Ogromny brzuch Diane Downs zrobił wrażenie w mediach, gdy rano 28 lutego 1984 roku została aresztowana przed wejściem na pocztę w Eugene cz. 6/6
6 maja 2019
Wyrodna matka i sprawczyni sfingowanego napadu zagościła na co dzień w głównych wydaniach dzienników telewizyjnych i w prasie. Reporterzy wysokonakładowych bulwarówek przemierzyli całą trasę jej życiowych przygód, dublując żmudną robotę detektywów, w poszukiwaniu choćby najdrobniejszego szczegółu z jej przeszłości.
Proces „księżniczki Di z Oregonu”, bo taką etykietkę od razu przylepiły jej media, rozpoczął się 10 maja tegoż roku i przez sześć tygodni był niezwykłym w amerykańskim sądownictwie „wyciskaczem łez”, poruszającym do żywego lokalną publiczność i żądną sensacji telewizyjną widownię. Część tych emocji zgarniała na swoje konto Diane, pokazując się codziennie w sądzie w konserwatywnych sukniach przyszłej matki, w doskonałej fryzurze i makijażu, w dramatycznych momentach dotykając czule rosnącego brzucha, jakby wzywając na pomoc świadka swej niewinności. Na publikę działało to mocno: śliczna, młoda kobieta, walcząca przez całe życie o prawo do miłości, krzywdzona przez tylu mężczyzn… Czy to możliwe? Czy byłaby w stanie popełnić to straszne przestępstwo, o które teraz oskarża ją stan Oregon?
Diane nie potrafiła powstrzymać się od komentowania zeznań składanych na jej niekorzyść. Szeptała do siebie lub do adwokata, wykrzywiała twarz w dezaprobacie lub w ogóle udawała, że nie słucha, gdy prokurator i przywoływani przez niego świadkowie prezentowali motyw zbrodni, a więc jej zaborczą miłość do listonosza Herberta, jej brak uczuć macierzyńskich, jej zimne zachowanie w dniach, gdy dzieci walczyły o życie w szpitalu. Nie zwracała szczególnej uwagi na zeznania ekspertów, prezentujących obciążające ją ślady krwi i prochu w samochodzie. Trwało to długo, dzień po dniu, i jak każda część dowodowa procesu, było nużące dla wszystkich zgromadzonych na sali sądu w Eugene.
* * *
Nikt nie znał do końca taktyki oskarżenia, toteż zapadła dramatyczna cisza gdy na podium dla świadków weszła nieśmiała i zapłakana dziewczynka. Kilka dni wcześniej zeznawał lekarz, który przed rokiem ratował jej życie. Ze wszystkich najcięższych przypadków w mojej karierze to Christie była najbliżej śmierci. To istny cud, że wróciła do życia – powiedział doktor David Miller. Teraz dziewięcioletnia Christie była właściwie już zdrowa, jeśli nie liczyć ledwo uchwytnej wady wymowy i sparaliżowanej prawej ręki. Zaraz po wejściu na salę jej oczy wypatrywały matki, która siedziała w centralnym punkcie, na ławie oskarżonych. Patrzyły na siebie i płakały. Po długiej chwili dziewczynka uspokoiła się i odpowiedziała na serię pytań prokuratora, który chciał udowodnić wszystkim na tej sali, że Christie potrafi odróżnić prawdę od fałszu. I będzie mówić tylko prawdę.
W pierwszych fragmentach swego zeznania dziewczynka zaprzeczyła istnieniu „kudłatej bestii”. W tamten wieczór nikt nie stanął na drodze. Nikt nie zatrzymał nagle samochodu. Nie było żadnego napastnika.
– Czy pamiętasz ten moment, kiedy samochód się zatrzymał? – pytał prokurator Hugi.
– Tak… – odpowiedziała Christie, po czym znowu zaczęła popłakiwać.
– Czy widziałaś jakiegoś człowieka stojącego na drodze?
– Nie, nie było nikogo – mówiła Christie. – Mama pociągnęła za lewarek, otworzyła bagażnik i wyszła z samochodu. Wróciła za chwilę…
– Co się wtedy stało?
Christie rozpłakała się na dobre. Sala zamarła. Prokurator odczekał cierpliwie.
– Mama zastrzeliła Cheryl… – powiedziała dziewczynka.
– Czy pamiętasz, co się stało zaraz potem?
– Mama przechyliła się na tylne siedzenie i strzelała do Danny’ego…
– Czy pamiętasz, co się stało w chwilę potem? – pytał prokurator.
– Tak. Mama pochyliła się w moją stronę… – mówiła Christie walcząc ze szlochem. – Mama zaczęła strzelać do mnie. Dalej nie pamiętam nic…
Prokurator znów odczekał, aż dziewczynka się uspokoi.
– Czy w momencie, gdy strzelano do twej siostry, do braciszka i do ciebie, widziałaś koło samochodu jakieś obce osoby?
– Nie. Nie było nikogo…
– To kto do was strzelał? Kto strzelał do siostry, do braciszka i do ciebie?
– Moja mama strzelała…
Diane superstar
14 czerwca 1984 roku Diane Downs została skazana na karę dożywotniego więzienia oraz dodatkowych pięćdziesięciu lat za popełnienie zbrodni z użyciem broni palnej. W tamtych latach stan Oregon nie stosował kary śmierci, lecz sędzia nie krył satysfakcji z zastosowania maksymalnego wymiaru kary. Mam nadzieję, że oskarżona nigdy nie wyjdzie na wolność. Z taką intencją uczyniliśmy wszystko, co było w naszej mocy, by trzymać ją z daleka od społeczeństwa – powiedział.
Zamiar ten udał się w pewnym stopniu tylko częściowo. Diane Downs nigdy nie okazała żalu za swe zbrodnie. Poszła do więzienia w całkowitym przeświadczeniu o swej niewinności i jak dotychczas nikt nie potrafił jej przekonać, że człowiek nazywany przez nią „kudłatą bestią” jest wyłącznie produktem jej wyobraźni. Dzieciobójczyni wyhodowała w sobie silny i szczelny syndrom zaprzeczenia. Nie uwierzyła w zeznania Christie, próbując przedstawiać córeczkę jako ofiarę manipulacji wymiaru sprawiedliwości. Trzymana z daleka od społeczeństwa, w poczuciu niesprawiedliwej pomyłki sądowej, co pewien czas przypomina Ameryce, że nie ma zamiaru się poddawać. Ponieważ nie osiągnęła żadnego z wielkich planów, zależy jej tylko na sławie, i – trzeba przyznać – udało się jej ją zdobyć i nadal rozpalać.