Podobno każdy zamek ma swojego ducha, a każde miasto skrywa jakąś tajemnicę. Poznaj sekrety Nowego Sącza. Czyj duch nawiedza to miasto?
22 grudnia 2017
Nowy Sącz (woj. małopolskie), piękne miasto nad Dunajcem, ma własnego ducha, który regularnie nawiedza rynek. Podobno można go spotkać nocą, gdy kroczy w uniwersyteckiej todze z podniesioną głową i rozsypuje złote monety, które bezdźwięcznie spadają na ziemię.
Mówi się, że jego postać nie rzuca cienia nawet przy pełni księżyca. Ową zjawą jest Michał Sędziwój, alchemik, znany w XVII wieku na dworach królewskich jako „książę alchemików”. Początkowo studiował medycynę, ale szybko z niej zrezygnował i postanowił zostać alchemikiem. Bardzo chciał zgłębić tajemnicę kamienia filozoficznego i marzył, by mało wartościowe metale zamieniać w czyste złoto.
Michał Sędziwój nawiedza miasto, ponieważ czuje do niego wielki sentyment. Nie dość, że urodził się w jego okolicach, to jeszcze pobierał w nim pierwsze nauki.
Przepowiednia głosi, że kto go spotka, będzie miał szczęście, zwłaszcza w zdobywaniu wiedzy. A jeśli sypnie złotymi monetami, można liczyć na pomyślny rok pod względem finansowym, zwłaszcza jeśli zjawę spotkamy w sylwestrową noc.
Jeśli w Nowym Sączu nie uda nam się spotkać alchemika, a jesteśmy spragnieni wrażeń, koniecznie powinniśmy wybrać się do parku etnograficznego, położonego na przedmieściach miasta. Stoi tam niepozorna drewniana chata, którą przewieziono z Wierchomli koło Piwnicznej. Niegdyś należała do rodziny chłopskiej, którą dotknęło wielkie nieszczęście. Mieszkający w niej parobek zakochał się w córce gospodarza. Niestety, nie był godzien jej ręki, dlatego zrozpaczony powiesił się w chałupie. Od tamtego dnia z budynku dochodziły podejrzane jęki, trzaski i stukoty. Podobno dźwięczały też szyby, a nawet przesuwały się meble.
Szefowie skansenu w Nowym Sączu zainteresowali się drewnianą chałupą. Mieszkańcy Wierchomli ucieszyli się, bo od dawna szerokim łukiem omijali opuszczony budynek. Zagrodę rozebrano, przewieziono do Nowego Sącza, starannie odtworzono i zamknięto na klucz. Kiedy po kilku dniach pracownicy skansenu weszli do środka, ze zdumieniem stwierdzili, że sprzęty są poprzestawiane… Niedługo potem stróż zobaczył w obejściu dziwną postać. Kiedy zbliżył się do ciemnego kształtu, przypominającego człowieka, dobiegł go płacz dziecka, a zjawa zniknęła.
Anna Jagodzińska