Zbytnie pożądanie własnej żony i uprawianie z nią seksu „wymyślnego” było wiele grzeszniejsze od nierządu z kobietą wolną, oddającą się za pieniądze
18 stycznia 2018
Jak napisano w jednym z dokumentów sądowych z terenu Francji, dzięki prostytutkom „nie próbuje się w najmniejszym stopniu sprowadzać z drogi cnoty posłusznych dziewcząt i przyzwoitych kobiet”. Z kolei w rozporządzeniu dotyczącym otwierania domów publicznych i łaźni pisano, iż czyni się to „aby wyjść naprzeciw pewnym potrzebom młodzieży i aby uniknąć gorszego zła, Kościół toleruje domy rozpustnych dziewcząt”.
Uprawianie nierządu miało w tym czasie i w tym z gruntu katolickim kraju swoją ideologię i bardzo rozbudowaną teorię moralną. Zgodnie z nią biskupi w miastach, w których sprawowali czasem nie tylko rząd dusz, ale także reprezentowali wymiar sprawiedliwości – złagodzili dawniejsze obostrzenia wobec prostytutek, ograniczając się do gromienia stręczycielek. Badacz obyczajów twierdzi o tych czasach: „Sami rodzice dają pieniądze na wino i na dziewczynę, na oberżę i nierząd”; „rozpusta była dla młodego mężczyzny jedynie drobnym przewinieniem, zwykłym grzechem naturalnym, z którego powodu Jezus nie gniewał się nazbyt srogo”. Uważano, że grzeszki młodości zdąży się odpokutować na starość.
Ówcześni teologowie i teoretycy prawa kanonicznego wyróżniali grzechy duchowe, które bardziej obrażają Boga, niż grzechy cielesne – mniej ciężkie. Uważano, że grzechy przeciw naturze należy ostrzej potępiać niż grzechy cielesne, biorące się z ułomności natury.
Zbytnie pożądanie własnej żony i uprawianie z nią seksu, nazwijmy to „wymyślnego”, było o wiele grzeszniejsze od nierządu z kobietą wolną, oddającą się za pieniądze bez przyjemności. Małżeństwo jest sakramentem, a więc zdrada – to nierząd kwalifikowany, grzech jeden z najcięższych, natomiast przelotny związek dwu wolnych osób – to tylko chwila słabości, zgodna z naturą i grzech o wiele lżejszy.
Takich dystynkcji czyli rozróżnień przeprowadzano wiele i w konsekwencji wychodziło na to, że najmniej groźna jest prostytucja właśnie (może dlatego i dziś Kościół ostrzej zwalcza pornografię niż agencje towarzyskie), zwłaszcza gdy „nierządnica” była osóbką dużej urody. Za św. Tomaszem z Akwinu, który twierdził, że „im trudniej oprzeć się, tym mniejszy grzech, gdyż ten jest następstwem słabości grzesznika, a tym samym staje się lżejszy” – uważano, że już „sam widok pięknej, dostępnej kobiety pobudza naturę, wzmaga pożądliwość, osłabia rozum, a przez to zmniejsza grzech”.
Trochę inaczej (ale w sumie wychodziło na jedno) widział to jeden z naszych poetów Oświecenia, gdy twierdził:
Kto z brzydką grzeszy, dwa razy grzeszy,
Bo Boga obraża i ludzi śmieszy.
Miał jednak w tym względzie niejakie wątpliwości, gdyż dodał przekornie:
Kto z brzydką grzeszy, ten duszę swą zbawia,
Bo razem z grzechem pokutę odprawia.
Po tej żartobliwej dygresji stwierdzić trzeba z całą powagą – jako że przytaczane są tu opinie najwyższych autorytetów moralnych – że i św. Augustyn miał do prostytutek stosunek dość ambiwalentny, w sumie tolerancyjny. Ów teolog i filozof z V wieku, największy autorytet nauki kościelnej także wieków średnich, podobnie jak cytowany już św. Tomasz z Akwinu (XII wiek), zaliczany jest do ojców Kościoła, a więc jego poglądy stały się podstawą oficjalnej doktryny Kościoła katolickiego.
Na temat prostytucji św. Augustyn tak oto wypowiedział się w dialogu „O porządku”: „Czy jest coś bardziej brudnego, bardziej niegodziwego, bardziej haniebnego i bezecnego od nierządnic, stręczycielek i innych plag tego rodzaju? A usuń nierządnice ze społeczeństwa, jaki zamęt wytworzą wszędzie żądze cielesne: umieść je na miejscu zacnych matron – okryjesz się hańbą i niesławą. A więc ta kategoria wiedzie, jeśli chodzi o obyczaje, życie w najwyższym stopniu nieczyste; jednak prawa porządku wyznaczają jej określone stanowisko, chociaż najmarniejsze, jakie być może”.
Stanisław Milewski