„Oddziałowy przeszukując celę, przywłaszczył sobie gołębie piórko, z którym byłem emocjonalnie związany”, czyli skargi, wnioski i zażalenia spod celi
17 sierpnia 2017
Do ordynatora, który jako biegły sądowy miał wydać opinię o jej poczytalności: Czy pan doktor nie widzi, jak zamykam się w łazience w obawie przed goniącymi mnie pociągami? Że nie mogę zasnąć, bo słyszę głosy? Panowie doktorzy powinni wiedzieć, że psychoza urojeniowa sieje w człowieku spustoszenia.
Opinia psychiatrów była jednoznaczna: to nie są prawdziwe objawy choroby psychicznej. Prokurator skierował akt oskarżenia do sądu. Na rozprawach Elżbieta M. powtarzała: Jestem skomplikowanym przypadkiem choroby psychicznej, dla otoczenia niebezpiecznym, proszę o umożliwienie mi odzyskania zdrowia w warunkach wolnościowych.
Po czterech latach postępowania, zapadł wyrok: dożywocie. Sąd Najwyższy oddalił kasację. Elżbieta M. jeszcze przez rok pisała do ministra sprawiedliwości, domagając się uznania jej za chorą umysłowo. Potem zmieniła adresata swej obszernej korespondencji. Wdała się w listowne romanse z osadzonymi. Wszystkim swym adoratorom będzie tłumaczyć: Mam skomplikowaną osobowość. Mój przypadek jest omawiany ze studentami medycyny. W żadnym z listów nie pojawia się bodaj wzmianka o Amadeuszu.
Wyrządził mi krzywdę
Krystyna S. przez kilkanaście lat zamęczała sądy korespondencją spod celi. Została skazana na 25 lat pozbawienia wolności za wydanie polecenia podłożenia bomby w samochodzie, którym jechał jej mąż. Dotkliwie poparzony mężczyzna zmarł.
Kobieta przyznała się do przestępstwa, ale wbrew faktom usiłowała przekonać sąd, a już po wydaniu prawomocnego wyroku – także prezydenta RP, że mąż ją maltretował. Obraz tyrana w żaden sposób nie pokrywał się z materiałem dowodowym i zeznaniami innych świadków. Tymczasem z biegiem lat wymyślane w celi opisy doznanych w małżeństwie cierpień zwielokrotniały się, eskalowały dramaturgię rzekomych zdarzeń.
Skazana napisała siedem bezskutecznych próśb do kolejnych prezydentów o prawo łaski. We wszystkich podaniach szeroko opisywała, jakim potworem był jej mąż i że nie miała wyjścia, musiała go „zlikwidować”. Twierdziła jednak: Pomimo krzywdy, jaką mi wyrządził, bardzo go kochałam. Teraz często odwiedza mnie w snach i niejednokrotnie czuję jego obecność. Wiem, że mnie nie wini za to, co zrobiłam, bo zasłużył sobie na taki koniec.
Po 15 latach wysyłania skarg zza krat Krystyna S. zamilkła. W czasie odsiadywania wyroku zmieniła stan cywilny i nazwisko.
– Od tej pory nigdy więcej nie poprosiła o kopertę ze znaczkiem – powiedział więzienny wychowawca.
To była gehenna
Poza organami wymiaru sprawiedliwości skargi skazanych adresowane są też do redakcji. Największym zainteresowaniem cieszą się programy telewizyjne, gdzie można opowiedzieć o swej niewinności, wykrzyczeć krzywdę. Pewna, wcale niemała grupa więźniów, chętnie korzysta z takiej możliwości. Ciągnie ich do kamery swoisty ekshibicjonizm.
Daria L. zastrzeliła swego męża, Jana L., gdy wieczorem drzemał na kanapie w salonie. Po jego śmierci – Jan L. był właścicielem dobrze prosperującej firmy – z sejfu zniknęło 160 tysięcy dolarów. Oskarżona nie pracowała zawodowo, domem zajmowały się dwie gosposie. Jan L. miał wśród znajomych, a także w swojej rodzinie, opinię pantoflarza. O atrakcyjnej, 40-letniej Darii L. mówiono, że jest nieprzewidywalna, chimeryczna i myśli tylko o pieniądzach. Wymogła na mężu sporządzenie umowy notarialnej o darowiźnie jego czterech nieruchomości.
