Porucznik stwierdził, że nie będzie śledztwa. Przynajmniej w dwóch miejscach fakty świadczyły przeciwko opowieści Grobickiego. Zgadniesz jakie?
23 listopada 2019
Oddany do użytku zaledwie przed kilkoma miesiącami ośrodek wczasowy „Bursztyn” był dumą Zjednoczenia Przemysłu Ciężkiego. Położony kilkaset metrów od bałtyckiej plaży w niczym nie przypominał siermiężnych ośrodków Funduszu Wczasów Pracowniczych.
W latach 50. pobyt na wczasach FWP-owskich bardziej przypominał sceny znane z zakładu pracy niż prawdziwe wakacje. Obowiązkowym punktem były pogadanki propagandowe, nauka pieśni rewolucyjnych, spotkania z przodownikami pracy. Dwutygodniowe wczasy w pierwszej kolejności przysługiwały przodownikom klasy robotniczej, liderom socjalistycznego współzawodnictwa pracy oraz tak zwanej inteligencji pracującej.
Reklamowano je jako jedno z największych osiągnięć realnego socjalizmu, bo sprzyjało to integracji społeczeństwa. Tylko tam w ośrodku wypoczynkowym przy jednym stole spotykali się dyrektor i sprzątaczka, inżynier i robotnik, jedząc takie same posiłki. Śniadania składały się głównie z zup mlecznych i kanapek. W lepsze dni serwowano parówki lub serdelki, plasterek sera żółtego albo łyżkę twarożku. Na obiad – kotlety mielone, sztukę mięsa w sosie chrzanowym czy bigos. Na kolację zdarzały się pierogi, racuchy i trochę sałatki jarzynowej z warzyw, które pozostały po gotowaniu zupy na obiad.
Ośrodek „Bursztyn” oferował o wiele lepsze jedzenie, standard pokojów dla wczasowiczów był również wyższy. Najbardziej oblegane były apartamenty na ostatnim, piątym piętrze, skąd roztaczał się widok na morze. Jeden z nich zajmował Zdzisław Grobicki, dyrektor fabryki na południu Polski. Każdy taki apartament składał się z salonu dziennego, pełniącego funkcję gabinetu, do którego przylegała łazienka i niewielka sypialna, którą niemal w całości wypełniało podwójne łóżko z dwoma lampkami nocnymi i szafą na ubrania.
– Moja noga więcej tu nie postanie – barczysty, dobiegający pięćdziesiątki mężczyzna był bardzo wzburzony. – Znajomi z ministerstwa polecili mi to miejsce, ale jak widać, to był fatalny wybór. Żeby w takim miejscu byli złodzieje!
– Proszę opowiedzieć, co się stało – porucznik Wiśniewski z komendy powiatowej milicji próbował dowiedzieć się jak najwięcej szczegółów o okolicznościach nocnej kradzieży w apartamencie dyrektora.
– Czytałem książkę w łóżku, zasnąłem koło północy – opowiadał Grobicki. – Nie miałem z tym problemu, bo po zgaszeniu lampki dookoła panowały egipskie ciemności. O drugiej w nocy obudziły mnie jakieś szmery dochodzące z gabinetu. Na pewno nie była to mysz ani tym bardziej duchy. Od razu pomyślałem, że to musi być włamywacz. Pewnie któryś z poprzednich gości podrobił klucze, choć z drugiej strony zamki do najnowszych też nie należą i dla wprawnego złodzieja ich otwarcie to nic trudnego.
– Zamki mamy bardzo solidne, szwajcarskie – wtrącił przysłuchujący się rozmowie dyrektor ośrodka, jednak porucznik zmierzył go wzrokiem, by nie przerywał opowieści okradzionego mężczyzny.
– Nie będę z panem dyskutował – kontynuował Grobicki. – No więc jak usłyszałem tego intruza, nie zapalając światła, żeby nie spłoszyć bandyty, najciszej jak mogłem, na palcach przeszedłem korytarzykiem do gabinetu, żeby go znienacka zaskoczyć. On jednak mnie ubiegł. W pewnym momencie ktoś chwycił mnie za szyję, a drugą ręką zatkał usta. Nie zdążyłem nawet krzyknąć. Napastnik zaciągnął mnie do sypialni, rzucił na łóżko, zduszonym głosem nakazał milczenie, jeśli mi życie miłe. Zdążył jeszcze zabrać portfel z nocnej szafki, a miałem w nim sporo pieniędzy. Co było dalej nie potrafię powiedzieć, bo straciłem przytomność. Leczę się na serce, to pewnie z nadmiaru emocji. Obudziłem się dopiero rano, zbiegłem na dół, do recepcji i powiadomiłem o tym nieprzyjemnym zdarzeniu. Mam nadzieję, że szybko złapiecie złodzieja!
– Nie będzie żadnego śledztwa. Nie wiem, po co wymyślił pan tę naiwną historyjkę, bo przynajmniej w dwóch miejscach fakty świadczą przeciwko pana opowieści. Za składanie fałszywych zeznań grozi odpowiedzialność karna, więc liczę na pana szczerość – stwierdził porucznik. – Po co właściwie ta bajeczka?
Dlaczego porucznik Wiśniewski nie dał wiary zeznaniom Zdzisława Grobickiego?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.