Detektywi stawiali pytania, na które Diane reagowała z coraz większym rozdrażnieniem. Dawali jej do zrozumienia, że nie wierzą w jej wersję tragedii. Skąd napastnik mógł wiedzieć, że spotka ją na mało uczęszczanej wiejskiej drodze? Dlaczego zatrzymała się na jego wezwanie? Dlaczego nie walczyła o dzieci? Dlaczego ten rzekomy bandyta strzelał najpierw do dzieci, a potem do niej? Przecież to ona była w posiadaniu kluczyków do samochodu, który on chciał ukraść. Przecież to ona, a nie dzieci, była przeszkodą w zdobyciu auta. Dlaczego w ogóle strzelał, skoro chodziło mu o zawładnięcie pojazdem? Przecież mógł wyrzucić Dianę z dziećmi z samochodu, a potem przejąć kluczyki i odjechać. Dlaczego urządził w samochodzie krwawą jatkę, skoro chciał z niego korzystać?

Policjanci mieli też niewątpliwe dowody jej kłamstw, wykluczające istnienie bandyty oraz opisany przez nią sposób oddania strzałów. Eksperci od balistyki dowiedli, że do dzieci strzelano z fotela kierowcy, a nie z zewnątrz pojazdu. Nie znaleźli oni w samochodzie śladów krwi potwierdzających opis postrzału w lewą rękę. Diane musiała postrzelić się sama, na zewnątrz samochodu.

Wszystkie te poszlaki i dowody w zupełności wystarczały do postawienia Diane Downs w stan oskarżenia. Prokurator Fred Hugi zdawał sobie jednak sprawę, że nie gwarantują one wyroku skazującego.

 

Trzymał więc w rezerwie nadzieję na dowód najbardziej wiarygodny i przekonywujący: zeznania świadka, a zarazem ofiary przestępstwa.

Role tę mogła spełnić Christie, najstarsze dziecko Diane. Jej zachowanie po odzyskaniu przytomności wyraźnie wskazywało, że dziecko widziało przebieg zbrodni, zapamiętało wszystko i na widok matki lęka się o życie. Podobne przeżycia miał za sobą mały Danny, ale on nie zdradzał żadnych reakcji świadczących o utrwaleniu ich w pamięci.

Już w kilka dni po tragedii Diane Downs straciła bezpośredni i niekontrolowany przez wymiar sprawiedliwości dostęp do dzieci. Pod drzwiami ich szpitalnych pokojów dniem i nocą dyżurowali policjanci. Matka mogła widzieć się z dziećmi tylko w obecności detektywów lub świadka z biura prokuratora. Potem, gdy stan dziewczynki i chłopca nieco się polepszył, odebrano jej uprawnienia rodzicielskie, a dzieci znalazły opiekę w rodzinie zastępczej, gdzie stopniowo odzyskiwały radość życia. Lekarze nie dawali jednak większych nadziei na ich całkowity powrót do sprawności fizycznej. Postrzelony w kręgosłup Danny był sparaliżowany od pasa w dół i skazany na wózek inwalidzki do końca życia. W rezultacie postrzału głowy Christie doznała wylewu krwi do mózgu, który wywołał paraliż lewej strony ciała i niemal całkowity zanik mowy.

W maju 1983 roku lekarze nie potrafili jeszcze określić, czy są to zmiany nieodwracalne. Dawali jednak trochę nadziei. Christie miała zaledwie osiem lat i silny organizm, co przy intensywnej terapii mogło przywrócić mowę. Prokurator Hugi był gorącym wyznawcą tej nadziei. Christie  i Danny otrzymali nie tylko nowy ciepły dom rodzinny, jakiego właściwie nigdy nie mieli, ale także pomoc psychologów i terapeutów. Chodziło przecież o zdrowie dzieci. Chodziło też o pomoc Christie w ujawnieniu osoby odpowiedzialnej za tragedię całej trójki. Trwało oczekiwanie na zeznania małego świadka, co mogło zająć jeszcze rok albo i dłużej.

 

Ostatnie dziecko

Diane nie zamierzała się poddawać. Rana lewej ręki wyleczyła się nadzwyczaj szybko, zaś jej doskonały stan psychiczny wskazywał na entuzjastyczne podejście do życia. Uwierzyła w to, że jest podobna do brytyjskiej księżniczki Diany, w tamtych latach bożyszcza gospodyń domowych całego świata. Jeszcze w Arizonie ludzie na jej widok mówili: Zupełnie jak księżna Di! Teraz, w Oregonie, specjalnie podcinała włosy, trenowała mimikę i charakterystyczne dostojne pochylenie głowy, nie kryjąc zadowolenia, gdy coraz częściej przypominano o tym podobieństwie. Podnosiło ją to mocno na duchu i w tym trudnym okresie stanowiło motor do działania.

Duże zadowolenie dawała jej praca. W jej osobie urząd pocztowy w Eugene otrzymał wzorową listonoszkę, znów – podobnie jak jeszcze do niedawna w Arizonie – bijącą rekordy obsługiwania trasy, gotową do konkurencji z mężczyznami. Gdy „księżniczka Di” co rano wyruszała na trasę z ciężką torbą przesyłek, prezentowała się jak zadowolona z siebie, kochająca swą pracę kobieta. I tylko niektórzy z jej klientów pamiętali historię jej niedawnego dramatu.

W swej arogancji przechodziła samą siebie, gdy na przesłuchaniach wdawała się w utarczki słowne z detektywami. Zdawała sobie sprawę, że mają już na nią wystarczająco dużo dowodów i nic nie zmieni jej sytuacji, toteż nie traciła okazji, by im podokuczać. W lipcu sama zainicjowała spotkanie z detektywami. Stwierdziła, że „kudłata bestia” śledzi ją nadal i próbuje ją zgładzić jako niewygodnego świadka. Potem raptem zmieniała front i próbowała rzucić podejrzenia na nieobecnych, czyli na Stevena i Elizę, żonę Herberta. Gdy detektywi poddali to wszystko w wątpliwość, wpadła w szał i obrzuciła ich obelgami, używając wszystkich najgorszych przekleństw znanych w języku angielskim.

< 1 2 3>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]