Czy wiesz, że nawet krzyżowcom w drodze do Ziemi Świętej towarzyszyły prostytutki, umilając im w ten sposób rozłąkę z żonami? Dowiedz się więcej!
18 grudnia 2017
Reakcją na rozpustę antycznego Rzymu była nauka Kościoła, który zyskał sobie dzięki temu licznych zwolenników, jako że przesycenie seksem wielu ludziom rzeczywiście bardzo obrzydło, przynajmniej teoretycznie. Chrześcijaństwo już od pierwszego wieku naszej ery głosiło ideał czystości, nawet seks małżeński traktowano jedynie jako prokreacyjną konieczność.
Uprawiany dla przyjemności spotykał się z potępieniem Ojców Kościoła, którzy jednocześnie traktowali niewiastę jako „naczynie pełne grzechu” i w związku z tym w celibacie widzieli ideał życia pozbawiony pierwiastka zmysłowego. Takie były moralne nauki. Jak przedstawiała się praktyka w okresie wczesnego średniowiecza dokładnie nie wiadomo, gdyż źródła pisane – akta miejskie i sądowe oraz rozporządzenia prawne dotyczą czasów późniejszych: wieku XI i następnych.
Prostytutki niewątpliwie egzystowały w sposób mniej lub bardziej widoczny; od postulatów moralnych do codziennego życia zawsze bywa daleka droga i do tego wybrukowana dobrymi chęciami.
Wiadomo bowiem, (zachowały się w tym względzie wiarygodne świadectwa), że nawet krzyżowcom – a więc ludziom nasyconym wydawałoby się ideałami chrześcijańskimi – towarzyszyły w drodze do Ziemi Świętej prostytutki, i to gromadnie, umilając im rozłąkę z żonami.
Był to jakby powrót do tradycji legionów rzymskich; w ich obozach zawsze było pełno publicznych dziewek, które osładzały wojakom trudy obozowego żywota.
Ta tradycja utrzymała się zresztą do czasów wcale nie tak odległych; w odniesieniu do krzyżowców zastanawia jednak bardzo i stanowi dobrą ilustrację do ludowego porzekadła: „chciałaby dusza do raju, tylko jej grzechy nie dają”. To samo powiedzieć można o średniowiecznych pielgrzymkach do miejsc cudami słynących, jako że wiele pątniczek – według równie wiarygodnych zapisków – utrzymywało się podczas owych pobożnych peregrynacji z kupczenia własnym ciałem. Czynić to miały ponoć z wielkim upodobaniem angielskie mniszki.
Jeśli chodzi o średniowieczne miasta to – jak ustalili historycy tego okresu i tej sfery ludzkiej działalności – prostytutki w początkowym okresie ledwie były tolerowane za fosą i murami, gdzie miały swoje liczne na ogół siedziby. Stopniowo jednak zdobywały teren; najpierw tolerowano je z pewnymi ograniczeniami (np. mogły wabić klientów tylko 2 – 3 godziny po zmroku w określonych miejscach), potem handel ciałem rozwinął się na bardzo szeroką skalę. Jak twierdzą znawcy przedmiotu, zastęp prostytutek w średniowiecznych miastach francuskich był o wiele liczniejszy niż w drugiej połowie XIX wieku; skala ta daje bardzo wiele do myślenia, gdyż okres fin-de-siécle to czas rozkwitu burdeli i płatnego nierządu w ogóle.
A przecież prostytutki miejskie stanowiły jedynie część ówczesnych „pań swawolnych”; określenie to może się wydać zbyt frywolne dla tych czasów, jako że kobiety uprawiające płatny nierząd pracowały nie tylko ciężko, ale powinna im być obca wszelka przyjemność związana z tą pracą. Francuski teolog z początku XII wieku – a była to obowiązująca wówczas doktryna – nauczał w jednym ze swych dzieł, że prostytucja jako wynajmowanie swego ciała jest swoistą formą pracy, profesją godziwą, za którą płaca jest również godziwa. „Jeśli wszelako – twierdził ów mąż uczony – prostytuują się dla przyjemności i wynajmują swoje ciała, by się zabawić, to nie jest to praca i wynagrodzenie jest równie haniebne, jak sam akt”.
Przypomina się tu wierszyk, którym nasi sarmaccy protoplaści zapraszać mieli swe małżonki do wieczornych igraszek: „Nie gwoli swawoli, ale gwoli rodzaju ludzkiego rozmnożenia, użycz mi aśćka swego przyrodzenia”. Dla ówczesnych teoretyków moralności i specjalistów od niebiańskich tajemnic, którzy roztrząsali z całą powagą kwestie: ilu to diabłów mieści się na główce szpilki – podobne rozróżnienia związane z odczuciami przy uprawianiu seksu nie były bynajmniej czczym zajęciem. Szło przecież o takie praktyczne kwestie, jak ta, czy godzi się przyjmować ofiary i zapisy na kościół od prostytutek, nie tylko skruszonych i pokutujących (bo jeśli chodzi o te ostatnie, wątpliwości nie było), ale od czynnych zawodowo.
Stanisław Milewski