Kiedy Tadeusz Wencel trafił za kratki zapowiadał, że jeśli w więzieniu spotka jakiegoś zwyrodnialca, bez mrugnięcia okiem pozbawi go życia
19 września 2017

To ja, twój syn
Tadeusz Wencel pojechał do Bydgoszczy ale nie miał odwagi zapukać do drzwi matki. Tułał się po dworcach, aż do zatrzymano i skazano na 3 miesiące za włóczęgostwo. Kiedy wyszedł z aresztu postanowił odważyć się i wreszcie poznać matkę. 27 grudnia 1968 roku odwiedził ją w mieszkaniu. Okazało się, że kobieta zapomniała o nim i nie mogła, albo nie chciała sobie przypomnieć. Okazało się także, że nie wspomniała o starszym synu obecnemu mężowi. Na szczęście Tadek miał jednak ze sobą metrykę urodzenia… Opowiedział o swoim dotychczasowym życiu. Kobieta naszykowała mu jeść, zaproponowała nocleg. Nie potrafiła jednak powiedzieć do niego synu : – Co to za syn, który siedział w więzieniu – zeznała później.
Matka Tadeusza i jej mąż nie zamierzali długo gościć mężczyzny. Aby „jakoś” wybrnąć z tej kłopotliwej sytuacji znaleźli mu pracę i miejsce noclegowe w hotelu robotniczym. Tadeusza bardzo to zabolało, postanowił zemścić się na matce: – Chciałem ją zamordować za los jaki mi zgotowała w dzieciństwie i za to, że potem po raz kolejny odtrąciła – wspominał później.
W nowej pracy zabawił jeden dzień. Sprzedał robocze ubranie, kupił wódkę, upił się i poszedł do domu matki odgrażając, że ją zabije, a jej głowę położy pod oknem. Od tego czasu przychodził codziennie i awanturował się pod drzwiami. Kobieta obawiała się o swoje życie. 11 stycznia 1969 roku, kiedy ponownie mu nie otworzyła zaczął rzucać kamieniami w okna jej mieszkania. Później tułał się po mieście, aż włamał się i okradł jeden z kiosków. Zrabowane przedmioty sprzedał, a pieniądze przeznaczył na jedzenie i alkohol. Ponoć też część gotówki oddał nieznanemu uciekinierowi z zakładu poprawczego, którego spotkał na dworcu. Wreszcie zgłosił się na milicję, informując o tym co zrobił.
Przyznał się do wybicia szyb w mieszkaniu matki: – Zrobiłem to z zemsty, za pozbawienie mnie ciepła rodzinnego – tłumaczył. – Sprzedała mnie jako chłopca, a teraz odmówiła dachu nad głową. Mam do niej o to żal i dlatego postanowiłem, że ją zabiję – deklarował.
Tadeusz Wencel trafił za kratki, skąd napisał list do matki prosząc o przebaczenie, tłumacząc swoje postępowanie i prosząc: Pomóżcie mi po wyjściu, żebym rozpoczął nowe życie, zapomniał o tym co było, żebym mógł wrócić do mamy, mieć choć raz w życiu dach nad głową i kogoś bliskiego.
Kobieta nie odpisała.
Wencel napisał też list do Sądu Najwyższego prosząc o zatrzymanie go w więzieniu do końca życia. Prośba ta nie trafiła do adresata.
Więzienie – mój dom
Po raz kolejny Tadeusz opuścił zakład karny 28 lipca 1969 roku. Nie bardzo wiedział co ze sobą począć. 19 sierpnia ponownie pojawił się w Bydgoszczy w pobliżu mieszkania matki. Gdy ją zauważył, podbiegł i złapał za szyję, po chwili jednak uwolnił. Niedługo później ponownie powybijał szyby w mieszkaniu kobiety. Jednak za kratki trafił za niedopełnienie obowiązku meldunkowego (postępowanie o grożenie matce zabiciem zostało umorzone z powodu braku wystarczających dowodów). Kolejny proces był za obrażanie członków zespołu orzekającego, zniszczenie akt oraz rozbicie krzesła podczas rozprawy.
Kiedy Tadeusz Wencel opuszczał więzienne mury w listopadzie 1969 roku, nie odczuwał radości. Kilka dni później podpalił stertę słomy pod Bydgoszczą, po czym zgłosił się do MO: – Podpaliłem aby dostać się do więzienia. Nie jestem przystosowany do życia na wolności. Więzienie jest moim domem – deklarował.
Ponownie aresztowany Wencel został przebadany przez psychiatrów, którzy stwierdzili, że jest niedorozwinięty umysłowo. Skazano go na dwa lata pozbawienia wolności i umieszczenie w Wojewódzkim Szpitalu Chorób Układu Nerwowego w Świeciu. Jeszcze przed odtransportowaniem go tam, przyznał się do innego podpalenia. Kolejne badania psychiatrów, kolejne wyroki i tak aż do 19 kwietnia 1972 roku – kiedy ponownie wyszedł na wolność. Jednak nie zdążył nawet wyjechać z miejsca osadzenia, kiedy w komisariacie milicji napadł na 6 funkcjonariuszy MO i 2 członków ORMO. Kolejna odsiadka, kolejna „wolność” i kolejne wykroczenie 17 lipca 1975 roku. Wyrok, odsiadka i wyjście za kraty 7 grudnia 1976 roku. Tym razem, pobyt na wolności trwał 23 dni. 30 grudnia Wencel wszczął awanturę w barze i groził gościom lokalu toporkiem. Milicja przyjechała uspokoić awanturnika. Tymczasem on zwierzał się, że zabił kobietę, a jej zwłoki ukrył na strychu. Okazało się, że nie blefował…