Kto zabił architekta Jana Karbowniczka? Sprawdź czy równie szybko, jak komisarz Izdebski, wpadłbyś na trop zabójcy
9 grudnia 2017
Komisarz Izdebski siedział w fotelu. Sięgnął po herbacianego grzańca stojącego na stoliku, kiedy zadzwoniła służbowa komórka. Nie wróżyło to nic dobrego. Tym bardziej, że na wyświetlaczu wyświetlił się napis „KOMENDA”.
– Panie komisarzu – usłyszał głos oficera dyżurnego. – Zamordowano Jacka Karbowniczka, tego architekta, który zdobył nagrodę za projekt renowacji naszej starówki. Jego zwłoki znalazła żona. Reszty dowie się pan na miejscu.
Kwadrans później komisarz Izdebski był już na miejscu zbrodni. Jako pierwszą o rozmowę poprosił żonę denata. W przesłuchaniu uczestniczył też aspirant Wawrzyniak, który od ponad kwadransa zabezpieczał ślady.
– Wróciłam do domu o 20. Zaskoczyło mnie, że drzwi wejściowe były otwarte, bo Jacek zawsze zamykał je po wejściu do domu – relacjonowała żona zamordowanego. – Poszłam do jego gabinetu. Siedział w fotelu przy biurku z nienaturalnie opuszczoną głową. Kiedy podeszłam bliżej, zobaczyłam plamę krwi na białej koszuli i leżący na podłodze pistolet. Na pewno nie jego, bo nie miał pozwolenia na broń. Ktoś go zastrzelił, a potem próbował upozorować samobójstwo. Nawet domyślam się, kto to mógł zrobić. To pewnie ta wspólniczka, Anna Lubicka. Ani zdolna, ani ładna, nie wiem co w niej widział. Jedyny jej atut to wiek – jest od niego młodsza o 20 lat. Tłumaczył mi, że dzięki jej koneksjom zdobywa intratne zlecenia, ale widziałam, jak pożerał ją wzrokiem. Ostatnio się pokłócili. Ona miała do niego pretensje, że powinna być współautorką tego wyróżnionego projektu naszej starówki. On jej tłumaczył, że tylko przenosiła do komputera jego pomysły. Musicie ją przesłuchać.
– Rozumiem pani nerwy, ale wiemy, co mamy robić – Izdebski zakończył rozmowę. – Aspirancie, macie adres tej wspólniczki? – zapytał.
– Oczywiście. Może byśmy do niej pojechali. Mieszka niedaleko. Pewnie jeszcze nie śpi.
– Następny, który próbuje mnie uczyć – wyrwało mu się. – Oczywiście, wsiadamy do auta i jedziemy. Najwyżej ją obudzimy.
Po dziesięciu minutach obaj policjanci siedzieli w mieszkaniu Lubickiej. Kobieta była zaskoczona widokiem dwóch nieznanych mężczyzn, którzy o 21.30 zastukali do drzwi wejściowych. Detektywi pokazali odznaki policyjne. – Chcieliśmy porozmawiać o pani wspólniku. Nie żyje, strzał prosto w głowę – lakonicznie przedstawili jej cel wizyty, stojąc w progu mieszkania.
– Co pani wie o śmierci Jacka Karbowniczka? – Wawrzyniak z właściwą mu bezpośredniością przeszedł do sedna sprawy.
– To niemożliwe! Przecież dwie godziny temu skończyłam u niego pracę. Pewnie ta zwariowana żona go zabiła. Jacek przebąkiwał, że chyba się z nią rozejdzie przez jej chorobliwą zazdrość. Ubzdurała sobie, że łączy nas coś więcej niż praca. Ale to jej urojenia.
– A jak było naprawdę?
– On miał talent, ja trochę układów. Poza chęcią zarabiania, nic więcej nas nie łączyło. Panowie w wieku mojego ojca niespecjalnie mnie interesują. Mam chłopaka. Przyjechał dziś po mnie samochodem, razem wróciliśmy do domu. Kiedy wychodziłam od Karbowniczka, planował wyłączyć komputer i zrobić kolację, bo żona miała wrócić około 20 z pracy. Zresztą poproszę zaraz narzeczonego, bo siedzi w drugim pokoju z laptopem i kończy jakiś projekt.
– Czy podejrzewał pan zmarłego o romans ze swoją narzeczoną? – zapytał Wawrzyniak chłopaka Lubickiej, kiedy tamten usiadł z nimi przy stole.
– To bzdura – żachnął się mężczyzna.– Nigdy nie widziałem, żeby zanadto ją adorował. Nawet dzisiaj, gdy stał przy furtce, to pomachał jej na pożegnanie, ale to jeszcze nie powód, bym był zazdrosny. Pan Jacek był w doskonałym nastroju, raczej nie wyglądał na człowieka, który kwadrans później chce sobie strzelić w głowę.
– I co komisarzu, wydaje mi się, że musimy przycisnąć żonę denata. Nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia – powiedział Wawrzyniak do Izdebskiego, kiedy zostali sam na sam. – Teraz co druga żona podejrzewa męża o zdradę, gdy tylko obejrzy się za ładną kobitką.
– Nie filozofuj, Wawrzyniak, tylko dokładnie słuchaj, co ludzie mówią – stwierdził wyższy szarzą policjant. – Niekiedy wystarczy kilka słów za dużo
Jak sądzisz, co komisarz miał na myśli?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.