Był piątkowy wieczór, dochodziła godzina 18. Porucznik Madaliński i sierżant Koterski zakończyli właśnie przesłuchanie groźnego bandyty
4 maja 2019
Mężczyzna był podejrzewany o napady i kradzieże w domach jednorodzinnych. Posprzątali dokumenty i szykowali się do wyjścia do domu.
– To do poniedziałku – rzucił Madaliński.
– Do poniedziałku – odpowiedział Koterski, ale jednocześnie zawiesił głos. – A może wpadłby szef do nas, na małą imprezę jutro wieczorem. Będzie kilku chłopaków z komendy, sami swoi. Pogadamy, wypijemy coś mocniejszego, do tańców nie będę namawiał.
Od czasu, kiedy przed dwoma laty zmarła mu żona, porucznik Madaliński rzadko udzielał się towarzysko. Nowotwór wątroby wykończył ją w ciągu czterech miesięcy. Ciężko mu się było pozbierać po ciosie, który niespodziewanie zgotowało mu życie. Może pora otworzyć się bardziej na ludzi, przemknęło mu przez głowę.
– No nie wiem… – udawał, że się waha.
– Nie ma żadnego „nie wiem”. Żona powiedziała, żebym nie wracał do domu, jeśli nie uda mi się pana namówić. Więc jak, przenocuje pan mnie u siebie, czy spotykamy się jutro? Powiedzmy o godzinie 18?
– Przekonałeś mnie, przyjadę. I koniecznie pozdrów żonę, chyba z rok jej nie widziałem.
W tym momencie na biurku Madalińskiego zadzwonił telefon.
– Dzień dobry panie poruczniku. Dzwoni Janusz Muszyński. Mam taką delikatną sprawę. Boję się o swoją ciotkę. Czy mógłby pan porucznik pojechać ze mną do jej mieszkania. Umówiłem się z nią w restauracji, czekam na nią godzinę, ale nie ma jej. Wczoraj wypłaciła większą gotówkę z książeczki oszczędnościowej, bo miała w poniedziałek odebrać fiata 126 w „Polmozbycie”.
Kwadrans później Madaliński i Muszyński spotkali się pod blokiem, gdzie na czwartym piętrze mieszkała Janina Zabłocka, właścicielka antykwariatu. Kobieta zaledwie przed trzema miesiącami zrobiła prawo jazdy.
– Przekonywałem ciotkę, że może przecież zapłacić czekiem, ale ona uparła się, że zapłaci gotówką. Rozumiem jej radość, pierwszy samochód w życiu, fabrycznie nowy. Też bym tak chciał – rozmarzył się Muszyński, dobiegający dopiero trzydziestki.
– Wszystko przed panem – pocieszył go komisarz.
Winda zatrzymała się na czwartym piętrze, dyskusja o życiu i pracy została przerwana. Muszyński zadzwonił do drzwi z numerem 19, ale nikt nie otwierał. Nacisnął klamkę. O dziwo, drzwi były niezamknięte. Weszli do środka. W korytarzu palił się niewielki kinkiet, reszta pomieszczeń tonęła w ciemnościach. Muszyński stanął pod drzwiami do – jak się potem okazało – sypialni gospodyni.
– Tam, w rogu pokoju stoi lampa, zapalę ją.
Na chwilę zniknął w ciemnościach. Kilka sekund później zrobiło się jaśniej.
– Boże! Panie poruczniku – krzyknął z głębi sypialni ciotki.
Porucznik Madaliński spojrzał w tamtym kierunku. Przed Muszyńskim, w poprzek wąskiego pokoju, leżało ciało kobiety. Muszyński ostrożnie nad nim przeszedł.
– Niech pan sprawdzi, czy żyje. Nieźle urządzili ją bandyci. Pewnie ukradli wszystkie pieniądze, która wzięła wczoraj z banku. A ostrzegałem ją!
Na szczęście kobieta była tylko nieprzytomna. Jak się okazało, ktoś z całej siły uderzył ją w tył głowy, ale nie był to cios śmiertelny.
– Zabieramy ją do szpitala na obserwację, ale to chyba nic poważnego. Za kilka dni powinna wrócić do domu – stwierdził przybyły kilkanaście minut później lekarz pogotowia.
– Szkoda, że ciotka odbierze później samochód. Nie wiem jednak, czy pan będzie miał okazję oglądać ten moment. Jestem przekonany, że to pan napadł na swoją krewną i zadał znienacka ten cios – stwierdził niespodziewanie porucznik Madaliński.
Milicjant blefował, czy miał podstawy, by posądzać Muszyńskiego o dokonanie napadu?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.