Do tego tajemniczego zabójstwa doszło niemal ćwierć wieku temu. Jednego wieczora sprawcy wymordowali prawie całą rodzinę…
14 maja 2020

Nikt ich nie widział, ani nie słyszał, nie wiadomo, jak dostali się do Siennicy i jak się stamtąd wydostali. Ludzie doskonale się tam znają, a każda nowa twarz, nie wspominając o samochodzie na obcej rejestracji, od razu rzuca się w oczy. Mimo to, 25 stycznia 1996 roku, nikt w wiosce nie zauważył niczego podejrzanego. Zabójcy rozpłynęli się w ciemnościach nocy i wszelki ślad po nich zaginął.
W sobotnie popołudnie, 3 lutego 1996 roku, setki ludzi wypełniło kościół św. Wojciecha w Nasielsku, na Mazowszu, i jego najbliższe okolice. Na wszystkich ulicach prowadzących do świątyni i na cmentarz jeden przy drugim zaparkowały samochody z całej Polski. W przepełnionej świątyni, wokół czterech wystawionych trumien z ciałami, widać było skupione twarze żałobników, a po większości policzków spływały łzy. Nawet kapłani odprawiający mszę świętą, w pewnych momentach nie mogli mówić, bo głos grzązł im w gardłach.
Jak doszło do tej potwornej zbrodni dowiesz się z tekstu Leona Madejskiego pt. „Rozstrzelani z zimną krwią” opublikowanego w czerwcowym „Detektywie”.
Więcej mrożących krew w żyłach historii znajdziesz w najnowszym wydaniu „Detektywa” nr 6/2020 w sprzedaży od 12 maja 2020 roku, a także w wersji elektronicznej do kupienia TUTAJ oraz w wersji do słuchania dostępnej TUTAJ.