Marzy Wam się niezapomniana przygoda w Domu Strachu? Porzućcie wyreżyserowany spektakl i wybierzcie się do krakowskiego domu owianego mroczną tajemnicą!
16 sierpnia 2017
Ludowe powiedzenie mówi, że nie buduje się domu na cmentarzu. Tymczasem analizując stare mapy Krakowa i okolic widać, że budynek przy ulicy Kosocickiej powstał właśnie w takim miejscu. Zaczęto go wznosić w latach 70. XX wieku.
Budowano z rozmachem: trzy piętra i duże powierzchnie. Jednak budowli nigdy nie dokończono. Dlaczego? Bo dom jest pechowy. Bo ponoć w nim straszy. Bo w ziemię wsiąknięta jest krew i jakieś przekleństwo.
Dom ten dzisiaj stoi samotnie i niszczeje, jakby czekał. Tylko na co? Na brak gości nie może narzekać, bo to jedno z liczniej odwiedzanych, „nawiedzonych” miejsc w Polsce, a przynajmniej w Małopolsce. W środku jest trochę śmieci, cegieł, napisy na ścianach, ślady po ogniu, stare haki. Czasem ktoś zapali znicz albo przyczepi do ściany medalik lub święty obrazek. Najczęściej na trzecim piętrze, tam gdzie rzekomo miało dochodzić do scen mrożących krew w żyłach. Co ciekawe, jest tam stosunkowo mało śmieci, mogących świadczyć o tym, że ktoś tam przebywa dłużej. A przecież takie pustostany cieszą się wśród bezdomnych dużą popularnością…
Legendy głoszą, że pechowe miejsce to nie tylko „zasługa” cmentarza, ale również jego poprzednich właścicieli. Chociaż samo miejsce podobno od dawna było nawiedzone. Ludzie opowiadają, że w tamtej okolicy już w XVI wieku widywano diabła. Podobno chłopi nie raz widzieli tam rokitę. Skarżyli się swoim panom, że nie chcą i boją się tam pracować. Z historycznych przekazów wynika, że złe moce nie dotyczą tylko czterech ścian, ale samego terenu. Potem stanęła w tym miejscu gospoda, lecz przybytek nie cieszył się dobrą sławą, bo podobno brat zabił tam brata, co utwierdziło ludzi, że nad tym miejscem ciążyło jakieś fatum.
Najnowsze legendy mówią, że w niedokończonym budynku słychać płacz dziecka, ponieważ na oczach kilku maleństw powiesił się tam ich ojciec. Najczęściej jednak przedstawiana jest wersja o dwóch braciach, którzy wspólnie budowali dom. Może z tego powodu, budynek jest tak okazały, bo miały tam zamieszkać dwie rodziny. Niestety, rodzeństwo posprzeczało się i jeden z braci miał zabić drugiego. Dlatego też budowa nigdy nie została ukończona, bo zabrakło gospodarzy. Ponoć morderca był chory psychicznie i udał się na przymusowe leczenie. Jednak od tego czasu dom stoi pusty i w dodatku dzieją się w nim rzeczy niewytłumaczalne. Podobno widywano tam różne postacie, od czasu do czasu zapala się światło, słychać krzyki lub płacz…
Nieszczęsny dom przy Kosocickiej kupił właściciel firmy budowlanej, pochodzący z Zakopanego. Chciał wykończyć dom i prawdopodobnie sprzedać. Niestety nie udało mu się to, ponieważ 2 tygodnie po zakupieniu nieruchomości zginął w wypadku samochodowym, do którego doszło zaledwie 800 metrów od nowo nabytej inwestycji!
Na pechowy dom znalazł się i trzeci chętny. Prawdopodobnie cena obiektu była na tyle atrakcyjna, że ludzi nie zniechęcały legendy niesprzyjające nabyciu nieruchomości. Ponoć kolejny właściciel przyjechał tu w nocy (może chciał sprawdzić czy rzeczywiście tam starszy). Znaleziono go na owianym mroczną sławą trzecim piętrze. Mężczyzna powiesił się. Od tego czasu nie ma chętnego na pechową inwestycję. Powstają też opinie o złej energii, jaka promieniuje z tego miejsca i odbija się na okolicznych zabudowaniach i ich mieszkańcach!
***
Czy w domu przy Kosocickiej w Krakowie rzeczywiście straszy? Aby uwierzyć, trzeba by się przekonać na własne oczy. Oczywiście, jeśli ktoś ma ochotę na takie wycieczki. Może faktycznie jest coś na rzeczy skoro nawet „twardzi” mężczyźni tam nie wytrzymali… Podczas budowy autostrady graniczącej z posesją, na której stoi tajemniczy dom, pracownicy na części działki zorganizowali sobie bazę techniczną. Po pewnym czasie doszli jednak do wniosku, że przeniosą się do pomieszczeń niedokończonego budynku, zamiast nocować w niewygodnych i małych barakach. Niestety nie zabawili tam długo. Ponoć mieli „zwidy” i zaczęli się źle czuć.
