Skąd napastnik mógł wiedzieć, że spotka ją na mało uczęszczanej wiejskiej drodze? Dlaczego zatrzymała się na jego wezwanie? cz. 4/6
4 maja 2019

Bo wszystko w jego potyczkach z Diane prowadziło do ostatecznego pytania: ja czy ona? Diane znalazła znakomitą okazję do ataku, gdy Herbert (jak potem wyjaśnił „w stanie urwanego filmu”) wymamrotał z siebie wymuszone obietnice matrymonialne, a potem podarował jej cztery czerwone plastikowe kubki. Diane natychmiast sporządziła w dzienniku entuzjastyczny zapis: („Zamieszka ze mną i dziećmi!…”), tani podarunek przyjęła jako zapowiedź związku („Cztery kubki, to tak jak ja i troje mych dzieci…”), a następnie zadała to od dawna wiszące nad nimi pytanie. Spytała, kogo kocham najbardziej: ją czy Elizę – zeznawał Herbert. – Odpowiedziałem: kocham tylko Elizę. Wtedy wybuchła. Wyskoczyła z łóżka wyjąc z wściekłości i rzucając wszystkim, co pod ręką. Darła się na mnie jak opętana; nigdy w życiu nie widziałem nikogo w takim stanie. Straciła zmysły. Zabrzmi to niepoważnie, ale wściekłem się dopiero wtedy, gdy połamała mi szczotkę do włosów.
Sceny walki kontynuowali na ulicy. Wybudzeni o późnej porze ludzie oglądali z okien, jak Herbert ucieka, a Diane wsiada do samochodu i blokuje mu drogę. Herbert zdołał przeskoczyć przez maskę pojazdu i schronił się w sklepie 7-Eleven, skąd zadzwonił do żony po pomoc. Eliza zdołała przyjechać w kilka minut i uratować męża przed dalszymi poniżeniami, lecz rozszalały kataklizm otarł się również o nią. Diane ścigała ich samochodem aż do domu, a potem wisiała na dzwonku niemal całą noc, waląc pięścią w drzwi. Gdy osłabła, próbowała do nich telefonować. Rankiem stawiła się znów pod drzwiami w uniformie i z torbą listów, a Eliza wreszcie zareagowała na jej dobijanie się raptownym otwarciem drzwi i rzuceniem kilku brzydkich słów.
Wyglądało to jak ostatni manewr w walce o mężczyznę, lecz Herbert po raz pierwszy zakosztował strachu o życie. Jak przyznał w rozmowie z detektywami, po tej całonocnej potyczce postanowił uciekać jak najdalej od urzędu pocztowego, wziął długi urlop i pojechali z Elizą w jego rodzinne strony do Teksasu. Było to mądre posunięcie. Samotna Diane nie mogła pogodzić się z rzeczywistością i załatwiła sobie szybkie przeniesienie służbowe na drugi koniec Ameryki, do urzędu pocztowego w Eugene w stanie Oregon. Tam mieszkali jej rodzice chętni do zaopiekowania się jej dziećmi. Na poczcie w Chandler szefostwo odetchnęło z ulgą.
Wszyscy mieli dość Diane obnoszącej się ze swoim niekontrolowanym apetytem na seks. Znanej jednak również z tego, że ze względu na przekonania religijne odmawiała doręczania prenumeratorom… czasopisma „Playboy”!
* * *
Herbert powrócił do Chandler na niecałe trzy tygodnie przed wyjazdem Diane do Oregonu. Znów jakieś złe moce wpędziły go do jej łóżka. Popełnił straszny błąd. Przekonany o tym, że Diane wyprowadza się już na stałe, nie tylko z Arizony, lecz także z jego życia, postanowił ją wykorzystać do końca. Ostatnie tygodnie spędzali ze sobą jak dawniej. Diane trochę się zmieniła; brała teraz lekcje pilotażu i w opinii instruktora stanowiła znakomity materiał na lotnika. Był to tylko zaledwie kolejny symptom jej mitomanii, po tych poronionych podejściach do szkoły medycznej, zarabiania pieniędzy na własnej macicy, czy próbie uruchomienia kliniki płodności.
Latanie, choćby nawet z instruktorem sprawującym kontrolę nad maszyną, było dla niej ucieczką od rzeczywistości, w sensie dosłownym i w przenośni. Teraz, gdy w jej życiu znowu pojawił się Herbert, przyjęła to jako przebłysk ostatniej szansy. Jej mężczyzna był dziwnie potulny i zgadzał się na wiele ustępstw. Choć niechętnie, to jednak przyszedł na uroczystą kolację z jej rodzicami, gdy przyjechali z Oregonu, by jej pomóc w przeprowadzce. Siedział przy stole jak na szpilkach. Przyglądałem się ojcu Diane i wyobraźnia podpowiadała mi, jak ją molestował zaledwie kilkanaście lat temu – opowiadał później detektywom. Dał też zaprowadzić się do tej samej pracowni tatuażu, gdzie Diane kazała wykonać różę z jego imieniem na swoim ramieniu i zgodził się, ale tylko na kwiat, bez jej imienia. Podarował jej ciężki złoty łańcuch, przyjęty przez Diane jako symbol ich związku, na zawsze. Gdy odjeżdżała, był dziwnie speszony i wymamrotał bez sensu: „Co ma się stać, to się stanie…”.
Diane zrozumiała to wszystko jako zaproszenie do wspólnego życia. Wyjeżdżając do Oregonu wmówiła sobie, że jej ukochany mężczyzna wyruszy jej śladem natychmiast po tym, gdy ona przygotuje wszystkie niezbędne warunki do wspólnego osiedlenia się niemal na drugim końcu świata, z daleka od Elizy.