Pewnego dnia jego spokój zburzyła nieoczekiwana śmierć jednego z uczniów. W czasie lekcyjnej przerwy widział go, jak biegnie z kolegami do „palarni”
9 kwietnia 2020

Może dlatego jakiś czas później zwróciłem uwagę na niewielką foliową torebkę, która z kilkoma książkami wypadła z tornistra Krzyśka z siódmej klasy. Kiedy zauważyłem biały proszek, chłopak spojrzał na mnie wystraszony, ale widząc, że to „tylko” wuefista, uśmiechnął się lekceważąco i zaczął wszystko wrzucać do plecaka.
– Powiesz mi, co to za torebka?
– Zwykła, plastikowa – spojrzał mi w oczy z drwiną.
Rzeczywiście, pytanie było sformułowane niezbyt właściwie.
– Chodziło mi o zawartość.
– Cukier puder. To na wypadek, gdyby spadła mi glukoza. Przepraszam, ale muszę lecieć.
Krzysiek odwrócił się na pięcie i pobiegł dalej do klasy. Jeszcze tego samego dnia zaszedłem do szkolnej higienistki.
– Wie pani coś o zdrowiu Krzyśka M. z siódmej B?
Pielęgniarka spojrzała na mnie nierozumiejącym wzrokiem.
– Skaleczył się na wuefie?
– Chodziło mi ogólnie. Jakie przechodził choroby? Może bierze na coś lekarstwa?
– Zaraz sprawdzę. Mamy tyle dzieciaków – zaczęła się usprawiedliwiać. – O, jest – znalazła właściwą teczkę.
Otworzyła i szybko przebiegła wzrokiem zapiski na karcie zdrowia ucznia.
– Mam tu wpisaną łagodną cukrzycę typu drugiego. W wypadku Krzysia wystarczą proszki i właściwa dieta.
A więc to rzeczywiście choroba. Odetchnąłem z ulgą.
Jak wspomniałem, wstaję o godzinie 5 rano.
Kiedyś o tej porze biegałem po zasmrodzonych spalinami ulicach. Po przeprowadzce w czasie joggingu bez obawy mogłem w lesie oddychać pełną piersią. Każdego poranka robiłem pięciokilometrową trasę, niezależnie od pory roku i pogody. Tamtego ranka przebiegłem prawie do końca swoją stałą trasę. Już miałem wybiegać z lasu, gdy zauważyłem Krzyśka, który rozmawiał z jakimś mężczyzną w średnim wieku. Widziałem tatuaże na odsłoniętych dłoniach faceta, jego czole, policzkach i łysej glacy. W ręku trzymał niemiecki hełm, który robił za motocyklowy kask. Dlatego nazwałem go w myślach SS-manem.
Schowałem się za drzewem i zacząłem im się przyglądać.
SS-man wręczył nastolatkowi foliową torbę, w której było kilkanaście torebeczek z białym proszkiem. Ale to na pewno nie był cukier puder. Chwilę potem motocyklista odjechał. Krzysiek schował narkotyki za koszulę i pobiegł w stronę domu.
Kiedy po południu wracałem ze szkoły, zaczepił mnie SS-man w asyście trzech podobnych do niego harleyowców.
– Widziałem, jak nas rano obserwowałeś. Wiesz, w co się pakujesz?
Nie odpowiedziałem. Wtedy pojawił się Krzysiek.
– Zostawcie tego tumana. On nawet nie potrafi dobrze założyć skarpetek – wskazał na moje nogi.
Obie skarpetki miałem założone na lewą stronę.
SS-man uderzył mnie w splot słoneczny. Złamało mnie na pół. Upadłem na kolana. Czarne kręgi zawirowały przed oczami. Z trudem łapałem powietrze.
– Zapamiętaj sobie tę nauczkę, gdybyś przypadkiem chciał komuś opowiedzieć o tym poranku. Prawda Jurku?! – zawołał głośno do stojącego po drugiej stronie ulicy policjanta z naszego komisariatu.
Sierżant udał, że nic nie widzi i milcząco ruszył w kierunku najbliższego skrzyżowania. Tam szybko skręcił w przecznicę.
SS-man puknął mnie palcem w czoło, jakby chciał mi wbić wiadomość do mózgu.
– To miasteczko należy już do nas. Zapamiętaj to sobie, tępaku. Dla pewności zostawiłem ci w domu przypominajkę – roześmiał się głośno.
Potem on i jego kumple odjechali z rozdzierającym warkotem silników.
– Pan posłucha dobrej rady – powiedział Krzysiek, zanim odszedł.
Kiedy wszedłem do mieszkania, zobaczyłem, że jest zdemolowane. Meble zostały rozbite. Książki podarto i zrzucono na środek pokoju. Ubrania pocięto. Na stercie zniszczonych rzeczy leżał mój kwiatek. Jego gałązki były połamane.
Wtedy ogarnęła mnie wściekłość. Dawno jej nie czułem i długo bałem się, żeby nie wróciła. Ale teraz wręcz jej pragnąłem. Wyciągnąłem telefon, żeby zadzwonić do chłopaków.
Na początku było nas siedmiu.
Wyjechaliśmy do Afganistanu w 2002 roku. Spędziliśmy tam 2 lata, służyliśmy w jednej kompanii. Do Polski wróciło nas tylko czterech. Długo chciałem zapomnieć, co tam robiłem i jakich okropieństw byłem świadkiem. To tam przekonałem się, że nie ma wojen dobrych. Jeśli ktoś tak mówi, to kłamie. Są tylko wojny złe i podłe, z których wracają okaleczeni ludzie.
Czy można nauczyć się zabijać?
Jak zakończyła się ta historia czytaj w „Detektywie” nr 4/2020.
Więcej ciekawych i intrygujących tematów kryminalnych znajdziesz w najnowszym miesięczniku „Detektyw” nr 4/2020 w sprzedaży do 13 kwietnia 2020 roku, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.