W S. aż huczało od plotek i złośliwych komentarzy. Nie tylko dlatego, że przedmiotem sporu była ogólnie znana, architektonicznie wrosła w krajobraz miasta nieruchomość. Przede wszystkim sensację budziła osoba podejrzanego. Jak wspomniano wcześniej, Stanisław R. to nie jakiś cwaniaczek spod budki z piwem, ale artysta malarz, człowiek światły i bywały. Jak na ironię, kilka miesięcy przed wybuchem skandalu, miał w S. wystawę podsumowującą jego dorobek twórczy (nie był on co prawda imponujący, ale zawsze!). Pisała o nim prasa, lokalna telewizja przeprowadziła z nim wywiad. A tu taki skandal!

Oskarżony Stanisław R. nie pojawił się w sądzie osobiście, lecz w formie pisemnej odpowiedział na zarzuty. Treść tego dokumentu była nieco bulwersująca. Malarz stwierdził, że jest niewinny. Wyjaśnił, że na kilka miesięcy przed śmiercią brata pojechał do niego i się z nim pojednał. Na dowód, iż naprawdę u niego był, dołączył kserokopię wizy i biletu lotniczego do USA.

„Prawdą jest, że były między nami nieporozumienia, ale podczas mojego pobytu u Franciszka, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Nie zawsze byłem w porządku wobec rodziny, ale leżący na łożu śmierci brat przebaczył mi” – twierdził Stanisław R.

Szczegółowo opisywał swoje ostatnie spotkanie z Franciszkiem, podczas którego doszło do rzekomego pojednania. Zaznaczył też, że w najmniejszym stopniu nie przyczynił się do… śmierci starszego brata. Różnie bowiem mówiono na ten temat. Faktem jest, że Franciszek R. oddał ostatnie tchnienie podczas pobytu u niego Stanisława R. Lekarz sugerował, iż zgon mógł być wynikiem niepodania na czas lekarstw. Mało tego – zapowiadał, iż powiadomi policję, by wyjaśniła tę zagadkę. Ostatecznie nie zrobił tego. Ma się rozumieć, w akcie oskarżenia też nie było na ten temat ani słowa.

Stanisław R. przedstawił siebie jako… ofiarę niecnych knowań Krzysztofa K. Stwierdził, iż wkrótce po tym jak odziedziczył kamienicę, biznesmen zaproponował mu odkupienie domu. Nie zgodził się na to z dwóch powodów. Po pierwsze nie był jeszcze formalnym właścicielem nieruchomości bo postępowanie spadkowe wciąż trwało. Po drugie – bał się Krzysztofa K. Zmarły brat ponoć ostrzegał go w listach przed wchodzeniem w interesy z właścicielem firmy odzieżowej.

Odmówił więc sprzedaży, a wkrótce po tym Krzysztof K. miał uknuć przeciwko niemu spisek, żeby wydrzeć mu majątek. Elementem tego spisku było zlecenie wykonania ekspertyzy grafologicznej testamentu, wedle której, on Stanisław był fałszerzem. Co jest nie tylko nieprawdą, ale niedorzecznością i potwarzą dla człowieka, który wcześniej nigdy nie miał nic wspólnego z sądem ani prokuraturą. I ze względu na podeszły wiek i zły stan zdrowia nie ma siły bronić się przed tymi oskarżeniami.

Wyjaśnienia Stanisława R. może i trzymałyby się kupy, gdyby nie fakt, że przeprowadzono nie jedną, ale trzy niezależne od siebie ekspertyzy grafologiczne i każda z nich podważała autentyczność podpisu Franciszka R. pod testamentem.

W końcu sąd dopatrzył się w akcie oskarżenia pewnych nieścisłości i odesłał sprawę do prokuratury w celu uzupełnienia materiału dowodowego. Nie udało się jej doprowadzić do końca.

Stanisław R. nie pojawiał się na kolejnych przesłuchaniach i rozprawach, tłumacząc swoją nieobecność złym stanem zdrowia. Niedawno zmarł i postępowanie przeciwko niemu zostało umorzone.

Co będzie dalej z reprezentacyjną kamienicą w centrum S. – nie wiadomo. To znaczy, pozornie nic się tam nie dzieje. Krzysztof K. nadal prowadzi na parterze firmę odzieżową, przy okazji też finansując remonty domu. Trudno natomiast przewidzieć, do kogo będzie ta nieruchomość należała. Zarówno Franciszek jak i Stanisław pozostawili po sobie potomków. Niewykluczone więc, że pewnego dnia spotkają się oni w sądzie.

 

Karol Rebs

 

Zmieniono personalia i niektóre szczegóły.

< 1 2 3

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]