Jeden był urodzonym złodziejem, drugi ekspertem od systemów alarmowych, trzeci znał się na zamkach, czwarty potrafił dorobić każdy klucz
25 grudnia 2017
Zagadkowy kupiec z Izraela
Leonardo Notarbarto nic nie powiedział ani w czasie śledztwa, ani też podczas procesu. Nie wydał wspólników, nie przyznał się do winy, nie zdradził szczegółów włamania. Mówić zaczął dopiero w 2008 r., tuż przed warunkowym, przedterminowym wyjściem na wolność. Dziennikarzowi amerykańskiego pisma „Wired” opowiedział historię, która brzmi tak niewiarygodnie, że… może być prawdziwa.
Wszystko zaczęło się w 2000 r. Wtedy to wynajął małe biuro w Centrum Diamentów. Przedstawił się jako importer biżuterii z bazą w Turynie, który zamierza rozszerzyć swą działalność. Była to oczywiście tylko przykrywka.
Notarbartolo był złodziejem nie tylko z wyboru, ale też i z zamiłowania. Kradł już w dzieciństwie, a najważniejszym jego atutem był urok osobisty i komunikatywność. Potrafił zaskarbić sobie zaufanie różnych ludzi, by później najspokojniej w świecie ich okradać.
Antwerpia zdawała się być dla niego rajem. Zawarł tu liczne znajomości z kupcami trudniącymi się handlem biżuterią, bez przeszkód mógł więc sprzedawać im kosztowności, które ukradł. W Antwerpii zawarł cały szereg takich transakcji, a jednym z jego klientów był pewien izraelski kupiec, którego personaliów Notarbartolo nie zdradził.
Latem 2001 r. spotkali się w jednej z kawiarni na Hoveniersstraat.
– Chcę porozmawiać z tobą o czymś niezwykłym – rzekł ów żydowski kupiec. Nawet nie usiadł. – Możemy się przejść? – zapytał.
– Oczywiście… – odparł Notarbartolo i wyszli.
– Chciałbym zaproponować ci włamanie… – powiedział tamten, gdy byli na Schupstraat, ulicy dojazdowej do Centrum Diamentów – Duże włamanie… – dodał.
– Gdzie miałbym się włamać? – zapytał Notarbartolo lekko zaskoczony.
Kupiec bez słowa wskazał na Centrum Diamentów. Włoch spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Przecież to niemożliwe… – odrzekł.
– Tak myślisz?
– Tak myślę. – odrzekł Notarbartolo sucho.
– Sprawdź to. Dostaniesz 100 tys. euro, jeśli odpowiesz na jedno proste pytanie…
– Jakie pytanie? – Notarbartolo był wciąż zaskoczony.
– Jak tego dokonać? – odparł Żyd i tak się rozstali.
Przez kilkadziesiąt kolejnych dni Notarbartolo bacznie lustrował zabudowania Diamentowej Dzielnicy. Zaopatrzony w miniaturowy cyfrowy aparat fotograficzny, ukryty w piórze zatkniętym w kieszeni marynarki, zrobił zdjęcia wszystkich punktów kontrolnych na drodze prowadzącej do Centrum, sfotografował też skarbiec i wszystkie chroniące go zabezpieczenia. Gdy ponownie spotkał się z izraelskim kupcem pokazał mu zdjęcia i powtórzył to, co powiedział za pierwszym razem. Włamanie do Centrum Diamentów w Antwerpii było jego zdaniem niewykonalne.
– Jesteś pewien? – zapytał kupiec.
– Jestem pewien – odrzekł Notarbartolo…
Fałszywy skarbiec
Włoch sądził, że na tym sprawa się skończy. Pół roku później zdziwił się, gdy pewnego dnia ów kupiec znowu do niego zadzwonił. Zaproponował spotkanie w pewnym miejscu na obrzeżach Antwerpii. Stał tam jakiś opuszczony magazyn.
– Chcę przedstawić cię pewnym ludziom – powiedział kupiec na powitanie i otworzył zdezelowane drzwi z powyginanej blachy.
Weszli do środka. Za zasłoną z grubej folii znajdowała się dokładna replika podziemnego skarbca w Centrum Diamentów. Notarbartolo oniemiał. Wszystko było takie same. Zobaczył wycelowane w siebie kamery monitoringu i masywne, grube na stopę stalowe drzwi pancerne skarbca. Zostały tak skonstruowane, że wytrzymać mogły nieustanne, 12-godzinne wiercenie wiertłami z najlepszej stali, co i tak było niemożliwe, bo zainstalowane w pomieszczeniu czujniki drgań natychmiast zareagowałyby na wibracje wiertła.
Wewnątrz fałszywego skarbca było trzech ludzi. Wszyscy byli Włochami. Rozmawiali, przerwali jednak, gdy Notarbartolo z kupcem weszli do środka. Żyd dokonał prezentacji, ale Notarbartolo nie podał ich nazwisk. Posługiwał się ich pseudonimami.
Z racji swej postury najbardziej rzucał się w oczy człowiek nazywany „Monstrum”. Jego wzrost, muskulatura i wielka siła fizyczna budziły respekt. Był nie tylko specjalistą od zamków, ale też elektrykiem, mechanikiem i kierowcą.
Jego przeciwieństwem był „Król kluczy”, starszy pan o bardzo spokojnym usposobieniu. Był wysokiej klasy specjalistą ślusarzem i znał się na kluczach. Potrafił dorobić każdy i czasami wystarczyło mu do tego jego dokładne zdjęcie. Z kolei „Geniusz” był specem od systemów alarmowych. Ponoć potrafił unieszkodliwić każdy jego rodzaj.
– Jesteś w stanie unieszkodliwić zabezpieczenia skarbca? – zapytał go Notarbartolo.
– Z pewnością tak… znam je wszystkie doskonale – „Geniusz” uśmiechnął się nieznacznie.
– A co z kluczem? Przecież nie można go dorobić…
– Można – odparł „Król kluczy”. – Musisz mi tylko dostarczyć czysty jego obraz. Chociażby tylko z wideo.
– Z tym chyba nie będzie problemu… – odparł Notarbartolo. Jako właściciel jednej ze skrytek depozytowych, mógł przecież codziennie wchodzić do skarbca.
Kilka dni później udało mu się niepostrzeżenie zainstalować superminiaturową kamerę wideo nad stalowymi drzwiami skarbca. Umieszczona przy niej antena transmitowała obraz do odbiornika, ukrytego w gaśnicy przeciwpożarowej, przytwierdzonej do ściany w niewielkim pomieszczeniu sąsiadującym ze skarbcem. Gdy strażnik otwierał stalowe drzwi, kamera uchwyciła bardzo wyraźny i ostry obraz długiego na stopę klucza. Dzięki temu „Król kluczy” wykonał dokładny jego duplikat.