Babcia Agnieszki, wróciła do domu około godziny 12.30. Na podłodze w pokoju leżało nagie ciało 27-letniej wnuczki. Co wydarzyło się w Sokółce?
22 listopada 2017
Jeszcze laptop i pierścionek
Nie planowali jej zabić, ale po co się broniła? Nie mają czasu nawet o tym pomyśleć. Postanawiają zatrzeć ślady zbrodni. Adrian i Piotrek zostają w środku mieszkania, a Mariusz staje „na czatach” w wiatrołapie i ma informować o jakimkolwiek zagrożeniu. Niedługo, jak wynikało ze słów Agnieszki, mogła wrócić jej babcia. Na dole, z podwórka do piwnicy w bloku, schodzą jacyś chłopcy, żeby, jak się potem okazało, wypić kupione w sklepie browary i zapalić marihuanę przez szklaną lufkę, ale stojący na klatce Mariusz prawie nie zwraca ich uwagi.
Postanowili zabrać narzędzie, którym przed chwilą dźgali dziewczynę, czyli nóż, a także rzeczy, których dotykali: dwa widelce i dwie szklanki, aby nikt nie zorientował się, że kiedykolwiek tu byli. Z mieszkania wzięli również granatowy laptop o wartości prawie 2 tys. zł i pierścionek, który mógł kosztować około 130 zł. Delikatnie uchylili drzwi, a Mariusz poinformował ich, że mogą bezpiecznie wyjść. Znalezionymi w mieszkaniu kluczami zamknęli drzwi i wyszli spokojnie z bloku, jak gdyby nigdy nic, udając się pod budynek pobliskiego centrum handlowego Unikat. Stwierdzili, że „wszystko jest w porządku i nie ma żadnego tematu”, choć jeszcze trochę szumiało im w głowie. Chwilę tam przebywali, palili papierosy, po czym rozeszli się.
Mariusz forsował korzystną dla siebie wersję zdarzeń. Mówił o udziale „jedynie” w usiłowaniu zbiorowego gwałtu, ale nie w pozostałej części „zabójczego spektaklu”. Twierdził, że próbował w Agnieszce skończyć, ale mu się nie udało ze względu na opór dziewczyny, a zanim doszło do zabójstwa, wyszedł z mieszkania z plecakiem. Sugerował, że jego DNA znalazło się w ciele ofiary przypadkowo. Potem w sądzie mówił – Trochę nas poniosło. Pozostali w ogóle nie przyznawali się do zarzutów. Zapewniali, że ich w ogóle tam nie było.
Mimo że to Piotr N. był prowodyrem i jako pierwszy zadawał ciosy nożem, każdy z nich odpowiadał za współsprawstwo.
Czy Piotr zadał 12 ciosów nożem, czy też 19 ran kłutych i ciętych, pozostało dla sądu bez znaczenia. Zarówno w jednej, jak i w drugiej sytuacji jego odpowiedzialność była identyczna. Przyniesienie noża to była jego inicjatywa – jak stwierdził sąd. Ale oczywistym jest, że w tym czasie jego wspólnicy trzymali ofiarę. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, iż wiedzieli, po co do kuchni udał się ich wspólnik. Na 100 procent zaś widzieli, z czym wrócił i do czego zamierza użyć noża. Natomiast skoro narzędzie to znalazło się w ręku jednego sprawcy, który zbliżył je do szyi ofiary, to współdziałający z nim mężczyźni musieli być świadomi tego, że zaraz może dojść do tragedii.
Sąd Okręgowy w Białymstoku ukarał mężczyzn pozbawieniem wolności na lat: 25 (Piotrka), 15 (Adriana) i 12 (Mariusza, z uwagi na współpracę w tym poszlakowym procesie) oraz koniecznością wpłaty po 30 tys. zł mamie i babci Agnieszki. Siostra Agnieszki nie mogła uwierzyć, że za takie bestialstwo dostali tak niskie wyroki. Za 10 lat dwóch ze skazanych mężczyzn będzie mogło się starać o wcześniejsze wyjście na wolność. Sąsiedzi natomiast do tej pory mają pretensje, że przez całą sprawę musieli uczestniczyć w przesłuchaniach i rozprawach.
Sprawcy w trakcie procesu nie powiedzieli nawet słowa „przepraszam” rodzinie ofiary, nie wykazali skruchy.
Ani odrobinę nie żałowali tego, co zrobili. Tak jakby Agnieszka zasłużyła sobie na śmierć tym, że broniła się przed gwałtem. Sąd w odczytanym wyroku stwierdził, że mężczyźni są „skrajnie zdemoralizowani”. Mariusz P. otwarcie przyznał, że w więzieniu szanse na resocjalizację są niewielkie. Kiedy został osadzony wcześniej za kradzieże, niejednokrotnie życzył innym śmierci, a także planował ze współosadzonymi powiesić pedofila, a tylko splot okoliczności spowodował, że do tego nie doszło. Było to już po zgwałceniu i zamordowaniu Agnieszki, ale przed wykryciem przestępstwa.
Agnieszka Żądło