Książę William i jego żona rozpoczęli wizytę w Polsce. O ich życiu wiemy wiele. A czy wiesz, że Stanisława Augusta Poniatowskiego próbowano porwać?
17 sierpnia 2017

Warto przytoczyć choćby fragmenty słynnej „Pieśni konfederatów barskich” znanej z „Księdza Marka” Juliusza Słowackiego, a zaczynającej się słowami: – Nigdy z królami nie będziem w aliansach, nigdy przed mocą nie ugniemy szyi, bo u Chrystusa my na ordynansach, słudzy Maryi. Prowadzący od 1768 roku wojnę podjazdową z królem i Rosją, konfederaci znaleźli się w 1771 roku w trudnej sytuacji. Ruch określany przez część historyków pierwszym powstaniem narodowym, militarnie ustępował wojskom rosyjskim. Konfederaci tracili zajęte twierdze, przegrywali bitwy w polu. Ponieważ ogłoszenie bezkrólewia nic nie dało, przywódcy konfederatów barskich zaczęli snuć plany zlikwidowania Stanisława Augusta w celu wybrania nowego władcy. Było to tym bardziej prawdopodobne, ponieważ król Prus Fryderyk II Wielki zaczął popierać kandydaturę władcy księstwa Hessen- Kassel na króla Polski.
Plany porwania
W lecie 1771 roku, jeden z konfederatów litewskich Stanisław Strawiński (kompozytor Igor Strawiński jest jego potomkiem) zaproponował Kazimierzowi Pułaskiemu uprowadzenie króla. W konsekwencji król miał zostać przewieziony do Częstochowy albo Cieszyna i znaleźć się poza strefą wpływów rosyjskiego ambasadora. Liczono też, że na wieść o zniknięciu króla wybuchną w Warszawie rozruchy, co ułatwi atak konfederatów na stolicę. Dodajmy, że rachuby te nie były pozbawione podstaw, gdyż mieszkańcy Warszawy za Stanisławem Augustem raczej nie przepadali. Wreszcie chciano schwytać rosyjskiego dowódcę garnizonu generała Bibikowa i zagarnąć pieniądze znajdujące się w pałacu Bruhla.
Po początkowych wahaniach, 15 sierpnia Pułaski wydał Strawińskiemu rozkazy dotyczące pojmania Stanisława Augusta, jednak zrobił to dopiero po ostatecznym zaakceptowaniu planu przez marszałka konfederacji litewskiej, Michała Paca. Do porwania miały posłużyć oddziały konfederatów barskich, skoncentrowane w okolicach Warszawy. Głównym pomocnikiem Strawińskiego w przeprowadzeniu zaplanowanej akcji miał być Walenty Łukawski, który w nagrodę miał otrzymać od Pułaskiego stopień pułkownika.
W ostatnim dniu października 1771 roku, oddział zamachowców zebrał się w Małej Wsi koło Zakroczymia. Dwudziestu sześciu konfederatów przebrało się w chłopskie stroje i 2 listopada weszli z wozami, na których ukryli broń, do Warszawy.
Zatrzymali się w stajniach należących do zakonu dominikanów, a żaden z braciszków wolał nie interesować się, kim są przybyli i co wwieźli do stolicy. Pamiętajmy, że taka konspiracja była konieczna, gdyż wjazdu do Warszawy pilnowały oddziały rosyjskie walczące z konfederatami już od ponad trzech lat. Przy przekraczaniu rogatek nie obyło się bez kłopotów, ale w końcu wszyscy zamachowcy dotarli do stajni. Do Warszawy miał przybyć także sam Kazimierz Pułaski, ale 31 października jego oddział został rozbity w bitwie z Rosjanami pod Skaryszewem koło Radomia, co załamało jego plany dotyczące udziału w warszawskim zamachu. W tej sytuacji głównym motorem całej akcji był Strawiński i wywiązywał się ze swojej funkcji w sposób wzorowy. Najpierw dokładnie obejrzał i spenetrował wały otaczające Warszawę, a potem wytyczył drogę ucieczki w kierunku Bielan. Następnie, dzięki swoim agentom na Zamku Królewskim oraz osobistej tam wizycie, dowiedział się o planach Stanisława Augusta na najbliższe dni, między innymi uzyskał informację, że w niedzielę 3 listopada król wybiera się do chorego kanclerza Michała Czartoryskiego z wizytą. Ten szczegół z królewskiego rozkładu dnia najbardziej zainteresował przywódcę zamachowców.
Zamach
Niedzielny wieczór 3 listopada 1771 roku był – jak to często w listopadzie – mglisty, dżdżysty i ponury. Strawiński, upewniwszy się, że król wieczorem nie jedzie do teatru a do swojego wuja, chorego kanclerza na ulicę Miodową (do dzisiejszego gmachu Ministerstwa Zdrowia), wyprowadził swoich konfederatów z dominikańskich stajni i rozmieścił wzdłuż ulicy Koziej, a także Kapitulnej. Zamachowcy mieli naśladować zachowanie rosyjskich patroli, aby zbytnio nie rzucać się w oczy. Jednego z oficerów rosyjskich, który rozpoznał w nich powstańców, szybko obezwładniono i uwięziono. Wszystko miało się rozegrać przy ulicy Miodowej, kilkaset metrów od Zamku Królewskiego.