Komisarz Ryński nie był pewien czy przyczyna śmierci Wierzyńskiego mogła być naturalna. Czy miał rację? Sprawdź czy nadajesz się na detektywa
10 maja 2020
Nazwa spółki produkcyjnej „4tuna” brzmiała nieco dziwacznie, ale jej właścicielom się podobała. Było ich czterech – stąd 4 w nazwie.
Czytana po angielsku i sklejona z drugim członem nazwy układała się jak „For-tuna”. A o nią, o fortunę właśnie, chodziło czwórce wspólników. Zaczynali w różnym fachu – drukarstwie, informatyce… Dopiero połączenie dwóch specjalizacji i produkcja drukarek 3D przyniosło ambitnym 40-latkom uśmiech fortuny. Trafili w czas, zamówienia płynęły… Fortuna śmiała się pełną gębą! Aż do dziś.
– Szefie, mamy zgłoszenie z Fortuny… – dzwonił podoficer dyżurny policji w O. – Tak, z tej spółki „4tuna”. Prezes nie żyje. Znaleźli go w gabinecie. Pogotowie zawiadomione, technicy też.
Komisarz Marek Ryński zabrał swoje rzeczy do służbowej octavii i ruszył do strefy rozwoju gospodarczego, gdzie mieściła się firma. Po drodze rozmyślał, co się mogło wydarzyć? Dokąd jedzie? Na miejsce wypadku czy zbrodni?
Na firmowym parkingu, mimo sobotniego wieczoru, stało kilka samochodów.
– Tutaj to normalka. Dyrekcja świątek piątek w robocie – powiedział Ryńskiemu ochroniarz i wskazał drogę do szefostwa firmy.
– To musiał być zawał… – mówił jeden z mężczyzn, kiedy Ryński wszedł do gabinetu prezesa.
– Komisarz Marek Ryński z Komendy Policji w O. Proszę zostać na miejscu. I powiedzieć, co się wydarzyło, po kolei – powiedział Ryński, obserwując twarze dwóch mężczyzn stojących w progu pokoju. Trzeci, leżący, nie mógł już nic powiedzieć…
– Nasz kolega nie żyje. To pewnie zawał – powtórzył mężczyzna w marynarce. – Nazywam się Mariusz Krupiński, jestem wiceprezesem firmy.
– Janusz Rudnik, wiceprezes – przedstawił się drugi mężczyzna.
– Obaj panowie wiceprezesi?
– Tak. Jest jeszcze trzeci, ale dziś poza firmą, w delegacji. Taką strukturę przyjęliśmy dla wygody. Jeden główny, Marcin Wierzyński, trzech zastępców.
– Mówił pan o zawale, dlaczego?
– Marcin ostatnio bardzo dużo pracował, Znaczy wszyscy dużo pracujemy, nawet w weekendy, jak dziś. Ale on nie potrafił się odstresować…
– Serce mogło nie wytrzymać – dodał Rudnik. – Akurat wszedłem do pokoju, kiedy Marcin wstał od biurka, jakby szedł w stronę okna. „O Jezu!”, powiedział, pośliznął na dywanie i upadł, chwytając za serce…
Ryński rozejrzał się po gabinecie. Na podłodze gruby dywan. Na nim solidne dębowe biurko, przed nim stolik, dwa głębokie fotele. Marcin Wierzyński, wysoki, ciemny zarost, leżał na wznak. Ręce miał ułożone wzdłuż ciała, dłonie zaciśnięte, stopy naprężone.
– Czy prezes Wierzyński miał jakieś kłopoty? Obawiał się czegoś?
– Co do firmy nie, ale wspominał o bólach serca.
– Panowie często spotykali się w pracy w sobotnie wieczory?
– Tak, firma ma ostatnio dużo zamówień, wymaga nadzoru.
– Podobnie jak nasze dochodzenie w sprawie śmierci prezesa Wierzyńskiego… Jej przyczyny poznamy po sekcji zwłok.
Komisarz Ryński nie był pewien czy przyczyna śmierci Wierzyńskiego mogła być naturalna. Czy miał rację?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.