Wkrótce potem Jan L. dostał zawiadomienie o wniesieniu przez małżonkę pozwu do sądu o powierzenie jej wyłącznej opieki nad dziećmi, a także o wysokie alimenty. Powód: jest pedofilem! Ze sprawy o odebranie praw ojcowskich Jan L. wyszedł zwycięsko. Nadal byli małżeństwem. Ona czasem go uderzyła, ale mężczyzna nikomu o tym nie mówił. Zawsze wybaczał.
Zarówno podczas śledztwa w związku z zastrzeleniem męża, jak i procesu sądowego, Daria L. twierdziła, że nie pamięta, co się stało owego wieczoru. Biegły psycholog orzekł, że oskarżona ma osobowość histrioniczną. Jest skłonna do teatralnych zachowań, za wszelką cenę pragnie zwracać na siebie uwagę. Cierpi, gdy nie jest w centrum zainteresowania. Stwierdzono, że nie zabiła w stanie silnego wzburzenia. Zapadł prawomocny wyrok – 25 lat więzienia. Po wyczerpaniu wszystkich możliwości prawnych przez adwokatów, skazana zainteresowała swą sprawą fundację, zajmującą się ofiarami przemocy domowej. Wkrótce miała swój wielki dzień – wystąpiła w telewizji odpowiadając na pytania reporterki, żarliwej obrończyni ciemiężonych kobiet. Kompletna nieznajomość akt sądowych przez prowadzącą program stworzyła skazanej pole do popisu.
Oto fragment tej rozmowy:
– Jak długo trwała pani gehenna? Mam na myśli znęcanie się męża.
– Latami. On to robił w sposób przemyślany. Tak, aby nie było śladów. Pod łóżkiem leżał kij bejsbolowy. Gdy zaczął bić, bił, aż nie skończył.
– Czuła się pani poniżona jako kobieta?
– Oczywiście. O ile dopuściłam się czynu, to w afekcie. Powinnam mieć terapię, a za afekt wyrok o wiele mniejszy. Ale sędziowie byli do mnie wrogo nastawieni.
– Nasza fundacja wystąpi do Sądu Najwyższego o wznowienie procesu. Jeśli to nie pomoże, zainicjujemy zbieranie w internecie podpisów do prezydenta o ułaskawienie pani Darii L. jako ofiary przemocy – oświadczyła na wizji reporterka.
Były to słowa na wiatr, ale skazaną zmotywowały do pisania dalszych skarg.
Jak gangster z gangsterem
Kiedy więźniowie pogodzą się z prawomocnym wyrokiem (niektórzy nigdy), szukają innych drzwi, dzięki którym mogliby chociaż na kilka godzin odetchnąć wolnością. Takie szanse stwarza zawiadomienie organów ścigania, że ma się coś ważnego, acz poufnego do powiedzenia. W sprawie własnej, albo – co bardziej skutkuje – na temat któregoś z aresztantów. Jeśli oferta zostanie przyjęta, można liczyć na wyjazd do prokuratury na przesłuchanie, a następnie – mimo że w towarzystwie konwoju – na rozprawę w sądzie w charakterze świadka.
Szczególną gorliwość w informowaniu organów ścigania o przestępstwach – prawdziwych, czy wymyślonych – współtowarzyszy spod celi przejawiają ci autorzy listów, którzy zabiegają o status świadka koronnego, albo nadzwyczajną rewizje prawomocnego wyroku. Wtedy gotowi są spełnić każde życzenie prokuratora. Ale jeśli nie uzyskają obiecanych korzyści, oskarżyciel nie może liczyć na ich lojalność. Zmanipulowany świadek staje na rozprawie sądowej dęba.