Mężczyzna zaginął w czasie żniw. Wprawdzie jego zwłok nigdy nie znaleziono, ale udało się skazać podejrzanych o jego zabójstwo
13 września 2017

Podejrzany o zabójstwo Zdzisława Grabarczyka Andrzej Kramarz odpowiadał z wolnej stopy. W tym procesie poszlakowym jedynym materiałem obciążającym były zeznania trzech osób – świadków dramatycznych wydarzeń, które rozegrały się w 1998 roku. Oskarżony odmówił składania wyjaśnień, więc sędzia odczytał te, które składał w trakcie śledztwa. Jako pierwsi w tej sprawie zeznawali krewni zamordowanego. Przypomnieli plotki, które przed kilkunastu laty krążyły po wsi. Już wtedy wynikało z nich, że Grabarczyk został zamordowany, a o śmierć obwiniano Kramarza… jednak nikt poważnie ich nie potraktował. – Posprzeczali się faceci po wódce, może nawet dali sobie po twarzy, ale niemożliwe, żeby jeden drugiego zamordował – tłumaczono sobie wtedy dziwne opowieści.
Po zeznaniach rodziny przed obliczem sądu stanęli ludzie obdarzeni rzadkimi zdolnościami: wizjoner Dariusz Przybylski i bioenergoterapeuta-radiesteta Dariusz Przybylski. To za ich sprawą dziennikarze pisali potem o „tajemnych mocach w słupskim sądzie”.
– Kilka dni po tamtym zabójstwie miałem objawienie – zeznawał przed sądem Dariusz Przybylski. – Kiedy przejeżdżałem przez Brdę czułem wyraźny zapach krwi. Rzeką płynęła ciemnoczerwona ciecz. W pewnym momencie koń nie chciał iść, zatrzymał się, dostał piany, a potem nagle ruszył z kopyta galopem. Widziałem też jak w stronę sosny szły błyski niebieskie, fioletowe i zielone. To na tej podstawie nabrałem pewności, że Grabarczyk został zamordowany, ale na pewno Andrzej Kramarz nie miał z tym nic wspólnego. Kiedy odmawiałem za zamordowanego różaniec wokół mnie zaświeciło się koło, powstał szum, a psy zaczęły wyć.
O winie Andrzeja Kramarza przekonany był z kolei Grzegorz Lazurczyk, a ta jego pewność wynikała z… badań wahadełkiem, które jednoznacznie wskazało na niego, jako sprawcę zabójstwa. – Zresztą, proszę Wysokiego Sądu – przekonywał świadek – podczas tamtego badania Kramarz niespodziewanie zrzucił herbatę ze stołu i wybiegł z mieszkania, jakby bał się dalszych wyników eksperymentów. To też jednoznacznie wskazuje, że ma z tą sprawą coś wspólnego…
Lazurczyk opowiedział też w sądzie o swoim śnie, który – wedle niego – jednoznacznie wskazywał na sprawstwo Kramarza. Widział we śnie nogi zamordowanego Grabarczyka, wystające spod siana w stodole, potem przyśnił mu się huragan. Wprawdzie to były tylko mary senne, niemniej w rzeczywistości przed kilkoma laty jesienne podmuchy silnego wiatru rzeczywiście zniszczyły stodołę. To przecież nie mógł być zbieg okoliczności…
Był jurny i żadna baba mu się nie oparła
Zeznania pozostałych świadków – przede wszystkim mieszkańców wsi, nie wniosły do sprawy nic ciekawego. Ludzie przedstawiali różne wersje wydarzeń… a raczej to, co zapamiętali z plotek i wiejskich opowieści, które krążyły po tamtej okolicy w 1998 roku i latach następnych. Nie da się ukryć, że mówiło się o tym dość dużo… a jeszcze więcej wymyślało.
