, przy czym tylko jedno z nich przebywało pod jej opieką. Znana była też wymiarowi sprawiedliwości, ponieważ miała na koncie wyrok za posiadanie narkotyków i fałszerstwo.
Od czasu do czasu imała się różnych zajęć. W żadnej pracy jednak nie wytrzymała długo. Żadna też nie dała jej takich pieniędzy, jak sprzedawanie młodych dziewczyn… A kasa, którą „Inez” szastała na prawo i lewo, początkowo imponowała „podopiecznym”. Dzięki niej trafiały na huczne imprezy, podczas których nie brakowało i trunków różnego gatunku, i narkotyków. Te ostatnie miały zresztą ułatwić „Inez” bezproblemowy przewóz „towaru” za granicę, a dokładniej mówiąc do Niemiec.
Być może przestępstwa szczecinianki Pauliny B. uszłyby jej płazem, gdyby nie pewien zbieg okoliczności oraz ciężka praca policjantów.
Handel ludźmi kwitnie i ma się świetnie, to może nawet zadziwiać. Nie brakuje także osób, które podejmują decyzję o prostytucji samodzielnie i robią to całkowicie dobrowolnie. Według statystyk Komendy Głównej Policji w 2011 roku stwierdzono 427 przestępstw powiązanych z prostytucją i handlem ludźmi, w 2013 roku – 186, a w 2015 – 101. Jeśli chodzi o liczby, tendencja wydaje się spadkowa. Tyle że – jak twierdzą eksperci zajmujący się problematyką współczesnego niewolnictwa – liczby nie mówią wszystkiego. Wiele ofiar nie decyduje się na zeznania.
***
Ania nie miała łatwego dzieciństwa. Wychowywała się w rodzinie wielodzietnej, w której dorośli nie stronili od alkoholu. Jako nastolatka trafiła do domu dziecka. Wrażliwa, inteligentna, nie umiała pogodzić się ze swoim losem. Uciekała. To weszło jej w nałóg. Każdy z jej „gigantów”, trwających czasami i kilkanaście dni, był zgłaszany. Policjanci doskonale znali Anię, ponieważ parę raz musieli odprowadzać ją do placówki.
Znajoma dziewczyny – Paulina B. z tygodnia na tydzień zdobywała coraz większe zaufanie nastolatki. To u niej Ania znalazła azyl, zrozumienie, spokój.
Niewykształcona, ale sprytna „Inez” wiedziała jak przywiązać do siebie nieśmiałą, zagubioną dziewczynę.
Wiedziała też jak jej zaimponować. Ułatwiały to pieniądze, a tych nie brakowało Paulinie B. Skąd je brała? Początkowo Ani to nie interesowało. Wiedziała, że przyjaciółka pracuje „na zmywaku” w restauracji w Niemczech.
Jakiś czas później „Inez” zdobyła się jednak na szczerość i przyznała, że kasę zdobywa, pracując w lokalu jako… prostytutka. Dzięki swojej profesji i wysokim zarobkom może sobie pozwolić na co tylko ma ochotę. Ania pomagała „Inez” w wychowywaniu dziecka. Wolny czas, którego miały w nadmiarze, spędzały na imprezach. Lał się alkohol, pojawiały narkotyki. Ania, która choć chciała uciec od życia, które znała od małego, sama powoli wprzęgała się w jego tryby. Z każdym dniem „Inez” stawała jej się coraz bliższa, coraz bardziej jej ufała. Pokładała nadzieję, że tym razem trafiła na prawdziwą przyjaciółkę, która zastąpi jej bliskich, z którymi łączyło ją tylko urzędowo stwierdzone pokrewieństwo.
Kiedy „Inez” opowiedziała jej, czym zajmuje się w Niemczech, Ania nie mogła w to uwierzyć. Ufała jej bezgranicznie, a ona trudni się tak podłą profesją! Wkrótce „Inez” nakłoniła swoją młodszą kumpelkę, by ta razem z nią pojechała za zachodnią granicę. Mowa była jedynie o tym, aby przypatrzeć się temu, jak funkcjonuje „ten” biznes. Gdyby zaszła taka potrzeba, Ania miała pracować jako recepcjonistka i nic więcej. Przez pewien czas tak było. Po kilku dniach właściciel lokalu stwierdził, że nie będzie utrzymał kogoś, kto nie przynosi mu żadnych dochodów. Ania wróciła więc do Szczecina. Nie zerwała jednak kontaktu z Pauliną B.
Dla Ani wszystko, co najważniejsze, zmieniło się pewnego zimowego poranka… Obudziła się skacowana. Kolejny dzień po niezłej imprezie, na której nie żałowała sobie „przyjemności”. Ale to przebudzenie okazało się inne. Inne, bo nieświadomie, bez swej zgody znalazła się w niemieckim burdelu na północy tego kraju. Już nie miała odbierać telefonów… Przez chwilę była z nią Paulina B. Wkrótce jednak zniknęła, tłumacząc, że przecież nie może zostawiać swojej pociechy na długo bez opieki. Dzisiaj wiemy, że „Inez” wzięła po prostu swoją dolę za Anię i spokojnie, wzbogacona o kilka tysięcy euro, wróciła do Polski.
