Mimo odmowy Żaneta nie poddała się w walce o swój wygląd. Kilka dni później złożyła pisemną reklamację wskazując wady usługi. Gdy i to nie przyniosło pożądanej reakcji, skierowała swoje kroki do sądu.

Jednym z istotnych dowodów przedstawionych w sądzie przez właścicielkę salonu fryzjerskiego było oświadczenie producenta doczepionych kosmyków. Mariola wysłała bowiem do firmy pukiel włosów użytych do zabiegu z prośbą o przeprowadzenie ekspertyzy. Wyniki były jednoznaczne:

„Kosmyki włosów były w doskonałym stanie. Nie widać było żadnych zmian, ani w strukturze, ani w kolorze włosów. Zachowany był kierunek ułożenia łuski włosowej. Były to włosy w 100 procentach naturalne, europejskie” – wyjaśniała ekspertyza.

W ocenie sądu dowód ten nie budził żadnych wątpliwości.

W toku postępowania pani Żaneta złożyła wniosek o powołanie biegłego kosmetologa, który miałby przygotować niezależną ekspertyzę. Niestety powódka nie była świadoma, że najzwyczajniej w świecie wrocławski sąd nie dysponował biegłymi o takiej specjalności. Ponadto, ze względu na upływ czasu, brakowało wiarygodnego materiału, który mógłby zostać poddany badaniu. W efekcie wniosek został odrzucony.

Po trwającym niespełna dwa lata postępowaniu, niemal dosłownym dzieleniu włosa na czworo, zebraniu odpowiedniej ilości dowodów, na początku maja 2013 roku zapadł wyrok. Na jego mocy sąd oddalił powództwo pani Żanety.

W ocenie sądu materiał dowodowy zgromadzony w sprawie nie dostarczył podstaw do uznania, iż zabieg przedłużania włosów wykonany został nieprawidłowo lub też użyte zostały w celu jego wykonania włosy niewłaściwej jakości. Powództwo okazało się bezzasadne i jako takie podlegało oddaleniu. Tym samym pozwana nie jest obowiązana do zwrotu powódce kosztu wykonanej usługi, zwrotu kosztów kolejnego zabiegu, jak również zadośćuczynienia za doznaną krzywdę – orzekł sąd w uzasadnieniu wyroku.

Wrocławianka musiała przełknąć tę gorzką pigułkę. Sąd nie dopatrzył się w jej „zniszczonym” wyglądzie tego, co sama widziała w lustrze. Być może dzięki temu w przyszłości zastanowi się dwa razy, zanim pobiegnie niezadowolona z salonu piękności prosto na salę rozpraw.

 

Być jak sławna gwiazda 

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia 2012 roku. Pani Krystyna W., 68-letnia emerytka z Zamościa chciała jak zwykle dobrze wyglądać przy rodzinnym świątecznym stole. „Nestorka rodu zawsze musi prezentować się z klasą” – zwykła mawiać. Tydzień przed świętami poszła więc do salonu fryzjerskiego, gdzie poprosiła o zrobienie trwałej ondulacji, którą stosuje niemal od pół wieku. Za nożyczki i wałki chwyciła fryzjerka z kilkuletnim stażem Ilona D.

Na wzór tej sławnej piosenkarki (…) niech pani zrobi mi trwałą – powiedziała zaraz po posadzeniu w fotelu przed lustrem.

Wizyta kosztowała ją 50 zł i… sporo nerwów straconych przez kolejne miesiące najpierw u miejskiego rzecznika konsumentów, potem w inspekcji handlowej i wreszcie na sali sądowej, gdzie zaciągnęła fryzjerkę. A wszystko z powodu złej fryzury – nie takiej, jaką wymarzyła sobie pani Krystyna na święta…

Włosy zostały wymodelowane i ułożone, ale efekt trwałej ondulacji pozostawiał wiele do życzenia. Fryzjerka nie zrobiła wystarczająco zakręconych loków, choć została wyraźnie poinstruowana jakie są oczekiwania klientki w stosunku do fryzury. Można zatem powiedzieć, że fryzjerka nie wywiązała się ze swojego zobowiązania. Ostateczny efekt stylizacji był po prostu niezadowalający  – pisała emerytka w pozwie.

Kobieta zauważyła, że coś jest nie tak już w salonie fryzjerskim, ale postanowiła dać sobie chwilę na „ułożenie się” fryzury i ocenę efektu kolejnego dnia. Poranne spojrzenie w lustro nie pozostawiało złudzeń – trwała ondulacja w takim wydaniu po prostu nie podobała się pani Krystynie.

Dzień po feralnej wizycie emerytka wróciła do salonu z reklamacją. Stylistka odpowiedzialna za pechową trwałą nie miała sobie nic do zarzucenia i zasugerowała pani Krystynie umycie włosów w domu, a następnie nałożenie wałków.

Klientka nie zgodziła się na „takie coś” twierdząc, że włosy powinny kręcić się same, a proponowane rozwiązanie byłoby samodzielnym poprawianiem nieudanego zabiegu, który w jej opinii powinna naprawić fryzjerka. W innym wypadku powinna zwrócić 50 zł. Ale Ilona D. nie miała zamiaru uwzględnić reklamacji, nie poczuwała się w żaden sposób do winy twierdząc, że zawsze robi taką trwałą.

Mediacje z pomocą miejskiego rzecznika konsumentów, jak i państwowej inspekcji handlowej również nie przyniosły rozstrzygnięcia. Pani Krystyna konsekwentnie trzymała się swojej wersji zdarzeń twierdząc, że zafundowana jej trwała ondulacja nie miała z tym zabiegiem wiele wspólnego. Powoływała się tu na własny osąd poparty wieloletnią praktyką noszenie właśnie takiej fryzury. Z drugiej strony równie uparta była Ilona, zarzekając się, że wywiązała się ze zobowiązania i zrobiła fryzurę zgodną z instrukcjami. Przekazała klientce wytyczne, żeby umyła włosy, co sprawi, że włosy się zakręcą i tym samym dopełni się efekt trwałej ondulacji.

 

***

Nieustępliwość obu pań już po kilku miesiącach zaprowadziła je na salę rozpraw zamojskiego Sądu Rejonowego. Krystyna W. domagała się w pozwie zwrotu 50 zł za jej zdaniem chybioną usługę fryzjerską. Ilona D. wnosiła o oddalenie powództwa w całości.

< 1 2 3 4>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]