Bardzo ważne w tej sprawie były zeznania braci Kosińskich, którzy byli świadkami tamtego dramatu. – Kramarz był trochę nerwowy i wiedziałem, że po złości może człowiekowi zrobić krzywdę – przyznał przez sądem jeden z braci-bliźniaków. – Jak walnął Zdziśka tym odważnikiem to przestraszyłem się, że i nam może się dostać więc uciekliśmy z jego chałupy. Kilka godzin później, była już noc, przyszedł do nas do domu. Powiedział, że musimy mu pomóc, pożyczyć konia z wozem i coś zawieźć do lasu. Nie mówił szczegółach, a ja nie dopytywałem się. Razem z bratem pojechaliśmy do niego do domu, na furmankę zapakowaliśmy jakiś długi pakunek, który potem zawieźliśmy do lasu i tam zakopaliśmy. Kramarz nie mówił nam, że są to zwłoki Grabarczyka, choć od razu się tego domyśliliśmy.
Drugi z braci bliźniaków ani nie potwierdził, ani nie zaprzeczył tej wersji wydarzeń, od samego początku zasłaniając się niepamięcią. – Proszę Wysokiego Sądu – zapewniał – ja w ogóle nie potrafię sobie przypomnieć szczegółów tamtej libacji, bo szybko urwał mi się film. Tamtego dnia mało jadłem i już po pierwszych kieliszkach nieźle szumiało w mi głowie. Nie chciałem odstawać od kompanów, żeby sobie ze mnie kpili, a mimo to piłem dalej. Kompletnie nie pamiętam awantury, nie przypominam sobie, żebyśmy w nocy ukrywali coś nad jeziorem.
O siedzącym na ławie oskarżonych Andrzeju Kramarzu ludzie różnie we wsi mówili. Zdaniem niektórych nie wyróżniał się niczym szczególnym: „żył jak inni, pracował jak inni, pił jak inni”. Inni do tej krótkiej charakterystyki dodali, że zgrywał się często na bawidamka: „był jurny i żadna baba mu się nie oparła i żadna odchodzić od niego nie chciała”.
Podobno zmieniał je niekiedy co kilka tygodni. Mógł ich mieć w swoim życiu nawet kilkadziesiąt. Jedną z nich podobno odbił mu Zdzisław Grabarczyk: mężczyzna nie tylko młodszy, ale również ładniejszy i atrakcyjniejszy. Dobrze zbudowany, z gęstym, zawadiackim czarnym wąsem podobał się kobietom. Kramarz na pierwszy rzut oka po męsku zniósł tę porażkę w miłosnych podbojach, ale kiedy tylko nadarzyła się okazja postanowił się zemścić.
Z zeznań innych świadków, którzy przewinęli się przed słupską Temidą, wyłaniały się kolejne makabryczne szczegóły… a może raczej plotki, które krążyły po okolicy w latach 1998-1999. Jeden z mieszkańców Sąpolna, ciężko chory na raka, mając świadomość iż medycyna jest bezradna wobec jego schorzenia opowiedział kilku sąsiadom, jakoby oskarżony najpierw poćwiartował u siebie w domu ciało denata, a potem je spalił. Podobno latem 1998 roku w mieszkaniu domniemanego zabójcy widział potężną kałużę krwi, zaś zza komórki czuć było jakieś dziwne, trudne do opisania zapachy. Tak jakby zalatywało stamtąd trupem… Tę rewelację powtarzano sobie z ust do ust, choć nikt nie miał na to żadnego dowodu. – Ludzie u nas we wsi tak gadali – potwierdziło to kilku świadków. – Jeden przez drugiego bujdę puścił i tak już potem wszyscy to powtarzali.
Ciekawy efekt przyniosło w tej sprawie badanie podejrzanego wykrywaczem kłamstw. Jak stwierdził potem biegły, analiza odpowiedzi podejrzanego „zawierała emocjonalne ślady charakterystyczne dla osoby, która dokonała przestępstwa”, zaś wyniki świadków wskazywały na „znajomość przebiegu wydarzeń, które rozegrały się w 1998 roku”.
Temida wydaje wyrok
Finał przewodu sądowego nie był nadzwyczajnym zaskoczeniem. Prokurator był przekonany o winie oskarżonego i zażądał dla niego kary 15 lat pozbawienia wolności. Obrońca Kramarza wskazywał na niedoskonałość zebranego w tej sprawie materiału dowodowego i głównie na tej podstawie domagał się uniewinnienia swojego klienta, który w ostatnim słowie nie miał zbyt wiele do powiedzenia. – Jestem niewinny! – powiedział tylko dwa słowa, konsekwentnie podtrzymując swoją dotychczasową linię obrony.