Rok później Ann musiała sprowadzić do siebie umierającą na raka matkę. Koszty leczenia i opieki w jednym z najlepszych nowojorskich szpitali wtrąciły ją znowu w kryzys finansowy i zmusiły do przeprowadzki do znacznie skromniejszego mieszkania. Jednak po śmierci matki w marcu 1941 roku i sprawieniu jej godnego, wcale nietaniego pochówku, los odpłacił jej za dobre serce. Zaczęła otrzymywać role w słuchowiskach radiowych sieci CBS i NBC, w latach czterdziestych stanowiących główną rozrywkę Amerykanek. Potrafiła się przebić przez gąszcz podobnych jej talentów. Do tego stopnia, że jesienią 1941 roku uznana została za „najpiękniejszą twarz amerykańskich fal radiowych”, a jej fotografię zamieściły popołudniówki.

Mniej więcej w tym samym czasie jeden z szefów nowojorskiej mafii zakładał nocny klub „Monte Carlo”, którego główną atrakcją miała być rewia kuso odzianych piękności. Ann załatwiła sobie angaż tym razem sama, nie wahając powołać się na kontakty z mafią w Kansas City. Otrzymała pracę za rewelacyjne 50 dolarów tygodniowo, wchodząc głęboko w środowisko pań o niezbyt klarownej reputacji, z którego mogły być tylko dwa wyjścia: na samo dno lub na trudno wyobrażalne wyżyny.

 

Ojcowska troska

Jednym z najbardziej wybitnych klientów nowego lokalu stał się William Woodward senior. W klubie „Monte Carlo” cenił sobie najbardziej to, że o  trzeciej w nocy tancerki po zejściu ze sceny szły do stolików. Starszy bankier chętnie wykorzystywał stwarzane w ten sposób możliwości. Widząc przy tym, jak wiele atrakcyjnego dobra marnuje się na kolanach brzuchatych, wyleniałych samców, raczących siebie i tancerki szampanem. Wtedy po raz pierwszy z ojcowską troską pomyślał o synu.

Wiosną 1941 roku Billy nadal stronił od kobiet, coraz bardziej działając na nerwy Beanowi oraz całemu środowisku zamożnych rozpustników, bezskutecznie próbujących doprowadzić do jego „defloryzacji”. Billy stawiał opór, poważny problem próbował zamienić w żart, wykpiwając też plotki o jego skłonności do tej samej płci. Zdradzał jednak gotowość do konkretnych decyzji. Popierał skandaliczne wybryki swego przyjaciela Beana, oficjalnie zaręczonego z meksykańską tancerką kabaretową. Wyrażał przekonanie, że podsuwane mu przez matkę młode piękności z rodzin reprezentujących stare pieniądze, napawają go niczym innym, jak zwyczajnym obrzydzeniem. – Nigdy nie pójdę w ślady ojca i matki! – zapowiadał.

Jak twierdzą wiarygodne źródła, starszy bankier, zanim podsunął Ann Eden swemu jedynemu synowi, przetestował ją osobiście. William Woodward miał z Ann potajemny romans, spędzał z nią czas na osobności w jednym ze swoich domów, pokazywał jej konie w swojej stadninie; czasem widywano ich razem w  klubach. W końcu musiało więc dojść do przecięcia się nocnych szlaków rozdokazywanego starszego pana i jego syna. Nastąpiło to w miejscu pracy Ann. Ojciec i syn nie robili z tego żadnej sensacji, gdy po zejściu ze sceny dosiadły się do nich dwie młode damy w skąpych brokatowych kostiumach, w pantofelkach na przesadnie wysokich obcasach, z kitkami z tyłu i króliczymi uszami zdobiącymi fryzury. Jedną z nich była Alicia Grajales, narzeczona, a już wkrótce żona Beana. Drugą – Ann Eden, jej koleżanka z rewii, jak się Billy od razu zorientował – dobra znajoma ojca.

 

* * *

Dwa miesiące później starszy Woodward  spytał, czy Billy ma wreszcie dziewczynę. Syn odpowiedział wymijająco, a wtedy ojciec poradził mu, by poważnie zajął się Ann. – Wiesz, tą tancerką z rewii, co piła z nami szampana… – wyjaśnił. Billy obiecał ojcu, że postąpi według jego życzenia, zatajając już dość zaawansowany stan faktyczny.

Jak potem Ann i Billy wspominali przy różnych okazjach, od pierwszego spotkania w „Monte Carlo” nastąpiło obopólne zauroczenie, pogłębiające się w miarę kolejnych wypraw do nocnych lokali, podejmowanych już bez starszego pana, tylko we czworo: dwóch złotych młodzieńców oraz ich dwie wulgarne, za to wybitnie piękne tancerki. Ann lubiła żartować, że stojący pod ścianą, zapatrzony w nią Billy wyglądał jak „piękny kwiat z eleganckiej tapety”. Natomiast ona przypominała mu młode aktorki, zapraszane na przyjęcia wydawane przez matkę. Oczarowała go nieprzeciętną urodą (choć, prawdę mówiąc, stanowiła tanią kopię typowej piękności z Hollywood…), a gdy przebierała się z rewiowego kostiumu w swe najlepsze stroje, z przyjemnością stwierdzał, jak bardzo różni się od młodych arystokratek.

Na tym etapie niebezpiecznego zauroczenia wcale go nie irytował, a wręcz  fascynował, jej rażący brak ogłady: nieelegancki żargon, częste błędy językowe, prostackie zachowanie przy stole, osuszanie kielicha z szampanem bez odrywania ust, z gwałtownym wyrzutem głowy do tyłu, czy też nieopanowane, zbyt agresywne kaskady śmiechu. Jak wychodziło teraz na jaw, rozmaici instruktorzy prowincjonalnej piękności, włącznie z jej pierwszym kochankiem, stanowczo nie dokończyli jeszcze szkolenia.

Po kilku kolejnych wypadach we czworo, a potem już oficjalnych randkach Billa z Ann Eden, okazało się, że obawy o jego orientację seksualną były całkowicie bezpodstawne. Młody Woodward stracił głowę dla swej pierwszej kobiety. Dał dowód męskości nie w atłasach i luksusach, lecz na niewygodnym tapczanie w ubogiej sypialni rewiowej tancerki. Ann wykrzesała z siebie wszystkie umiejętności. Postąpiła z nim z takim oddaniem, że Billy – choć przez niemal cały późniejszy okres małżeństwa wyrafinowanie niewierny – na zawsze uzależnił się od bliskości jej ciała. Odtąd szybki wspólny skok do sypialni miał się stać lekarstwem na ich niewyobrażalne problemy.

Skandal wybuchł w sierpniową niedzielę 1942 roku, gdy Billy paradował na wyścigach konnych w Saratoga Springs z Ann Eden przy jego ramieniu. – Miała na sobie wulgarny kapelusik, który tamtego lata nosiły wszystkie panny sklepowe – wspominała Elsie, po przeżyciu szoku, gdy syn dumnie usadził swą damę w rodowej loży. Matka krnąbrnego jedynaka zachowała jednak styl i tego dnia była wobec „tej kobiety” zaledwie ozięble wyniosła. Elsie wierzyła w swe możliwości i przyglądając się z boku niefrasobliwie zakochanym, od razu planowała wojnę. Nie mogła jeszcze przewidzieć, że czeka ją totalna porażka, a nad rodziną pojawia się widmo śmierci.

Tadeusz Wójciak

 Już jutro kolejna część opowieści. Nie przegap!

< 1 2

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]