Sąsiedzki wymiar sprawiedliwości. Ludzie biorą sprawy we własne ręce, ale przecież nie mogą zastępować Temidy
3 lipca 2019
Mieszkanka Warszawy padła ofiarą sąsiedzkiego samosądu. – Spotkało mnie coś tak bezczelnego i obrzydliwego, że aż trudno pisać. Jakaś świnia włożyła mi za wycieraczkę torebki z kałem. Brak słów. Nie wiem, czy mam to traktować personalnie, czy to kara za zaparkowanie 10 cm za krawężnik, co ani pieszym, ani wozom nie tamowało ruchu – poirytowana zastanawiała się na internetowym forum.
Sąsiedzi szybko jej wytłumaczyli, o co chodzi: to robota samozwańczego szeryfa. Kara za złe parkowanie.
Do przeróżnych prób wymierzenia na własną rękę sprawiedliwości dochodzi coraz częściej w całym kraju. Najczęściej ofiarą sąsiedzkiego wymiaru sprawiedliwości padają kierowcy źle zaparkowanych samochodów. Kiedyś popularne były tzw. karne łosie, naklejane na szybę, ostatnio arsenał „kar” stał się szerszy. Przebijanie kół, wyrywanie lusterek, mazanie sprejem – to tylko niektóre ze sposobów walki niewłaściwym parkowaniem, stosowanych przez tzw. samozwańczych szeryfów.
Kierowcy coraz częściej parkują gdzie popadnie, zestawiają wjazdy, miejsca dla inwalidów, niszczą zieleń. Oczywiście nie pochwalamy niewłaściwego parkowania, ale samozwańczym szeryfom trzeba przypomnieć, że podejmowane przez nich działania są niezgodne z prawem i – w zależności od popełnionego czynu – grozi za nie grzywna, a nawet kara pozbawienia wolności. W XXI wieku nie ma miejsca na Dziki Zachód.
Krzysztof Kilijanek