Odrzucenie, lekceważenie, brak miłości. Ciągłe pretensje i brak zrozumienia. Tak było naprawdę, czy to tylko próba usprawiedliwienia okrutnego czynu?
22 sierpnia 2019

Anna W. była matką dwóch dorastających córek i 6-letniego Pawła, kiedy rozwiodła się z mężem. Nie układało im się od lat. Ona była dość despotyczna, on nadużywał alkoholu. W domu często dochodziło do awantur.
Córki, Magdalena i Grażyna, wyprowadziły się, kiedy tylko osiągnęły pełnoletniość, Paweł został z matką. Ojciec od chwili rozwodu nie interesował się nim zupełnie.
Anna niedługo pozostała samotna. Dom i ogród wymagały męskiej ręki. Syn też. Wiedziała, że zarówno we wsi, gdzie mieszkała, jak i w okolicy znalezienie mężczyzny stanu wolnego graniczyło z cudem. Postanowiła więc poszukać gdzie indziej. Jedno z pism kobiecych prowadziło rubrykę matrymonialną. W ten sposób Anna poznała Krzysztofa W. Zaczęli się spotykać i wyglądało na to, że przypadli sobie do gustu. Dla Anny było ważne, że Krzysztof jest stanu wolnego i że zaakceptował jej syna. Od chwili poznania do decyzji o wspólnym życiu upłynęło kilka miesięcy i wkrótce się pobrali.
Relacje Krzysztofa z pasierbem układały się dobrze.
Paweł był spokojnym chłopcem, wobec ojczyma zawsze grzecznym, choć tak naprawdę nie wiadomo było, co myśli, bo był dzieckiem dość skrytym. Gdy małżeństwu urodził się syn, Paweł właśnie szedł do pierwszej klasy. Rok później Anna urodziła kolejnego syna. Młodszym chłopcom, co zrozumiałe, poświęcała znacznie więcej czasu i uwagi niż ośmioletniemu już Pawłowi. Mimo to chłopiec bardzo dobrze radził sobie w szkole, nie sprawiał kłopotów, był chwalony przez nauczycieli. A miejscowy ksiądz, u którego Paweł był ministrantem, nie mógł się go nachwalić i namawiał go do wstąpienia do stanu kapłańskiego.
Pierwszy mąż Anny – Marian Z. – wyprowadził się do Nowego Sącza i nie utrzymywał kontaktu ani z byłą żoną, ani z synem, jedynie regularnie przysyłał alimenty. Paweł tęsknił za ojcem, prosił matkę, żeby mógł go odwiedzić, ale spotykał się z odmową.
Wkrótce okazało się, że drugi związek też nie bardzo się Annie udał. Jej nowy mąż Krzysztof nie miał stałej pracy, łapał jakieś doraźne fuchy i niewiele zarabiał, a w domu też niezbyt się garnął do jakichkolwiek zajęć. Anna wypominała mu to. Coraz częściej kłócili się z tego powodu. Wreszcie po kolejnej awanturze Krzysztof W. wyprowadził się z domu. A właściwie został z niego wyrzucony.
Anna została z trójką dzieci.
Szymek, najmłodszy syn, był chory na padaczkę i wymagał szczególnej opieki. Anna, mimo że samotna, radziła sobie całkiem nieźle, przez sąsiadów była postrzegana jako troskliwa matka i dobra gospodyni.
Paweł był dla matki wielką podporą. To głównie on odrabiał z chłopcami lekcje, gdy zaczęli chodzić do szkoły i zapewniał im opiekę, kiedy matki nie było w domu. Młodsi bracia lubili starszego, czasem kłócili się i bili między sobą, ale wobec Pawła czuli respekt.
– Spokojna, kochająca się rodzina – oceniali rodzinę Anny W. sąsiedzi.
Wyjechała bez słowa
W sierpniową niedzielę Magdalena, córka Anny z pierwszego małżeństwa, przyjechała poinformować matkę o pogrzebie babci. Uroczystość miała się odbyć za trzy dni. Matki nie zastała, w domu był tylko Paweł.
– Mama z chłopcami pojechała odwiedzić babcię, pewnie się minęłyście – powiedział siostrze.
Ale w środę na pogrzebie ani Anna, ani jej synowie się nie pojawili. Zaniepokoiło to córki i postanowiły sprawdzić, co się dzieje. Przyjechały obydwie, razem z mężami.
Zastały zamknięte drzwi, nikt nie reagował na dzwonek i wołanie, a po podwórku biegał wyraźnie wystraszony i głodny pies. Od sąsiadów dowiedziały się, że nie widzieli Anny ani żadnego z chłopców od kilku dni.
Mężczyźni wybili szybę w okienku piwnicznym i dostali się do środka.
W domu panowała cisza, choć Grażynie wydawało się, że słyszy jakieś odgłosy na piętrze. Kiedy wchodziła na górę, zobaczyła na schodach przewrócone krzesło, a do poręczy przywiązany kabel antenowy. W sypialni matki było pusto, w sąsiednim pokoju leżał na łóżku Paweł. Był nieprzytomny, ale oddychał, na szafce nocnej leżały dwie puste fiolki po kroplach przeciwpadaczkowych i opakowanie po leku przeciwbólowym.
– Paweł! Paweł! – zaczęła potrząsać bratem, ale nie otwierał oczu.
Do pokoju weszła pozostała trójka.
– Rany boskie! Co mu się stało? Co tu się stało? – histeryzowały kobiety.
Ich mężowie przytomnie wezwali pogotowie do Pawła, a potem powiadomili policję o zaginięciu Anny i jej dwóch synów.
Jak zakończyła się ta historia czytaj w najnowszym „Detektywie” nr 9/2019.
Więcej ciekawych i intrygujących tematów kryminalnych znajdziesz w najnowszym miesięczniku „Detektyw” nr 9/2019 w sprzedaży od 13 sierpnia 2019 roku, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.