Słupska Temida nie dała jednak wiary jego zapewnieniom i w tej sprawie zapadł wyrok skazujący oskarżonego na 14 lat pozbawienia wolności.  Do wydania wyroku sąd nie potrzebował zwłok zamordowanego mężczyzny.

– Brak ciała nie stanowi przeszkody w wydaniu merytorycznego rozstrzygnięcia w tej sprawie – stwierdził sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku. – Zdarzały się sytuacje, kiedy zabójca palił bądź kawałkował ciało, zaś  części zakopywał w różnych miejscach, a mimo to w tego rodzaju sprawach zapadały wyroki skazujące. W tym konkretnym, sądzonym przez nas przypadku  udało się zebrać inne, obiektywne dowody świadczące o tym, że w taki a nie inny sposób Zdzisław Grabarczyk został pozbawiony życia”.

Tymi dowodami były przede wszystkim zeznania mężczyzn, którzy od 1998 roku, z obawy przed odpowiedzialnością karną, milczeli na temat okoliczności śmierci zaginionego mężczyzny.

Zdecydowali się ujawnić prawdę dopiero po tym, kiedy policjanci poinformowali ich o przedawnieniu karalności popełnionych przez nich czynów. I choć ich zeznania różniły się w pewnych detalach, jak np. przebyta droga do lasu, to w ocenie sądu sprzeczności te „nie dotyczyły istoty sprawy”, jaką była śmierć Zdzisława Grabarczyka. Nie było żadnych wątpliwości co do ich wiarygodności.

Sędzia przyznał jednocześnie, że pomimo ogromnych wysiłków śledczych nie udało się znaleźć żadnych bezpośrednich dowodów popełnionej zbrodni. Dokładnie przebadano odważnik, którym miały być zadane śmiertelne ciosy, ale – przede wszystkim za sprawą upływającego  czasu – nie było tam żadnych śladów biologicznych zamordowanego mężczyzny. Badanie wykrywaczem kłamstw: zarówno oskarżonego, jak i świadków oskarżenia, ze względu na niejednoznaczność wyników , zostało uznane za dowód posiłkowy. Wreszcie słupska Temida odniosła się do zeznań dwóch świadków obdarzonych paranormalnymi zdolnościami. – Trudno jednoznacznie ocenić ich wiarygodność – stwierdził sędzia. Tym samym zostały one całkowicie odrzucone. I trudno się temu dziwić, gdyż biegła psycholog, którą poproszono o ocenę zeznań składanych przez tych niezwykłych świadków stwierdziła, że obaj mężczyźni „mają tendencję do niezamierzonych konfabulacji”, która była z kolei konsekwencją ich przekonania o nadzwyczajnych zdolnościach.

Obrońca nie zgodził się z wyrokiem słupskiej Temidy i złożył apelację na korzyść swego klienta. Po przeanalizowaniu uzasadnienia wyroku, Sąd Apelacyjny w Gdańsku uchylił go i zdecydował o ponownym rozpatrzeniu sprawy przez sąd pierwszej instancji. Gdańska Temida uznała, że sprawa wymaga dokładniejszego i bardziej wnikliwego zbadania. Brakowało np. opinii biegłych, czy w okolicznościach, o których zeznawali świadkowie mogło w ogóle dojść do zabójstwa.

 

* * *

Powtórny proces Andrzeja Kramarza był szybki i krótki, gdyż jako świadków przesłuchano w jego trakcie jedynie biegłych z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, którzy zeznawali na okoliczność zabójstwa Zdzisława Grabarczyka. Przede wszystkim podkreślili, że ich opinia ma charakter czysto teoretyczny i opiera się na zeznaniach innych świadków, relacjonujących przebieg tragicznych zdarzeń. Biorąc to pod uwagę stwierdzili, że denat po otrzymaniu silnego ciosu w głowę pięciokilogramowym odważnikiem mógł nie tylko stracić przytomność, ale również zginąć na miejscu.

Prokurator, tak jak podczas pierwszej rozprawy, przekonywał, że oskarżonego najbardziej obciążają zeznania świadków, którzy byli bezpośrednimi świadkami zabójstwa. Nie mieli oni żadnego interesu, aby mataczyć w tej sprawie, a tym bardziej, by obciążać Kramarza przestępstwami, których nigdy nie popełnił. Pomagali mu w ukryciu zwłok, ale nie powiadomili o tym organów ścigania, bo bali się odpowiedzialności karnej. Dopiero kiedy potencjalne zarzuty przedawniły się, a oni zdali sobie z tego sprawę, złożyli stosowne zeznania….

Obrońca Andrzeja Kramarza skupił się m. in. na kwalifikacji prawnej zarzutu ciążącego na jego kliencie. Według niego prokuratura błędnie zakwalifikowała zdarzenie z 1998 roku jako zabójstwo.

Podkreślił, że oskarżony mógł uderzyć Grabarczyka, ale jego śmierć była wynikiem wypadku co zupełnie zmienia postać zdarzenia, a tym samym zarzucanego mu czynu. Sam oskarżony nie wniósł do sprawy nic nowego. Po raz kolejny podkreślał, że jest niewinny, a ci, którzy wrabiają go w zabójstwo popełnione w 1998 roku kierują się zemstą i osobistymi porachunkami.

Kolejny finał w tej niełatwej i zagadkowej sprawie zapadł pod koniec października 2011 roku – oskarżony został skazany na 14 lat pozbawienia wolności. Sąd Apelacyjny w Gdańsku podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji.

Leon Madejski

 Imiona i nazwiska zostały zmienione.

< 1 2 3 4 5

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]