Był środek nocy, 11 czerwca 1984 roku, kiedy Andrzej Czabański zapukał do drzwi mieszania sąsiadki. – Pani mąż dzwoni z Chicago, chce z panią porozmawiać – oznajmił mężczyzna, kiedy Anna B. wreszcie mu otworzyła. Kobieta zdziwiła się, co odmalowało się na jej twarzy. Andrzej natychmiast dodał, że ma znajomego w Urzędzie Telekomunikacyjnym, stąd wie o telefonie. Zaproponował, że ją podwiezie. Pod blokiem stał zaparkowany fiat 125p.

Wiele osób interesujących się zagadnieniem kary śmierci w Polsce albo historią kryminalną PRL-u doskonale zna te nazwisko: Czabański. Andrzej Czabański (zwany także Stanisławem). Był to mężczyzna, na którym po raz ostatni w Polsce wykonano wyrok kary śmierci. Mimo że jego nazwisko jest rozpoznawalne, stosunkowo mało jest materiałów na temat tego osobnika. Dlaczego Czabański zawisł na szubienicy?

Znali się nie tylko z widzenia

Anna B. mieszkała razem z mężem i córkami w jednym bloków w Tarnowie. Małżonek często jeździł do USA. Miał dobry fach w ręku, był protetykiem. Rozłąkę z rodziną rekompensowały zarobione za granicą dolary, z których można było zrobić doskonały użytek w Peweksie. Do tego paczki z luksusowymi towarami i szara PRL-owska rzeczywistość nabierała innych barw. Córki państwa B. wyróżniały się na tle rówieśniczek. Ubierały się w modne zachodnie ciuchy, o których wówczas marzyła każda dziewczyna. I każdy chłopak też.

Nie dało się ukryć tzw. zewnętrznych znamion luksusu. B. uchodzili za zamożnych, ale nie za takich, co zadzierają nosa.

Kilka klatek dalej mieszkał z rodziną Andrzej Czabański, jeszcze kawaler. Z rodziną B. byli w dobrych stosunkach. Anna bywała w mieszkaniu państwa Czabańskich i odwrotnie. Kiedy w 1980 roku, Andrzej wziął ślub, dobra sąsiadka została zaproszona na wesele. Podobała się mu, mimo że była od niego starsza. Widywał ją, kiedy bywał z wizytą u matki, a wpadał dość często. Kobieta nie myślała o nim jako o mężczyźnie, z którym mogłoby ją cokolwiek łączyć. Kiedy on był jeszcze brzdącem, ona miała już głowę zafrasowaną problemami dorastających panien.

Andrzej urodził się w listopadzie 1959 roku. W szkole nie był orłem. Jako tako przeszedł przez podstawówkę, potem trzy lata zawodówki i miał fach w ręku: kierowca-mechanik. W tym czasie miał też do czynienia z prawem: za włamanie do piwnicy przydzielono mu kuratora sądowego. W okresie dorastania był dość nerwowy i lubił innym dokuczać. Przygodę z alkoholem zaczął w wieku 15 lat, ale potem nie nadużywał wódki. Beztroskie lata szybko się skończyły i w 1977 roku Andrzej poszedł do pracy. Najpierw zarabiał na życie w przedsiębiorstwie handlu wewnętrznego, a później w zakładzie remontowo-budowlanym szpitala w Tarnowie. Potem ślub i wojsko oraz ojcostwo. W międzyczasie pomagał żonie prowadzić sklep z częściami samochodowymi i pracował jako taksówkarz.

10 czerwca 1984 roku, kiedy lada chwila na świecie miało pojawić się drugie dziecko Andrzeja, mężczyzna ruszył w rejony rodzinnego miasta. Zdążył się jeszcze spotkać z kolegami. Coś wypili. W środku nocy, 11 czerwca 1984 roku, zapukał do drzwi mieszkania Anny B.

– Pani mąż dzwoni z Chicago, chce z panią porozmawiać – oznajmił mężczyzna, kiedy Anna B. wreszcie mu otworzyła.

Kobieta zdziwiła się, co odmalowało się na jej twarzy. Andrzej natychmiast dodał, że ma znajomego w Urzędzie Telekomunikacyjnym, dlatego wie o telefonie. Zaproponował, że ją podwiezie. Pod blokiem stał zaparkowany fiat 125p. Wsiedli i ruszyli w czarną jak smoła noc. Po drodze zatrzymał ich nawet patrol MO. Jadący o tej porze samochód oznaczał, że koniecznie trzeba go skontrolować. „Pan władza” był jednak wyrozumiały, sprawdził papiery i machnął ręką na lekką woń alkoholu, jaką zapewne było czuć od Andrzeja. Kobieta także musiała czuć, że był „po jednym”, a mimo to wsiadła z nim do pojazdu. Trzeba jednak pamiętać, że w tamtych czasach było przyzwolenie na prowadzenie pojazdów na podwójnym gazie.

Na poczcie jednak nie potwierdzono, aby do Anny B. dzwonił ktoś z USA. Andrzej zdziwił się, stwierdził, że musiała zajść jakaś pomyłka. Postanowił, że powinni sprawdzić to u źródła, czyli u kolegi, który mu o tym powiedział. Jedyny problem w tym, że ów mieszkał za miastem, ale dla Andrzeja to nie był problem. Czy Anna czuła, że coś jest nie tak… Nawet jeśli, to prawdopodobnie szybko odgoniła złe myśli. Była w towarzystwie 25-letniego mężczyzny, którego znała od maleńkości. Teoretycznie powinna czuć się bezpiecznie…

Co sprowadziło na Czabańskiego karę ostateczną? Odpowiedź znajdziesz w tekście Pawła Gardyńskiego „Ostatnia egzekucja” opublikowanym w „Detektywie Extra” nr 3/2019.

Tę i inne pasjonujące historie kryminalne znajdziesz w najnowszym wydaniu „Detektywa Extra – Kryminalny Świat PRL-u” nr 3/2019 w sprzedaży od 23 lipca 2019, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]