Pierwsze morderstwo miało być „prezentem” z okazji osiemnastych urodzin jednego z oprawców, drugie zaspokojeniem ciekawości jak umiera duszony człowiek…
17 sierpnia 2017
Było deszczowe, szare i senne październikowe popołudnie 2008 roku. Michał P. i Patryk W. stali znudzeni pod „swoim” blokiem w K., położonym w dzielnicy nie cieszącej się w mieście dobrą opinią. Po zmroku mało kto zapuszcza się w tamte rejony, a policja bardzo często pojawia się tam z interwencją. Mieszkają tu głównie bezrobotni, osoby nadużywające alkoholu, rodziny patologiczne i tzw. trudna młodzież.
Chłopaki najchętniej poszliby gdzieś na piwo, ale nie mieli gotówki a sponsora brakowało. Brak kasy to był ich największy problem. Czasem udało się coś, gdzieś zarobić w sposób mniej lub bardziej legalny. Na kieszonkowe od rodziców nie było szans. Pochodzili z rodzin typowych dla tej okolicy, to znaczy utrzymujących się głównie z zasiłków i zbierania złomu. Przy czym zarobione lub otrzymane pieniądze często były od razu wydawane na tani alkohol.
Tego dnia wyjątkowo byli sami, chociaż w tym miejscu często zbierała się młodzież. Nie mieli pomysłu na spędzenie wolnego czasu, ale właściwie aż tak bardzo im to nie przeszkadzało, lubili tak stać i gapić się. Za dużo nie rozmawiali, palili papierosy, co jakiś czas spluwali przed siebie i w sposób mało elegancki „komplementowali” przechodzące obok nich dziewczyny.
– Ej, chłopaki co robicie? Może wpadniecie do mnie na flaszkę. Podła pogoda, co tak będziecie stać pod blokiem – zawołał wracający ze sklepu 34-letni Zbigniew S.
Michał P. i Patryk W. nie zastanawiali się ani chwili. Ruszyli w kierunku sąsiada i poszli za nim do mieszkania.
Uczcić osiemnastkę
Początkowo cała trójka piła alkohol, jednak kiedy gospodarz poszedł spać, jego goście postanowili go zabić. To nie był pomysł, który zrodził się w ich głowach w tej chwili. Już od jakiegoś czasu o tym rozmawiali. Patryk W. niedawno skończył osiemnastkę i chcieli to jakoś „specjalnie” uczcić. Od słowa do słowa, stwierdzili, że „odebranie komuś życia” to byłoby coś! Nie wiedzieli jeszcze jak przeprowadzić ten plan, liczyli na to, że okazja sama się nadarzy. Tak właśnie teraz się stało. Idąc w stronę mieszkania Zbigniewa S. wymienili tylko porozumiewawcze spojrzenia i już wszystko wiedzieli.
Pili po równo ze Zbigniewem S., ale on miał chyba słabszą głowę, trochę był od nich straszy, no i swoje już w życiu wypił. Może dlatego dość szybko ścięło go z nóg i zasnął kamiennym snem, a wtedy jego „goście” podeszli do łóżka i przyłożyli mu poduszkę do twarzy. Zbigniew S. obudził się, wpadł w panikę i zaczął się szarpać.
– Weź go trzymaj, bo strasznie się wierci – powiedział Patryk W.
Kolega posłusznie złapał Zbigniewa S. za nogi i trzymał z całych sił. W tym czasie Patryk dusił mężczyznę poduszką i wbił mu w szyję nóż. Wcześniej się przygotował i przyniósł go z kuchni. Wiedział, że na duszeniu się nie skończy, jego „marzeniem” było zatopić ostrze noża w ludzkim ciele.
– Stary, on się przestał ruszać, chodź pójdziemy zajarać, trochę się zmęczyłem. Miał dziad siłę, a nie wyglądał – powiedział Michał P.
Patryk W. zaśmiał się i chętnie przyjął propozycję zapalenia papierosa. Wyszli do kuchni, wypalili po dwa papierosy, otworzyli lodówkę, sprawdzili co Zbigniew S. ma do jedzenia i picia. Nic jednak nie wzbudziło ich zainteresowania. Właściwie to świeciło w niej pustkami. Poszperali też w szafkach, ale nic „ciekawego” nie znaleźli. Liczyli na małe piwko i coś do przegryzienia.
– Straszna bida, nie przygotował się sąsiad na naszą wizytę – zaśmiał się pod nosem Patryk W. – Chodź zobaczymy co tam u niego – pociągnął za rękaw Michała P., który zaczął bawić się znalezioną na parapecie kostką Rubika.
Kiedy weszli do pokoju jeden z nich podszedł do ofiary, wyciągnął mu z szyi nóż i obaj patrzyli jak Zbigniew S. wykrwawia się i kona. Nie wiadomo jak długo „sycili” się tym widokiem, wreszcie znudzeni postanowili opuścić mieszkanie. Wcześniej jednak zawinęli w poszewki i ceratę przedmioty, których dotykali. Robili wszystko aby zatrzeć ślady swojej obecności w tym pomieszczeniu. Na koniec jeszcze Patryk W. ugodził sąsiada nożem w brzuch. – To na dowidzenia – syknął mu do ucha.
Zadowoleni z siebie oprawcy wyszli z mieszkania, zamykając za sobą drzwi na klucz. Wyszli przed blok i postanowili trochę się przejść, wyrzucając po drodze do śmietników dowody zbrodni. Kiedy pozbyli się już wszystkich rzeczy rozeszli się do domów.
Następnego dnia do Zbigniewa S. przyszła z obiadem matka. Kobieta pukała w drzwi, ale nikt nie odpowiadał. Na szczęście miała swój klucz i otworzyła drzwi. Weszła do środka, postawiła w kuchni na stole posiłek. W mieszkaniu był porządek i panowała cisza, ale coś ją tknęło i zajrzała jeszcze do pokoju, gdzie w kałuży krwi leżał jej syn…
Jak to jest udusić?
Od zamordowania Zbigniewa S. minęły dwa miesiące. Patryk i Michał czuli się bezkarni. Policja nie interesowała się nimi w związku z tą sprawą. Byli z siebie dumni, że tak dobrze zatarli ślady. Często rozmawiali o pamiętnym październikowym popołudniu, przypominając sobie wydarzenia z tamtego dnia, opisywali wygląd twarzy umierającego sąsiada. Wtedy sycili się widokiem, teraz słowami i wspomnieniami. O swojej makabrycznej zbrodni opowiedzieli 16-letniemu Dominikowi R. i 16-letniemu Piotrowi N. Kolegowali się z chłopakami, mimo że byli od nich młodsi, ale mieli podobne priorytety w życiu. Często razem grali w piłkę, chodzili bez celu, pili alkohol i palili papierosy. Żaden z nich nie garnął się do nauki, a Dominik R. nie skończył nawet szkoły podstawowej.
Po jakimś czasie zaczęło ich niepokoić zachowanie Piotra N. Kumpel najwidoczniej nie radził sobie z tym co usłyszał od kolegów. Michał i Patryk zaczęli się obawiać czy gówniarz ich nie wyda. Postanowili go nastraszyć, aby trzymał język za zębami. Początkowo planowali „trochę” go poszturchać, pogrozić, ale nie wiadomo kiedy stwierdzili też, że chcieliby znowu zobaczyć, jak kona duszony człowiek…