Różnie zachowują się żony, którym mężowie zarzucają zdradę. Niektóre, za wszelką cenę, chcą się dowiedzieć, kto doniósł o przyprawionych rogach
12 lutego 2018
Stało się! W końcu stało się, myślała zdenerwowana Marzena S., obserwując z niepokojem zachowanie męża. Piotr od przyjścia z pracy nie odezwał się do niej ani słowem, a w jego oczach dostrzegła iście mordercze instynkty.
Powód takiego zachowania mógł być tylko jeden – Piotr musiał się dowiedzieć! Pewnie ktoś mu o wszystkim opowiedział. W zasadzie brała pod uwagę taką ewentualność i w każdej chwili powinna być przygotowana na gwałtowne wyrzuty, a nawet ataki z jego strony, aczkolwiek trochę naiwnie wierzyła, że może jednak nigdy do tego nie dojdzie.
Weszła do pokoju, usiadła na kanapie obok Piotra i dotknęła jego dłoni. Drgnął i odsunął rękę. Nerwowo palił papierosa, nie zważając na popiół, który spadał na reprezentacyjny i drogi jak diabli dywan.
– Powinienem cię zabić! – wycedził wreszcie wściekły. Udając zdziwienie spytała, o co mu chodzi. Zaczął wyrzucać z siebie słowa z szybkością karabinu maszynowego. Z bezładnej i krzykliwej relacji Piotra wynikało, iż właśnie od tak zwanych życzliwych dowiedział się, że ślubna żona, ta sama, która pięć lat temu przysięgała mu przed ołtarzem miłość, wierność i uczciwość małżeńską, jest zwykłą dziwką, zdradzającą go z kim popadnie i gdzie popadnie. To już koniec! Piotr zapowiedział, że wystąpi o rozwód.
– Daję słowo, że nigdy cię nie zdradziłam i nawet mi to głowy nie przyszło – przez cały wieczór zapewniała męża.
Mówiła jak do dziecka, powoli, cierpliwie i łagodnie. Ale nie od razu przyniosło to oczekiwany skutek. – Nie zrobiłabym tego, bo kocham cię, głuptasie.
Marzena S. pracowała jako sekretarka i asystentka dyrektora w firmie, zajmującej się wytwarzaniem energii ze źródeł odnawialnych, która – ku zadowoleniu wszystkich, liczących na pracę – stanęła w 30-tysięcznym Z. przed rokiem. Dyrektor bez wahania przyjął ofertę Marzeny, 28-letniej atrakcyjnej blondynki, w dodatku po studiach licencjackich.
Służbowo często towarzyszyła mu w podróżach i kolacjach biznesowych. Zachowywał się jednak przyzwoicie, żadnego podszczypywania czy klepania po pośladkach. Pod tym względem Ryszard Z. był dżentelmenem. Wiedziała, że jest żonaty, ma dwoje dorastających dzieci. Domyślała się – choćby z wiele mówiących spojrzeń – że bardzo mu się podoba, a jednak nawet nie próbował jej uwodzić, chociaż miał ku temu mnóstwo okazji. Może bał się, że romans na boku z sekretarką zrujnuje mu życie i karierę?
Tak było przez pierwsze trzy, cztery miesiące. Potem sytuacja nagle uległa zmianie. Zasiedzieli się w biurze, przygotowując referat na konferencję w Szczecinie. W pewnym momencie poczuła na piersiach dotyk jego rozpalonej dłoni. Spojrzała na Ryszarda i uświadomiła sobie, że szef myślami jest jak najdalej od rynków zbytu energii z biomasy, nad czym od kilku godzin ślęczeli. Chciała coś powiedzieć, ale mężczyzna zamknął jej usta długim, gorącym pocałunkiem.
– Szaleję za tobą od chwili, gdy cię zobaczyłem – wyznał jej później, gdy nasyceni sobą leżeli w hotelowym pokoju, popijając szampana.
– Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? – spytała, przytulając się do niego.
Wyjaśnił, że miał opory, gdyż nie chciał wyjść w jej oczach na napalonego zwierzchnika, który wykorzystuje zależność służbową, by się jako facet dowartościowywać z młodymi laskami.
– Nie mam nadal pewności, czy tak o mnie nie myślisz, ale już dłużej czekać nie byłem w stanie…
I tak się między nimi zaczęło. Spotykali się zazwyczaj dwa-trzy razy w tygodniu, przeważnie w podmiejskich hotelikach i pensjonatach. W biurze udawali wyłącznie oficjalną znajomość: „panie prezesie, pani Marzenko”. Bardzo dbali, żeby nikt nie domyślił się, że łączy ich namiętny romans. Wiadomo jednak, że nie istnieją idealne zabezpieczenia w żadnej dziedzinie. Ktoś zapewne widział ich we dwoje, nie w godzinach pracy, i mógł się bez trudu domyślić reszty.
* * *
Piotr zmiękł około drugiej w nocy, w małżeńskim łożu. Przeprosił Marzenę za posądzenia o zdradę i wszystkie epitety, którymi ją tego wieczoru uraczył.
– Już w porządku, wierzę ci, kochanie – wyszeptał sennie i cmoknąwszy ją w usta, twardo zasnął.
Nazajutrz musiał wstać bardzo wcześnie. Marzena także musiała być rano w biurze, ale wiedziała, że tej nocy nie zmruży oka. I nawet nie próbowała zasnąć. Co prawda udało jej się przekonać i udobruchać Piotra, ale na tym jej problemy się nie kończyły.