Zdania na temat „nawiedzonego” domu są podzielone. Ludzi ciągnie tam, aby na własne oczy przekonać się, jak jest naprawdę. W internecie, na różnych forach dotyczących zjawisk paranormalnych, wymieniają się swoimi wrażeniami. Adam napisał: Byłem tam z kolegą. Na dole nic szczególnego nie było, dopiero na trzecim piętrze poczuliśmy się trochę nieswojo. Przy drzwiach po lewej stronie wisiał sznur, może ten, na którym powiesił się właściciel. A na oknie stał znicz… Wyszliśmy. Potem kumpel miał w rejestrze wysłanych SMS-ów wiadomość, której wcale nie pisał, ani nie wysyłał. Pod nią był błąd wysyłania, a jej treść nawiązywała do miejsca pobytu.
Zdaniem niektórych niedowiarków takie informacje są celowo rozpowszechniane, aby podsycać ciekawość i plotki wśród ludzi. Taki „żart”. Jednak jak skomentować filmik i komentarz człowieka, który poinformował, że był w domu przy Kosocickiej razem z przyjacielem (podaje jego imię i nazwisko), a tydzień po tej wycieczce kolega odebrał sobie życie? Mężczyzna podkreśla, że obaj nie wierzyli w duchy czy inne zjawiska paranormalne, a udali się na Kosociską tylko po to, aby „podbudować” swój sceptycyzm. Na wycieczkę wybrali się w nocy. Do budynku weszli punktualnie o północy i całość eskapady nagrali telefonem. Podczas zwiedzania jednego z pomieszczeń, kamerzysta zobaczył ciemną postać stojącą w kącie pokoju i prawdziwie się wystraszył. Mężczyzna, który później popełnił samobójstwo zachował wyjątkową beztroskę. Czy nie zauważył postaci? A może nikogo tam nie było, tylko wyobraźnia mocniej działała… W każdym razie dalej kontynuowali zwiedzanie, aż dotarli do piwnicy. Tam obaj zobaczyli dziwną postać, która rzuciła się w ich stronę. To wystarczyło, aby zaczęli uciekać. Kiedy dotarli pod blok jednego z nich, przyszły samobójca rozpłakał się. Z późniejszych informacji rodziny wynikało, że przestał być sobą. Następny dzień po wyprawie przesiedział w mieszkaniu, a właściwie przeleżał – pochlipując. Zaniepokojona matka dopytywała jego kolegę (tego od wyprawy), czy przypadkiem czegoś nie brali, bo syn zachowuje się bardzo dziwnie. Po wycieczce młodzi mężczyźni jeszcze tylko raz ze sobą rozmawiali. Telefonicznie. Upewnili się, że obaj widzieli to samo.
– A czy widziałeś to, co później się stało? Co się ze mną działo? – dopytywał przyszły samobójca.
– Nie – odparł kolega. – Biegłem przed siebie.
– A ja jeszcze raz się obejrzałem…
– I co zobaczyłeś?
Odpowiedź nie padła, bo mężczyźnie załamał się głos i wyłączył telefon. Po kilku dniach jego matka znalazła go w wannie z podciętymi żyłami. Zostawił krótki list pożegnalny, w którym napisał: Nie mogę dłużej tego znieść.
Jego kolega przestrzega innych przed wycieczkami do tego przeklętego miejsca. Wyznaje, że gdyby wiedział, że tak tragicznie zakończy się wyprawa, jego noga nie stanęłaby w promieniu kilometra od tego domu.
***
Czy na ul. Kosocickiej straszy? Czy wyznania ludzi są prawdziwe? A może to tylko prowokacja? Oczywiście, takie historie intrygują i zachęcają do sprawdzenia. Okazuje się, że nie wszyscy mieli tam złe doświadczenia. Jedna z internautek tak skomentowała nagranie ze „strasznego” domu: Wybrałam się tam. Nic ciekawego. Zwykły rozwalony dom, w którym absolutnie na nikogo nie można się natknąć. Dodatkowo wejście jest utrudnione. Ale jak ktoś koniecznie chce się tam dostać to niech idzie śmiało. Jedyne niebezpieczeństwo jest takie, że można… spaść ze schodów.
Inny internauta wypowiada się w podobnym tonie: Byłem tam nie wiedząc o tych legendach i wszystko było ok. Jedyne niebezpieczeństwo, jakie mnie spotkało, to straż miejska, przed którą musiałem uciekać.
Dyskusja nie ma końca. Głosy są oczywiście podzielone. Jedni „widzą tam więcej”, drudzy absolutnie nic. Jeszcze inni, na wszelki wypadek, wolą nie sprawdzać. Jedno jest pewne: dom przy Kosocickiej w Krakowie cały czas wzbudza kontrowersje. Podobno zorganizowano „konkurs”, w którym za spędzenie w nim nocy można było dostać nagrodę.
Anna Jagodzińska