Nawet członków mafii obowiązywał pewnego rodzaju kodeks. „Pershing” (lider Pruszkowa) zginął w Zakopanem, bo ktoś złamał niepisaną umowę
17 stycznia 2018
Podobno w Zakopanem i w Sopocie mafiosi mieli powstrzymywać się od porachunków. Polscy gangsterzy doceniali uroki krajowych kurortów i często tam wypoczywali. Pod koniec 1999 roku 45-letni wówczas „Pershing” (lider „Pruszkowa”) bawił właśnie w Zakopanem.
5 grudnia około 15.40 odpiął narty, udał się na parking przy Polanie Szymoszkowej i zaczął pakować bagaże do swojego mercedesa S500. Towarzyszyła mu młoda kobieta Patrycja R. (poznali się na dyskotece w Ustce), która w tym czasie poszła do wypożyczalni oddać sprzęt narciarski. W tym czasie z zaparkowanego po drugiej stronie drogi auta wyszło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Padły strzały skierowane w głowę „Pershinga”, potem kolejne w klatkę piersiową. Zastrzelił go Ryszard B., były laureat nagrody As Biznesu z 1991 roku, którego z pistoletem maszynowym ubezpieczał Ryszard Niemczyk „Rzeźnik” (poszukiwany listem gończym po głośnej ucieczce z aresztu w Wadowicach). Ryszard B. miesiąc po zabójstwie „Pershinga” został zatrzymany w Meksyku i deportowany do Polski. Egzekucję zlecił Mirosław D. „Malizna” („Pruszków”). Początkowo planowano, że „Pershinga” zabiją Ukraińcy, ale „Malizna” uznał, że to za poważna robota, aby angażować do niej obcych.
„Rzeźnik” i Ryszard B. po przyjeździe pod Giewont zatrzymali się w hotelu Bankowiec. Zameldowali się na fałszywe nazwiska. Jadali i omawiali interesy w restauracji Riders przy Krupówkach.
Agnieszka Kozak