Lało. Nie siąpiło, nie padało, ale lało. Nieprzerwanie od 3 dni. Komisarz Matkowski przeklinał wyjazd. Najpierw upały w Pile, teraz potop w Sopocie
17 listopada 2018
A tak chciał się opalić podczas szkoleniowego wyjazdu do Trójmiasta… Moknął teraz pod daszkiem komendy, czekając na radiowóz i wyjazd na akcję. Od oficera dyżurnego dowiedział się tylko, że to włamanie do salonu , nieprzytomny właściciel, a sprawę „ogarnia” komisarz Dudek, bo to jego rewiry.
Matkowski miał się czegoś przy nim nauczyć.
„Chyba jak tracić czas” – pomyślał, odliczając kolejne minuty.
Wreszcie radiowóz nadjechał i ruszyli. Dudek faktycznie „ogarniał” miasto, znał skróty, więc szybko dojechali na ulicę Jubilerską. Nomen omen w pobliże salonu jubilerskiego, gdzie doszło do napadu.
Mimo że zaparkowali niedaleko, do salonu weszli zlani deszczem. Niech tam, lepszy mokry policjant niż z parasolem – uznał Matkowski. Potem przestawił się z myślenia na obserwację kolegi Dudka. Niech „ogarnia”…
Porucznik Dudek podał nazwisko, stopień i zapytał:
– Co tu się wydarzyło?
„A niech to, oryginalnie, muszę zapamiętać” – Matkowski zakpił w duchu. Potem już z uwagą przysłuchiwał się rozmowie.
Mężczyzna z krwawą raną na głowie mówił chaotycznie, że pracuje tu od roku, teraz sam, bo szef jest na urlopie. Nazywa się Tomasz Dębski, jest sprzedawcą i pomocnikiem. Pracuje, uczy się, sam chciałby otworzyć taki salon. Dziś jak każdego ranka wystawiał co cenniejsze przedmioty na wystawę. Ktoś musiał czaić się przy wejściu, bo kiedy się odwrócił po kolejne precjoza, dostał cios w głowę. Zdążył krzyknąć „Ratunku, pomocy”, ale dostał drugi raz. Dalej nic nie pamięta. Musiał stracić przytomność. Kiedy się ocknął, jakaś pani pytała go, czy nic mu się nie stało.
Dudek i Matkowski pokiwali głowami. Dudek nawet wyjął notes służbowy.
– To pani… – zaczął.
– Grotowska Laura, to ja zawiadomiłam pogotowie i policję – blondynka, z wyglądu 30-latka nie dała szans Dudkowi na dokończenie pytania. – Panowie policjanci już są, a tym z pogotowia nigdy się nie spieszy…
– Zanim przyjadą, proszę zająć się raną – powiedział Dudek do Dębskiego. – A pani opowie nam, co widziała…
– Oczywiście, powiem wszystko jak było. Akurat przejeżdżałam Jubilerską i usłyszałam wołanie o pomoc, coś jakby „Ratunku!”. Zaparkowałam zaraz za rogiem, bo na Jubilerskiej nie było miejsca i zaczęłam biec w stronę salonu. Wtedy zobaczyłam wybiegającego mężczyznę. Krzyknęłam: „Łapać go”, ale na ulicy było prawie pusto i nikt nie zareagował. Weszłam do salonu. Zobaczyłam mężczyznę, krew na głowie, podłodze… Sięgnęłam po telefon. Resztę panowie wiecie…
– Nic jeszcze nie wiemy – odparł Dudek. – Potrafi pani opisać tego uciekającego mężczyznę?
– Był tyłem, widziałam tylko dżinsowe spodnie, brązową kurtkę i torbę na ramię.
– Niski, wysoki? – Dudek otworzył notes.
– Średniego wzrostu, ale wyższy niż pan, znaczy wysoki… – Grotowska poprawiła się na widok miny Dudka.
Komisarz dał spokój Grotowskiej i zwrócił się do Dębskiego:
– Widział pan tego mężczyznę?
– Skąd. Mówiłem już, że straciłem przytomność.
– A potem?
– Zadzwoniłem do właściciela, że był napad.
– Jak zareagował?
– Pytał, czy nic mi się nie stało i czy coś zginęło.
– A zginęło?
– Na pewno pieniądze i jakieś kosztowności. Nie zdążyłem jeszcze sprawdzić.
– Proszę z tym zaczekać. I zamknąć salon do powrotu właściciela – powiedział Dudek. I już po cichu zapytał Matkowskiego: – Sprawdzisz, czy ktoś jeszcze zauważył tego w brązowej kurtce?
– Oczywiście. Ale wcześniej chciałbym obejrzeć auto pani Grotowskiej.
– W taki deszcz!? – oburzyła się Grotowska.
Dlaczego Matkowski sądził, że Dudek nie „ogarnia” wszystkiego i chciał obejrzeć auto Grotowskiej?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.