Jakiś czas później przyszedł czas, gdy amant miał wywiązać się z danego słowa. Morderczyni zamierzała pozbyć się ciała raz na zawsze. W tym celu Wojciech K. kupił młot pneumatyczny i łopatę. Pracował przez cały dzień, rozkuwając zabetonowany kanał. Ręce mu drętwiały, a po czole spływał pot. W końcu dobił się do zwłok, nieomal przy tym wymiotując. Wspólnie z Jolantą wpakowali zwłoki do worka i wrzucili do bagażnika. Wywieźli kilkadziesiąt kilometrów za miasto, w głąb kaszubskich lasów. Tam Jolanta W.-K. upatrzyła wcześniej miejsce, gdzie mieli ostatecznie pozbyć się zwłok. Zakochany młodzian wykopał tam głęboki na metr dół, do którego wrzucili ciało. Następnie oblali je benzyną i podpalili. Ogień nie strawił zupełnie zwłok, zostało kilka nadpalonych kości. Jolanta W.-K. wygrzebała je za pomocą kija, samodzielnie wyjęła z dołu i wrzuciła do płynącej obok rzeczki. Po wszystkim zasypali grób i obficie przykryli go chaszczami.

Wojciech K. zrobił swoje.

Nie miał pojęcia, że jest tylko narzędziem w rękach cwanej kobiety.

Ta jednak, widząc oddanie partnera, postanowiła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Jakiś czas później płacząc mu w mankiet, namówiła go, by wziął kredyt i kupił jej mieszkanie. Twierdziła, że rodzina Sławomira K. może wszystko jej odebrać. A przecież jeśli chcą budować wspólną przyszłość, potrzebują „własnych” czterech ścian. Biedaczyna znów potulnie wypełnił jej wolę, przy czym to ona została zapisana w akcie notarialnym jako właścicielka nieruchomości.

 

Zostawić Las Vegas

Gdy tylko kochanek wypełnił kolejne postawione przed nim zadanie, jej miłość do niego znacznie osłabła. Związek zaczął się psuć. Jola coraz częściej nie miała czasu, bolała ją głowa, miała fochy i wybuchy złości. Wojciech K. natomiast powoli uświadamiał sobie, w co się wplątał. Nocami nie mógł spać. Śniły mu się koszmary. Dręczyły go wyrzuty sumienia, czuł się przytłoczony mroczną tajemnicą. Ta demoniczna kobieta owinęła go sobie wokół palca.

Po jakimś czasie oznajmiła mu, że to koniec ich związku. Został sam z kredytem do spłacenia za mieszkanie, z którego nawet nie korzystał i ze świadomością, że współdziałał w pozbyciu się zwłok zamordowanego człowieka. Był zrozpaczony. Całymi dniami wydzwaniał – na zmianę prosił i wygrażał. Nic to nie dało.

Gdy stracił nadzieję na to, że jego ukochana wróci, ostatecznie załamał się.

Nie był w stanie poradzić sobie z wyrzutami sumienia i w końcu zgłosił się na policję. Śledczy nie mogli uwierzyć w to, co słyszą. Dawno zawieszona sprawa porwania gdańskiego biznesmena nagle wróciła w zupełnie nowej odsłonie. Okazało się, że kiedy policjanci w Pruszkowie lub Wołominie szukali porywaczy, przez cały czas mieli morderczynię pod bokiem. Zeznania mężczyzny były przełomem w śledztwie.

W tym czasie jednak Jolanta W.-K. przebywała już w USA. Domyślając się, że jej ostatni partner może nie dochować tajemnicy, uciekła za ocean. Tam nie zasypała gruszek w popiele. Szybko znalazła ukojnie w ramionach nowego amanta. Poderwała bogatego Polonusa, właściciela kilku firm, który obiecał, że ją ozłoci. Ta bajka skończyła się po kilku latach. Policja wystawiła za morderczynią list gończy. W 2008 roku została aresztowana przez FBI w Las Vegas. Na mocy ekstradycji trafiła do Polski.

 

Koniec femme fatale

Po blisko 10 latach od morderstwa rozpoczął się proces w jednej z najmroczniejszych spraw polskiego wymiaru sprawiedliwości. Miał charakter poszlakowy. Prokuratura dysponowała jedynie zeznaniami świadków obciążającymi Jolantę W.-K. – przede wszystkim jej partnera, który spalił zwłoki w lesie, ale także brata oraz przyjaciółki, która jej pomagała. Nie było natomiast żadnych bezpośrednich dowodów. Nie udało się znaleźć broni, z której kobieta zamordowała swego partnera, natomiast badania DNA znalezionych w lesie szczątków ciała, należącego rzekomo do zamordowanego, nie dały jednoznacznych wyników.

Na sali sądowej Jolanta W.–K. zarzekała się, że jest niewinna. Twierdziła, że jej partner wcale nie zginął, a uciekł za granicę z powodu długów i konfliktów z półświatkiem przestępczym. Miał się ukrywać m.in. w Ameryce Południowej.

Sąd nie dał jednak wiary tym tłumaczeniom, uznając za wiarygodne zeznania świadków, obciążające kobietę. Femme fatale z Trójmiasta, która przez całe życie bawiła się mężczyznami i wykorzystywała ich do własnych celów, jesień życia spędzi za kratkami. W 2010 roku, w wieku 50 lat usłyszała wyrok 25 lat więzienia.

Krzysztof Strug

Niektóre okoliczności sprawy zostały zmienione.

< 1 2 3 4

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]