Dla Ani rozpoczął się koszmar, który trudno wyrazić słowami…
Klienci płacili i wymagali. Nie miało dla nich znaczenia, że „zajmuje się” nimi młodziutka dziewczyna, która twierdzi, że jest tam przetrzymywana wbrew własnej woli.
Pewnego dnia do burdelu przyszedł Polak, świetnie władający językiem niemieckim. To ważne, bo nasi rodacy nie byli tam mile widzianymi gośćmi. Jako jedyny zainteresował się losem Ani, wyciągnął do niej pomocną dłoń. Stało się tak, gdy podczas rozmowy dowiedział się, że ma do czynienia z Polką, która w dodatku nie ma skończonych osiemnastu lat, a w przybytku przebywa wbrew swojej woli. We dwoje opracowali plan, który – na szczęście dla Ani – się powiódł. Klient wyszedł, jak gdyby nigdy nic, po opłaconej wizycie. Podjechał swoim samochodem (z niemiecką rejestracją) najbliżej jak się dało. Gdy dał sygnał klaksonem, Ania wybiegła. W tym momencie, po raz pierwszy od dawna, uśmiechnęło się do niej szczęście. Nikt jej nie zatrzymał. Rodak opłacił jej powrót do kraju.
Po powrocie do Szczecina trafiła znowu do domu dziecka. Zmieniła się, co od razu zauważyli wychowawcy. Długo nie chciała mówić o swojej traumie, o tym jaki los zafundowała jej najbliższa zdawałoby się osoba. Kiedyś pyskata, krnąbrna, stała się wyciszona, wręcz za spokojna. To, co przeżyła sprawiło, że targnęła się na swoje życie…
***
Inna jest historia Kasi, także od wielu lat znajomej Pauliny B. Pewnego dnia „Inez” przyjechała pod jej blok i zawołała ją na dół. Oznajmiła, że znalazła jej robotę. Tyle że decydować się trzeba tu i teraz, nie ma odwrotu. Kasia pojechała, choć nie miała ze sobą nawet dokumentów. Trudno w to uwierzyć, ale część drogi przebyła… w bagażniku. Dziewczyna wiedziała, że prostytucja to nie jest to, co chciałaby robić. W wieczór, kiedy miało dojść do transakcji, uciekła. Schronienie znalazła w domu obok, zamieszkiwanym przez Niemców. Na tamtejszym posterunku policji złożyła zeznania – dotyczyły tego „jak skradziono jej dokumenty”. W Polsce już na policję nie poszła, myśląc, że sprawa się przedawniła.
***
Paulina B. „Inez” odbywa karę pozbawienia wolności. Prawomocny wyrok wynosi pięć lat. Jego wymiar jest zresztą taki sam jak pierwszego wyroku. Od niego jednak oskarżona się odwołała. Podobnie zresztą zrobiła prokuratura, dlatego Sąd Apelacyjny w Szczecinie nakazał jeszcze raz przeprowadzić proces kobiety. Nigdy nie przyznała się do stawianych jej zarzutów.
***
Handlarze ludźmi nie mają skrupułów. Wykorzystują naiwność, zwątpienie, zagubienie, trudną sytuację materialną. Sprzedają „towar” do agencji towarzyskich lub innej przymusowej pracy. Wiele ofiar nigdy nie decyduje się zeznawać. Powodów jest wiele. Główny to wstyd…
Ten wstyd nie daje spokoju i niszczy.
Nie przemija. Towarzyszy mu paraliżujący strach. Nigdy przecież nie wiadomo, czy pewnego dnia oprawca ponownie nie stanie w drzwiach.
Polują nie tylko w „realu”, ale bardzo często w internecie. To właśnie w sieci znajdują osoby będące na życiowym zakręcie, wierzące, że ktoś zainteresował się nimi z dobrego serca. Sprzyjają temu różnorodne czaty, portale społecznościowe, na których można podzielić się swoimi przeżyciami. Potem ktoś te historie wykorzystuje.
Wielokrotnie za transakcjami stoją też „narzeczeni”, czyli mężczyźni, którzy najpierw udają zakochanych, by potem sprzedać odurzone miłością dziewczyny. Przestępcy nie cofną się przed żadnym psychologicznym manewrem. Doskonale wiedzą, że zakochana kobieta jest w stanie uwierzyć swojemu facetowi niemal we wszystko. Wiedzą też, iż do pewnych decyzji to kobiecie łatwiej jest przekonać drugą kobietę. Później, dla zysku, nie wahają się użyć siły, narkotyków, szantażu…
Ewelina Kolanowska
Imiona ofiar zostały zmienione.