Co z ciebie za matka

Ciało kobiety znaleziono ukryte na strychu w niewielkim kufrze przy ulicy Kopernika w Świeciu. Zamordowana Janina M. została uduszona przez Tadeusza Wencla około 24-27 grudnia 1976 roku. Dlaczego? Mężczyzna zeznał, że nie spodobało mu się jej zachowanie. Poznali się u Jerzego K., który był konkubentem kobiety i kolegą spod celi Tadeusza Wencla. Kiedy zimą 1976 roku Tadeusz opuścił zakład karny, udał się na melinę do Jurka. Tam poznał Jankę. Razem uczestniczyli w libacjach, ale kiedy nadeszły święta Bożego Narodzenia gospodarz i Wencel nakłaniali kobietę, aby odwiedziła trójkę swoich dzieci. Tadeusz był wyjątkowo wyczulony na matczyną troskę. Janina M. niechętnie opuściła mieszkanie. Następnego dnia opowiedziała, jak to była z dzieciakami na pasterce. Tymczasem Wencel wiedział, że wigilijną noc spędziła z kolegą Jerzego K. Kiedy nadarzyła się okazja i został w mieszkaniu sam z kobietą zarzucił jej niemoralne prowadzenie się: – Ty k… powinnaś wigilię spędzić z dziećmi. Co z ciebie za matka – wyrzucał ze złością.

Postępowanie Janiny M. porównywał do zachowania swojej matki, która też nie interesowała się losem dzieci. Zaczęli się wzajemnie wyzywać. W trakcie awantury Wencel chwycił kobietę za gardło i udusił. Później zeznał: – Dusząc ją wyobrażałem sobie, że to moja matka.

W sprawie morderstwa Janiny M. przesłuchano wiele osób: funkcjonariuszy ze Świecia, bywalców meliny Jerzego K. Na świadka powołano nawet matkę Wencla, ale kobieta skorzystała z prawa odmowy zeznań. Natomiast wezwana Julia B. (była opiekunka) powiedziała: – Gdy go wychowywałam, zły nie był…

Wypowiedziała się także siostra matki Wencla – Helena L. Kobieta zeznała, że Tadeusz był u niej kilka razy i bardzo przeżywał, że matka się go wyrzekła.

Proces zakończyły wielogodzinne przemówienia stron. Prokurator żądał dla oskarżonego kary śmierci. Obrońca nie miał łatwego zadania, bo podczas jego przemowy Wencel zakłócał jego słowa, krzycząc: – Niech nie przemawia!

Wyrok ogłoszono 12 maja 1977 roku. O godzinie 14.00 w sali rozbrzmiały słowa: „Kara śmierci”. Wencel przyjął wyrok z ulgą. Z taką karą nie zgodził się jednak obrońca (argumentując, że oskarżony poinformował o swojej zbrodni, przyznał się do winy, a do tego ma nieukształtowaną osobowość). Sąd Najwyższy podzielił pogląd o rażącej surowości kary i zmienił ją na 25 lat więzienia. Koniec kary przypadłby na 2002 rok. Tej daty Wencel nie doczekał…

 

Na takiego zgnilca czekałem

W maju 1982 roku Tadeusz Wencel został skazany na śmierć za zamordowanie kolegi z celi – Jana G. Mężczyzna wielokrotnie zapowiadał, że jeśli w więzieniu spotka jakiegoś „zgnilca” uwolni od niego społeczeństwo. Na Jana G. czekał 4 lata. Kiedy mężczyzna trafił do jego celi już po kilku minutach wiedział, że go zamorduje.

Jan G., skazany za napad popełniony w recydywie, ponoć kiedy trafił do celi zaczął się popisywać, rzucał krzesłami. Wykrzykiwał czego by to nie zrobił z klawiszami i że chętnie wysadziłby w powietrze cały świat.

– Nagle powiedział, że te głupki nie potrafiły zabić papieża, że on by to lepiej zrobił za butelkę wina – zeznał później Tadeusz Wencel. – To na niego czekałem. Uwolniłem społeczeństwo od kolejnej kanalii. Wyrwałem chwasta!

Tym razem Wencel usłyszał wyrok kary śmierci za uduszenie współwięźnia. Co przyjął z zadowoleniem: – Ja już nie chcę żyć. Już miałem jedną karę, że nie miałem ojca ani matki (…) Zasłużyłem na stryczek, ale chociaż uwolniłem społeczeństwo od dwóch bezwartościowych kanalii.

Wyrok śmierci na Tadeuszu Wenclu wykonano 7 lipca 1983 roku. Kilka tygodni wcześniej telewizja nadawała program, w którym mężczyzna opowiadał o swoim losie. To prawdopodobnie jedyny taki przypadek w kronikach organów ścigania, kiedy morderca dwojga ludzi był tłumaczony przez społeczeństwo, obwiniające za taki obrót sytuacji rodziców i opiekunów dusiciela.

Ryszard Bukowski

< 1 2 3

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]