Pracują cicho i skutecznie, czyli jak działają „łowcy cieni”? Elitarna grupa, która zajmuje się poszukiwaniem najgroźniejszych przestępców
29 listopada 2017
Tak szybkie zatrzymanie Kajetana P. było możliwe dzięki pracy policjantów z Centralnego Biura Śledczego Policji oraz Zespołu Poszukiwań Celowych Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu. Obecnie w zespołach poszukiwań celowych komend wojewódzkich służbę pełni ponad stu policjantów. Ponadto, w Komendzie Głównej Policji działa Wydział Poszukiwań i Identyfikacji Osób, którego funkcjonariusze nadzorują oraz koordynują działania wszystkich zespołów celowych. O takich jak oni mówi się „łowcy cieni”.
Sukces goni sukces
Zatrzymanie Kajetana P. to niejedyny w ostatnim czasie sukces „łowców cieni”. Poprzednie nie były może aż tak spektakularne, ale policjanci mają powody, by się nimi chwalić!
Na początku stycznia 2016 roku, w Wielkiej Brytanii, został zatrzymany jeden z najbardziej poszukiwanych polskich przestępców, Piotr K. Mężczyzna 21 września 2007 roku, na jednym ze skrzyżowań w Kielcach, podbiegł do stojącego samochodu i kilka razy ranił śmiertelnie nożem siedzącego w środku mężczyznę. Chwilę po tym ugodzony ostrym narzędziem został inny mieszkaniec Kielc.
Jak się okazało, zamordowany 22-latek i ranny 20-latek, byli fanami kieleckiego klubu piłkarskiego, a Piotr K. – krakowskiej „Wisły”.
O zabójstwie pisały media w całym kraju, a policja zorganizowała prowadzone z rozmachem poszukiwania. Bezskuteczne. Opublikowano nawet apel matki poszukiwanego: „Synu, prosimy Cię, oddaj się w ręce policji. Jest oczywiste, że stała się rzecz straszna nie tylko dla tamtej rodziny. My też cierpimy. Ale, pamiętaj, nie jesteś sam, masz najbliższych, którzy nigdy Cię nie opuszczą” – napisała kobieta. Policjanci zwrócili wtedy szczególną uwagę na ostatnie zdanie „Synu, jeszcze nie raz zasiądziemy wspólnie do lektury Żeromskiego”. Podejrzewali, że mógł być to rodzaj szyfru, a rodzina chciała ostrzec zabójcę i przekazać mu, by już nie wracał do kraju…
Piotr K. był poszukiwany listem gończym, a w 2008 roku wydano za nim Europejski Nakaz Aresztowania. Od kilku lat podejrzewano, że poszukiwany ukrywa się w Wielkiej Brytanii… i to był strzał w dziesiątkę! Jak wynikało z medialnych doniesień, Polak znalazł bezpieczne schronienie w miasteczku Devizes w hrabstwie Wiltshire, gdzie mieszkał przez ostatnie cztery lata. Tam zatrudnił się w miejscowej restauracji, która oddalona była od miejscowego komisariatu o 250 metrów! Okazało się, że miejscowi policjanci mogli u niego codziennie zamawiać i odbierać jedzenie. Tam też mieli wyśledzić go polscy policjanci. Zatrzymanie odbyło się w restauracji, przy klientach i ludziach z obsługi lokalu.
Na początku lutego 2016 roku zatrzymany został 37-letni Bogumił K., zajmujący swego czasu pierwsze miejsce na policyjnej top-liście. Mężczyzna dwanaście lat temu, w jednym z lubelskich pubów, pobił przypadkowego klienta, a zdarzenie zarejestrowały kamery monitoringu. Skatowany zmarł po dwóch tygodniach w szpitalu. Wprawdzie K. został zatrzymany kilka dni później, jednak w wyniku błędów proceduralnych został wypuszczony na wolność. Wykorzystał to i wraz z dwoma kolegami zwabił do mieszkania młodą kobietę, która wracała z klubu. 22-latka została pobita i zgwałcona. Od tamtej pory Bogumił K. był nieuchwytny.
Z operacyjnych ustaleń wynikało, że poszukiwany przebywa w Europie Zachodniej i posługuje się fałszywym paszportem. Został wreszcie namierzony w małej miejscowości niedaleko Bordeaux – wpadł na jednej z ulic miasta. Posługiwał się fałszywymi dokumentami, wystawionymi na dane innej osoby.
Grupy poszukiwań celowych tzw. celówka – nie są polską specjalnością. To struktura, którą podczas jednego z pobytów w Niemczech, kilkanaście lat temu, zainteresował się generał Adam Rapacki, były zastępca Komendanta Głównego Policji, twórca Centralnego Biura Śledczego. Powstały one na wzór niemieckiej formacji, ścigającej przed laty terrorystów z Frakcji Czerwonej Armii. To z jego inicjatywy w komendach wojewódzkich powstały specjalne zespoły poszukiwawcze, zajmujące się ściganiem sprawców najpoważniejszych przestępstw: najczęściej zabójców, gwałcicieli, pedofilów, szantażystów, członków zorganizowanych grup przestępczych. Zespoły poszukiwań celowych zajmują się również poszukiwaniami osób zaginionych, jeśli zachodzi podejrzenie ich uprowadzenia.
To jak gra, chcemy wygrać
Policjanci z „celówki” nie są angażowani do typowych śledztw, bo stoi przed nimi tylko jeden, prosty cel – zatrzymać groźnych bandytów. Nazywa to się poszukiwaniami celowymi, bo – niczym myśliwy tropiący zwierzynę – policjanci wybierają konkretne cele i szukają do skutku, choćby miało to trwać wiele miesięcy, a niekiedy nawet lat. – To jak gra, więc nie ukrywamy, że gdy uda się nam przechytrzyć poszukiwanego, bardzo się cieszymy – opowiadają o swojej pracy. Jednocześnie prowadzą nie więcej niż kilkanaście spraw, mogą się na nich skupić, poświęcić czas. Nic innego ich nie absorbuje, nie muszą prowadzić skomplikowanej „papierologii”, dokumentującej każdy krok. Rozliczani są z efektu, jakim jest liczba zatrzymanych, poszukiwanych przestępców.
Policjanci tropiący najgroźniejszych przestępców prawie nigdy nie pokazują twarzy, gdyż bardzo zależy im na zachowaniu anonimowości. Nie ujawniają swoich nazwisk, niechętnie zdradzają szczegóły działań. Nie da się ukryć, że to zajęcie dla ludzi o stalowych nerwach. Tu nie ma spokojnego, normalnego trybu pracy: osiem godzin dziennie, pięć dni w tygodniu. To służba, 24 godziny na dobę, 365 dni w roku. Zdarza się, że w najmniej oczekiwanym momencie dzwoni służbowy telefon i w ciągu kilkunastu minut – bez względu na to, co w danym momencie robią – trzeba jechać „na akcję”, bo właśnie gdzieś widziano poszukiwanego mężczyznę – w sąsiednim mieście… albo w przeciwległym krańcu Polski. Wychodzą z domu i nie potrafią powiedzieć, kiedy wrócą; albo za kilka godzin, albo dopiero jutro, pojutrze, niekiedy za kilka dni.