Czekał 4 lata, a kiedy w celi pojawił Jan G. i zaczął drwić z nieudolnej próby zamordowania papieża wiedział, że będzie to jego kolejna ofiara.

Czy życie Tadeusza Wencla potoczyłby się inaczej, gdyby doświadczył szczęśliwego dzieciństwa? Czy tak można tłumaczyć zachowanie człowieka, który zabija dwoje ludzi? Kiedy zapadał wyrok w sprawie pierwszego morderstwa, żadna z osób przysłuchujących się procesowi nie miała wątpliwości, co do jego winy. Jednak zdania na temat kary były podzielone. Niektórzy twierdzili, że wszystkiemu winna jest jego matka, przez to jaki mu zgotowała los…

 

Za wódkę i szmaty

Tadeusz Wencel urodził się w 1948 roku. Był pierwszym z dwójki dzieci państwa S. Niestety ojciec Tadeusza bardzo lubił alkohol, a to nie wróżyło niczego dobrego. Wzięty ślusarz zaczął staczać się na dno, do tego doszły drobne przestępstwa za które, co rusz, trafiał za kratki. Wreszcie w 1950 roku zostawił żonę, zabierając ze sobą młodszego syna, którego wychowywał do swojej śmierci w 1962 roku (popełnił samobójstwo). Później chłopcem opiekowała się konkubina mężczyzny.

Tadeusz został przy matce, ale nie na długo. Sąd odebrał chłopca kobiecie, a jego wychowaniem  zajęła się obca mu Marta Wencel (Tadeusz przejął jej nazwisko). Kobieta nie miała lekkiego życia i kiedy nadarzyła się okazja przeprowadzenia do Warszawy, skorzystała z niej. Dlaczego nie zabrała ze sobą 6-letniego Tadzia? Nie wiadomo. Chłopiec trafił do sublokatorki Marty Wencel – Julii B. Mówiono mu, że jego matka (Marta) zmarła. Uwierzył.

Julia B. wychowała chłopca do 12 roku życia. W tym czasie Tadzio napatrzył się na to, co najgorsze. Kobieta poza pracą na kolei, prowadziła także melinę.

– Wódka i burdel na okrągło – tak Tadeusz Wencel wspominał dom, który stworzyła mu Julia B. – To w domu po raz pierwszy zobaczyłem nagą kobietę i poznałem smak alkoholu.

Pierwsze problemy wychowawcze zaczęły się wcześnie. Tadzio nasiąknięty domową atmosferą zaczął rozrabiać. Najpierw podpalał wieńce na grobach, potem było niszczenie szkolnego mienia i inne podpalenia m.in. sienników z łóżek sąsiadów. Były też gorsze zachowania – pewnego dnia dopadł na podwórku kurę, pokroił ją i wyciągnął wnętrzności.

Coraz śmielsze „wybryki” i nieodpowiedni dom, w którym się wychowywał spowodowały, że Tadeusz trafił do domu dziecka w Węgrowcu. Od tego czasu do 35 roku życia przebywał na wolności tylko 19 miesięcy…

Julia B. jedynie kilka razy odwiedziła chłopca w domu dziecka. Podczas jednego z takich spotkań nastolatek zarzucał jej, że się nim nie interesuje. Oburzyło to kobietę, bo przecież „zajęła się” Tadziem, kiedy Marta W. wyjechała. To wtedy chłopak dowiedział, się, że Marta Wencel była jedynie opiekunką, a jego biologiczna matka „sprzedała go za wódkę i amerykańskie ciuchy”. Ta szokująca wiadomość wstrząsnęła  chłopcem.

 

Pierwsze wyroki

Tadeusz Wencel przebywając w różnych domach dziecka buntował się, uciekał aż zaczął kraść, za co trafił do zakładu wychowawczego. W szkole nie przykładał się do nauki, rozpaczliwie starając się zwrócić na siebie uwagę. Oczywiście robił to w jedyny znany sobie sposób: arogancją i agresją.

W zakładzie wychowawczym zaczął też popełniać pierwsze wykroczenia. Kradł, ponoć „na złość”, a w 1964 roku wspólnie z kolegami podpalił stodołę ze zbożem. Przeniesiono go do schroniska dla nieletnich. Wkrótce otrzymał pierwszy wyrok i umieszczono go w zakładzie poprawczym.

Przenoszono go z jednego zakładu do drugiego. Nigdzie nie miał dobrej opinii: – Odnosił się arogancko, ciągle uciekał, nie starał się zasłużyć na warunkowe zwolnienie twierdząc, że jest mu dobrze – zeznał jeden z opiekunów Tadeusza.

W 1966 roku Tadeusz Wencel zwrócił się do Ministerstwa Sprawiedliwości z prośbą o przeniesienie go do zakładu o surowszym rygorze: – Jestem już za starym wygą i trudno mi żyć wśród młodszych kolegów. Poza tym chcę się nauczyć zawodu – motywował swoją prośbę.

I tak mężczyzna trafił do Malborka, ale po roku pobił kucharkę i karnie został przeniesiony do zakładu w Koźminie. Od tego czasu przenosił się z jednego zakładu do drugiego. Wszczynał bójki i awantury. Po zorganizowaniu buntu połączonego z „demolką” karnie przeniesiono go Iławy. Tam, o dziwo, zaczął się dobrze zachowywać, a nawet skończył szkołę podstawową.

Po 8 latach (21 stycznia 1968 roku) pobytu w „państwowych instytucjach”, został warunkowo zwolniony i po raz pierwszy wyszedł na wolność.

– Chciałem odszukać matkę, znaleźć pracę, założyć rodzinę i zacząć uczciwie żyć – wspominał później tamten czas.

 

Ponieważ nie miał się gdzie podziać, skierował kroki do domu Julii B. Kobieta nie zatrzasnęła przed nim drzwi. Niestety w jej domu nic się nie zmieniło. Tadeusz wyciągnął od kobiety jak najwięcej informacji o biologicznej matce. Postanowił ją odszukać. Za pośrednictwem Centralnego Biura Adresowego w Warszawie ustalił, że kobieta mieszka w Bydgoszczy.

1 2 3>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]