Z rewelacji prywatnych detektywów opublikowanych w amerykańskiej prasie wynikało, że porywaczem mógł być Keneth Christiansen, były komandos, pracownik linii lotniczych, mieszkający niedaleko miejsca skoku Coopera i doskonale znający tamte okolice. Kolejne poszlaki: w 1973 roku kupił duży dom, palił papierosy, pił bourbon. Był tylko jeden problem – jego wygląd zewnętrzny w ogóle nie pasował do opisu Dana Coopera.

 

Przedwczesny sukces

W 2011 roku, rzecznik prasowy FBI Ayn Dietrich zapewniał, że w sprawie Coopera szykuje się przełom. „Mamy nareszcie podejrzanego. Dowody tym razem są naprawdę mocne i wiemy kogo szukać. Nowo pozyskane informacje pochodzą od osoby, która znała porywacza, a ten nowy podejrzany wcześniej nie był przez FBI brany pod lupę”. Podobnie jednak, jak to już bywało w przeszłości, skończyło się na budzących nadzieję oświadczeniach. Nikomu nie przedstawiono żadnego zarzutu, zaś zapewnienia o nowym podejrzanym były trochę przedwczesne i na wyrost.

Zagadki porwania z 1971 roku nie udało się rozwikłać do dzisiaj, niemniej władze stosunkowo szybko wyciągnęły wnioski z tamtego zdarzenia.

W Boeingach 727 zamontowano specjalne blokady, uniemożliwiające opuszczenie schodów dla pasażerów w trakcie lotu. Od kilku dziesięcioleci, niemal we wszystkich samolotach w drzwiach prowadzących do kabiny pilotów montuje się specjalne wizjery, umożliwiające obserwację przedziału pasażerskiego. Kilka miesięcy po porwaniu na lotniskach w Stanach Zjednoczonych (a wkrótce potem niemal na całym świecie), wprowadzono bramki z wykrywaczami metalu, przez które musiał przejść każdy pasażer udający się w jakikolwiek lot.

Jeden z najdłuższych pościgów za porywaczem w dziejach Stanów Zjednoczonych nie przyniósł dotąd efektu. Akta sprawy pod koniec lipca 2016 roku trafiły do archiwum i jest mało prawdopodobne, by ktokolwiek je jeszcze analizował.

Leon Madejski

< 1 2 3 4 5

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]