Przegląd prasy sprzed osiemdziesięciu lat! Jakie afery zaprzątały głowę społeczeństwa? Niektóre z nich, dziś wywołują tylko uśmiech niedowierzania
6 listopada 2017

Przedwojenni przestępcy potrafili działać z rozmachem. Jeden z nich, aby dogonić pewien pociąg wynajął w tym celu samolot: Gdy na stację towarową w Warszawie przybył pociąg towarowy ze Stuttgardu, funkcjonariusz straży granicznej zastał na jednej z platform mężczyznę, który z dynamo-maszyny, znajdującej się na platformie, wydobywał jakieś paczki owinięte w papier. Nieznajomego aresztowano. Był nim niejaki Wilhelm Cyba z Mysłowic. Gdy otwarto tajemnicze paczki, znaleziono w nich cygara niemieckie, sacharynę oraz karty do gry. Wobec takiego odkrycia zainteresowano się dynamomaszyną i stwierdzono, że była ona rozmontowana, a wnętrze jej kryło ogromne ilości szmuglowanych towarów niemieckich, papierosów, kart do gry i narzędzi lekarskich, o ogólnej wartości kilkunastu tysięcy złotych. Wobec takiego obrotu rzeczy , aresztowany wyznał, że był hersztem bandy, zajmującej się przemytem. Przemyt ten odbywał się w ten sposób, że wnętrze starej maszyny napełniano zagranicą towarami i nadawano przesyłką do odległej stacji na terenie Polski. W Mysłowicach opróżniano maszynę z przemytu. Tym razem jednak, pociąg towarowy wiozący kontrabandę nie zatrzymał się w Mysłowicach, lecz został skierowany wprost na Warszawę. Wobec tego Cyba wynajął samolot i przeleciał nim do Warszawy, by uratować cenny przemyt. Aresztowano go właśnie, gdy usiłował wydostać ukryty towar. Policja przeprowadza obecnie likwidację bandy Cyby.
Dwie dekady temu postrachem podróżnych na torach był „Antoś–Truciciel”, który częstował współpasażerów silnym środkiem usypiającym, a potem ich okradał. Na podobny pomysł dawno temu wpadła grupa warszawskich przestępców, tyle tylko, że wybrali sobie inne tereny do działania…
W sądzie okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces groźnej bandy rabusiów-usypiaczy, którzy grasowali w restauracjach warszawskich i usypiali poznawane osoby, a potem wywozili je za miasto i ograbiali. Za „teren operacyjny” obrali między innymi restaurację przy ulicy Chmielnej, gdzie często gromadzili się przyjezdni. W czasie obserwacji, wywiadowcy policji zwrócili uwagę na mężczyznę i kobietę, którzy komunikowali się w sposób konspiracyjny. Mężczyzna wręczał kobiecie pakiecik, poczem kobieta jego zawartość wsypywała przygodnie poznanym gościom do kieliszków. Parę zatrzymano i poddano rewizji. Byli to: Stanisław Sieradzan i jego siostra Janina. Znaleziono przy nich środki usypiające. W wyniku dalszego dochodzenia stwierdzono, że „laboratorium”, w którym wyrabiano środki usypiające, znajdowało się u Janiny Jamrożek, przy ulicy Żelaznej numer 95. Do bandy, oprócz Sieradzanów i Jamrozowej, należały jeszcze trzy osoby – wśród nich Józef Jabłoński, który swoją dorożką wywoził uśpione ofiary za miasto. Łącznie rabusie ograbili co najmniej kilkanaście osób. Ekspertyza wykazała, że spożycie specyfików tej bandy w ilości ponad 3 gramy mogło spowodować śmierć! Wszystkich członków bandy osadzono w więzieniu. W czasie śledztwa, ktoś wyciął z akt sprawy zeznania obciążające Sieradzanównę. Jak następnie stwierdzono, strony z zeznaniami wyciął w czasie przeglądania dokumentów Sieradzan”.
***
W kwietniu 1936 roku na wolność wyszedł słynny „Szpicbródka”, co nie umknęło uwadze żurnalistów. Dzisiaj, raczej próżno szukać takich informacji. W tych dniach, opuścił więzienie sieradzki osławiony kasiarz, Stanisław Cichocki, tzw. „Szpicbródka”, lat 52 z Warszawy, zwolniony bezterminowo. Cichocki, jak zapewne czytelnicy sobie przypominają, swego czasu skazany został za usiłowanie włamania się do Banku Polskiego w Częstochowie, gdzie według jego obliczeń miało znajdować się kilka, a może nawet kilkanaście milionów złotych (gdyby napad na Bank Polski w Częstochowie doszedł do skutku, byłby to nie tylko największy „skok” na bank w całym dwudziestoleciu międzywojennym, ale w ogóle największy napad rabunkowy w ówczesnej Europie – dop. red.). Systematyczne przygotowania do podkopu, wynajęcie przylegającego mieszkania w sąsiednim domu, opracowanie drobiazgowego planu i tak dalej, trwały czas dłuższy przy udziale wspólników-kasiarzy. Zostały jednak w ostatniej chwili wykryte i uniemożliwione. Podkop i plany zrobione były podobno kosztem stu tysięcy złotych. Głośna była również nieudana ucieczka Cichockiego z więzienia częstochowskiego, w roli fryzjera. W dniu zwolnienia Cichockiego, jak donoszą z Sieradza, przybyło tam piękną limuzyną z Warszawy kilku jego kolegów po fachu. Cichocki przed opuszczeniem Sieradza zwiedził gruntownie miasto, oświadczając swoim kolegom, że chciałby zachować jako takie wspomnienia z miasta, gdzie przesiedział trzy lata.
Często na łamach „Detektywa” piszemy o sukcesach policjantów z „Archiwum X”, którzy zatrzymują sprawców popełnionych w przeszłości przestępstw. Okazuje się, że już przed drugą wojną światową, tacy ludzie nie mogli spać spokojnie. Tak było w przypadku zabójstwa pewnego dorożkarza:
Do prokuratury Sądu Apelacyjnego w Warszawie wpłynęły akta sprawy o zbrodnię popełnioną przed osiemnastu laty, w czasie okupacji austriackiej w Radomsku. Szeregowiec armii austriackiej, Chaim Ruder, podczas sprzeczki na rynku w Radomsku, wynikłej na tle rekwirowania podwód dla wojska, zabił bagnetem dorożkarza Miarkę. Sprawę przekazano wówczas wojskowemu sądowi austriackiemu, który zakwalifikował czyn Dudnera jako zabójstwo przez nieostrożność.
Sprawa poszła w zapomnienie po zniesieniu okupanci zaborców i Rudner zamieszkał w Tarnowie, gdzie zajmował się stolarstwem. Przed rokiem rodzina zabitego dowiedziała się o miejscu zamieszkiwania zabójcy i zawiadomiła o tym władze prokuratorskie. Te ostatnie, dopatrzyły się w czynie Rudnera pospolitego zabójstwa i wtedy sąd okręgowy skazał go na pięć lat więzienia.