Na przełomie lat 80. i 90. w majestacie prawa uchylono furtkę, dzięki której do Polski legalnie sprowadzano miliony litrów spirytusu
6 kwietnia 2019
Kto miał zarobić wielkie pieniądze, ten zdążył je zarobić! Ocenia się, że tylko w 1990 roku biznes alkoholowy spowodował straty dla budżetu państwa w wysokości co najmniej 2 bln starych złotych. Wystarczyło kilka tygodni, by co bardziej przedsiębiorczy Polacy zbili na tym biznesie olbrzymi majątek. Trzeba pamiętać, że każdorazowy import oznaczał dziesięciokrotne pomnożenie zainwestowanego kapitału. Wszystko to praktycznie w majestacie prawa. Do tego niebagatelne znaczenie miała możliwość zalegalizowania pieniędzy, które pochodziły z przestępczej działalności.
Kto zawinił? Kto zarobił?
Pokłosiem tej afery było powołanie pierwszej w powojennych dziejach Polski komisji śledczej, która miała odpowiedzieć na fundamentalne pytania: kto zawinił? Kto na tym zarobił? Kto powinien ponieść odpowiedzialność za cały ten bałagan?
Komisja pracowała za zamkniętymi drzwiami. Przesłuchała legion świadków, w tym ministrów rządów Rakowskiego i Mazowieckiego, oraz kolejnych szefów Głównego Urzędu Ceł. Zdumiewające, że żaden kompetentny urzędnik państwowy nie potrafił choćby z grubsza oszacować ilości sprowadzonego alkoholu. Owszem, szef GUC zeznał, iż 75 proc. faktur było sfałszowanych przez „firmy krzaki”, ale nikt nie określił, jakie straty poniosło z tego tytułu państwo. Komisja nie znalazła żadnych dowodów potwierdzających udział osób publicznych w tej aferze. Znaleziono jedynie podstawy do postawienia niektórym członkom rządu zarzutów o niewłaściwe wykonywanie obowiązków.
W raporcie końcowym z czerwca 1991 roku komisja uznała, że aferze winni są wicepremierzy i ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę, celnicy i policja. Wszyscy oni wykazali się „niekompetencją, lekceważeniem bądź wręcz nieświadomością własnych powinności”. Według komisji przed Trybunałem Stanu powinni stanąć: wicepremier i minister finansów w rządzie Mazowieckiego, Leszek Balcerowicz; kolejni ministrowie spraw wewnętrznych w tym rządzie – Czesław Kiszczak i Krzysztof Kozłowski, a także były prezes Głównego Urzędu Ceł, Jerzy Ćwiek. W raporcie końcowym komisja stwierdziła, że potrzebne są nowe rozwiązania organizacyjne (np. wyspecjalizowana policja) do walki z przestępczością zorganizowaną na wielką skalę. Ustalenia prokuratury i Głównego Urzędu Ceł potwierdzały fakty korupcji wśród pracowników urzędów celnych. Szczególnie negatywne skutki wynikały z niedostatecznego współdziałania resortu finansów i współpracy gospodarczej z zagranicą, które podejmowały różne, wzajemnie nieskoordynowane działania przeciwko importowi alkoholi. Ministerstwo Finansów ponosi odpowiedzialność za błędy popełnione w interpretacji prawa przekazywanej izbom skarbowym. Nagminne stały się przypadki omijania prawa, oszustwa celne i skarbowe. W wielu przypadkach tworzono fikcyjne przedsiębiorstwa lub połączone ze sobą spółki w celu uniknięcia opodatkowania.
Zanim kogokolwiek pociągnięto do odpowiedzialności, rozwiązał się Sejm kontraktowy. Po nowych wyborach, już w III RP, uchwałą z marca 1993 roku Sejm umorzył postępowanie wobec większości osób, które miały stanąć przed Trybunałem Stanu.
18 czerwca 1997 roku Trybunał Stanu, po trwającym ponad rok procesie, wydał wyrok, w którym „za niedopełnienie obowiązków służbowych” skazano prezesa Głównego Urzędu Ceł – Jerzego Ćwieka i ministra współpracy z zagranicą – Dominika Jastrzębskiego na utratę biernego prawa wyborczego na 5 lat i zakaz zajmowania przez ten okres kierowniczych stanowisk w państwie. Jednocześnie uniewinniono 3 inne osoby. Była to pierwsza rozprawa przed Trybunałem Stanu w III Rzeczpospolitej i pierwszy prawomocny wyrok Trybunału od 1926 roku.
Naszym chłopcom udało się zaczerpnąć małe wiaderko…
Wraz z upadkiem PRL-u zaczęły tworzyć się finansowe podstawy przestępczego podziemia. Tylko w 1990 roku prokuratura prowadziła ponad 1,5 tys. spraw związanych z importem, obrotem lub przemytem alkoholu do Polski. Przemycany z Zachodu alkohol szybko stał się najlepszym źródłem finansowania coraz lepiej zorganizowanych grup przestępczych.
„Do Polski wpłynęło w tych latach, jak później o tym pisano w prasie, co najmniej 25 mln litrów spirytusu. Czyli ponad tysiąc tirów-cystern. Moim zdaniem było tego co najmniej trzy razy tyle” – pisał wspominany już Henryk Niewiadomski pseudo. „Dziad” (obwołany przez dziennikarzy szefem tzw. mafii wołomińskiej) na łamach książki „Świat według Dziada”. „Dzisiaj widzę zasadniczą różnicę między ludźmi z władzy a chłopcami z miasta. Tamci rujnowali swoje własne, a przy tym także moje państwo, chłopcy zaś odbierali im tylko małą część tego łupu. Jeśli użyć stosownego porównania, to z potopu sprowadzonego przez »Górę« na nasz kraj chłopcom udało się zaczerpnąć małe wiaderko”.