Był ostatnią osobą, na której wykonano w Polsce karę śmierci. Czym zasłużył sobie na to Andrzej Czabański? Jakiej zbrodni się dopuścił?
30 lipca 2019
Był środek nocy, 11 czerwca 1984 roku, kiedy Andrzej Czabański zapukał do drzwi mieszania sąsiadki. – Pani mąż dzwoni z Chicago, chce z panią porozmawiać – oznajmił mężczyzna, kiedy Anna B. wreszcie mu otworzyła. Kobieta zdziwiła się, co odmalowało się na jej twarzy. Andrzej natychmiast dodał, że ma znajomego w Urzędzie Telekomunikacyjnym, stąd wie o telefonie. Zaproponował, że ją podwiezie. Pod blokiem stał zaparkowany fiat 125p.
Wiele osób interesujących się zagadnieniem kary śmierci w Polsce albo historią kryminalną PRL-u doskonale zna te nazwisko: Czabański. Andrzej Czabański (zwany także Stanisławem). Był to mężczyzna, na którym po raz ostatni w Polsce wykonano wyrok kary śmierci. Mimo że jego nazwisko jest rozpoznawalne, stosunkowo mało jest materiałów na temat tego osobnika. Dlaczego Czabański zawisł na szubienicy?
Znali się nie tylko z widzenia
Anna B. mieszkała razem z mężem i córkami w jednym bloków w Tarnowie. Małżonek często jeździł do USA. Miał dobry fach w ręku, był protetykiem. Rozłąkę z rodziną rekompensowały zarobione za granicą dolary, z których można było zrobić doskonały użytek w Peweksie. Do tego paczki z luksusowymi towarami i szara PRL-owska rzeczywistość nabierała innych barw. Córki państwa B. wyróżniały się na tle rówieśniczek. Ubierały się w modne zachodnie ciuchy, o których wówczas marzyła każda dziewczyna. I każdy chłopak też.
Nie dało się ukryć tzw. zewnętrznych znamion luksusu. B. uchodzili za zamożnych, ale nie za takich, co zadzierają nosa.
Kilka klatek dalej mieszkał z rodziną Andrzej Czabański, jeszcze kawaler. Z rodziną B. byli w dobrych stosunkach. Anna bywała w mieszkaniu państwa Czabańskich i odwrotnie. Kiedy w 1980 roku, Andrzej wziął ślub, dobra sąsiadka została zaproszona na wesele. Podobała się mu, mimo że była od niego starsza. Widywał ją, kiedy bywał z wizytą u matki, a wpadał dość często. Kobieta nie myślała o nim jako o mężczyźnie, z którym mogłoby ją cokolwiek łączyć. Kiedy on był jeszcze brzdącem, ona miała już głowę zafrasowaną problemami dorastających panien.
Andrzej urodził się w listopadzie 1959 roku. W szkole nie był orłem. Jako tako przeszedł przez podstawówkę, potem trzy lata zawodówki i miał fach w ręku: kierowca-mechanik. W tym czasie miał też do czynienia z prawem: za włamanie do piwnicy przydzielono mu kuratora sądowego. W okresie dorastania był dość nerwowy i lubił innym dokuczać. Przygodę z alkoholem zaczął w wieku 15 lat, ale potem nie nadużywał wódki. Beztroskie lata szybko się skończyły i w 1977 roku Andrzej poszedł do pracy. Najpierw zarabiał na życie w przedsiębiorstwie handlu wewnętrznego, a później w zakładzie remontowo-budowlanym szpitala w Tarnowie. Potem ślub i wojsko oraz ojcostwo. W międzyczasie pomagał żonie prowadzić sklep z częściami samochodowymi i pracował jako taksówkarz.
10 czerwca 1984 roku, kiedy lada chwila na świecie miało pojawić się drugie dziecko Andrzeja, mężczyzna ruszył w rejony rodzinnego miasta. Zdążył się jeszcze spotkać z kolegami. Coś wypili. W środku nocy, 11 czerwca 1984 roku, zapukał do drzwi mieszkania Anny B.
– Pani mąż dzwoni z Chicago, chce z panią porozmawiać – oznajmił mężczyzna, kiedy Anna B. wreszcie mu otworzyła.
Kobieta zdziwiła się, co odmalowało się na jej twarzy. Andrzej natychmiast dodał, że ma znajomego w Urzędzie Telekomunikacyjnym, dlatego wie o telefonie. Zaproponował, że ją podwiezie. Pod blokiem stał zaparkowany fiat 125p. Wsiedli i ruszyli w czarną jak smoła noc. Po drodze zatrzymał ich nawet patrol MO. Jadący o tej porze samochód oznaczał, że koniecznie trzeba go skontrolować. „Pan władza” był jednak wyrozumiały, sprawdził papiery i machnął ręką na lekką woń alkoholu, jaką zapewne było czuć od Andrzeja. Kobieta także musiała czuć, że był „po jednym”, a mimo to wsiadła z nim do pojazdu. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtych czasach było przyzwolenie na prowadzenie pojazdów na podwójnym gazie.
Na poczcie jednak nie potwierdzono, aby do Anny B. dzwonił ktoś z USA. Andrzej zdziwił się, stwierdził, że musiała zajść jakaś pomyłka. Postanowił, że powinni sprawdzić to u źródła, czyli u kolegi, który mu o tym powiedział. Jedyny problem w tym, że ów mieszkał za miastem, ale dla Andrzeja to nie był problem. Czy Anna czuła, że coś jest nie tak… Nawet jeśli, to prawdopodobnie szybko odgoniła złe myśli. Była w towarzystwie 25-letniego mężczyzny, którego znała od maleńkości. Teoretycznie powinna czuć się bezpiecznie…
Co sprowadziło na Czabańskiego karę ostateczną? Odpowiedź znajdziesz w tekście Pawła Gardyńskiego „Ostatnia egzekucja” opublikowanym w „Detektywie Extra” nr 3/2019.
Tę i inne pasjonujące historie kryminalne znajdziesz w najnowszym wydaniu „Detektywa Extra – Kryminalny Świat PRL-u” nr 3/2019 w sprzedaży od 23 lipca 2019, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.