Długość:
02:33
Czyta:
Maciej Kowalik
Autor:
Przedsiębiorstwo Wydawnicze Rzeczpospolita
cena
6,60 zł
Magazyn kryminalny „Detektyw” – tylko prawdziwe historie
Wydanie numer 9 z 2017 roku, a w nim najlepsze teksty do posłuchania:
Przez kilkanaście lat był nieuchwytny dla organów ścigania, choć gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że w początkowym okresie jego działalności, śledczym nie zależało specjalnie na jego zatrzymaniu. Kiedy wreszcie trafił do aresztu, okazało się, że siejącym grozę seryjnym zabójcą był Michaił Popkow, oficer rosyjskiej milicji, przykładny mąż i ojciec. Przez wiele lat prowadził podwójne życie. Nikt nie znał jego mrocznego sekretu. Wszystko wskazuje na to, że jest trzecim pod względem liczby ofiar seryjnym zabójcą w dziejach ludzkości! Nie bez powodu media nadały mu przydomek „Wilkołak”.
Sabina K. około godziny 23 jechała rowerem, wracając od córki, której pomagała przy małym dziecku. Trochę bała się przejeżdżać przez niewielki zagajnik wśród pól. Pocieszała się jednak tym, że szybko przejedzie ten niebezpieczny odcinek drogi. Kiedy tylko wjechała pomiędzy pierwsze drzewa, na drogę wybiegł mężczyzna, który przewrócił ją razem z rowerem i zaciągnął w głąb lasu. Kiedy szarpała się i broniła, uderzył ją czymś twardym w głowę. Straciła przytomność…
Bywa, że ludzie, którzy mają chronić prawo, traktują je w sposób instrumentalny, a niekiedy wręcz
uznają za okazję do zabawy. Tylko że po jej zakończeniu już nikt nie chce się śmiać.
W „Detektywie” na ogół opisujemy historie, które doczekały się finału w sądzie i zakończyły wyrokiem. Tym razem robimy wyjątek. Artykuł powstał na podstawie przesłuchań podejrzanych na etapie śledztwa oraz przesłuchań oskarżonych na kilku rozprawach w sądzie, rozmów z policjantami i prokuratorem. Pokazujemy również, że od skoku stulecia na obrazy warte miliony dolarów do śmieszności jest tylko jeden krok.
Starszy i na dodatek schorowany, a jednocześnie złośliwy mąż, tak dał się we znaki pani Zofii, że postanowiła rozstać się z nim na zawsze. Do pomocy wynajęła dwóch młodych oprychów…
Było pogodne lipcowe popołudnie. Na osiedlowym placu zabaw mamy i babcie pilnowały, żeby ich dokazujące pociechy nie przegrzały się na słońcu. W jednym z pobliskich bloków, stojący na balkonie mężczyzna spoglądał w dół z wysokości trzeciego piętra. Nikt nie zwracał na niego uwagi. W pewnym momencie, mężczyzna przeszedł przez barierkę i usiadł na wąskiej krawędzi balkonu. Tego także nikt nie zauważył. Po chwili ciało z hukiem uderzyło o kostkę brukową przed wejściem do klatki schodowej bloku.
Justyna K. od czternastego roku życia wychowywała się bez matki, która na skutek alkoholowych ekscesów swojego męża zdecydowała się zniknąć z ich życia. Dziewczyna pozostała sama w patologicznym otoczeniu kamienicy i podwórka. Kiedy miała 15 lat, koledzy ojca nieraz proponowali jej piwo i „wieczór we dwoje”. Chcąc bronić się przed tym światem, zapisała się w szkole na zajęcia judo.
Dwa wystrzały podczas wystawy amerykańskich osiągnięć zapowiadały powrót czasów zła i przemocy. A przecież miało być inaczej. Świat wchodził właśnie w nowy wiek, obiecujący nie tylko niebywały postęp techniczny, lecz także pokój i szczęście. Powszechny optymizm aż promieniował z przemówienia prezydenta. Ale później, gdy stojąc w tłumie, ściskał wyciągnięte w jego kierunku ręce, nie zdążył dostrzec rewolweru ukrytego w jednej z nich.