Spektakularny napad na bank. Zatrzymano trzy grupy podejrzanych. Czy będziesz w stanie, niczym funkcjonariusz Jankowski, odgadnąć kto dokonał skoku?
25 kwietnia 2020

To było w latach osiemdziesiątych, pierwsze lata mojej służby, jeszcze w Milicji Obywatelskiej – zaczął swą opowieść Mariusz Jankowski, dzisiaj prawie 70-latek.
Jego wspomnienia o ciekawych zdarzeniach z wieloletniej pracy w wydziale dochodzeniowo-śledczym były urozmaiceniem niejednej imprezy. Tak było i tym razem.
– Z relacji świadków wynikało, że do banku wtargnęło trzech napastników. Byli uzbrojeni, na twarzach mieli maski. „To jest napad, wszyscy na ziemię. Wykonujcie polecenia, a nikomu nie stanie się nic złego” – krzyczeli. Ludzie zaczęli panikować, ktoś wrzasnął, dopiero strzał oddany w górę przez któregoś z bandytów zmusił ludzi do wykonania ich polecenia. Jeden z rabusiów podbiegł do stanowiska kasjera, którego od klientów oddzielała metalowa szyba. „Dawaj pieniądze, wszystko co masz, tylko bez głupich numerów” – krzyknął do spanikowanego pracownika banku. Ręce mu się trzęsły, nieudolnie pakował owinięte banderolą pliki pieniędzy do plastikowej torby podanej przez rabusia. „Co się tak grzebiesz? Szybciej, szybciej!” – poganiał go rabuś wymachując pistoletem, co jeszcze bardziej denerwowało kasjera. „Tylko nie strzelaj, nie rób mi nic złego, mam żonę i dzieci” – szeptał błagalnym tonem.
Z dalszej opowieści Mariusza Jankowskiego wynikało, że łup był całkiem spory. Bandyci ukradli prawie pół miliona złotych (średnia pensja wynosiła wtedy 20 tys. zł). Po stosunkowo szybko i sprawnie przeprowadzonym napadzie – na szczęście nikt z klientów ani pracowników banku nie próbował stawiać oporu, co mogłoby się skończyć rozlewem krwi – napastnicy wsiedli do czekającego na ulicy samochodu i odjechali w nieznanym kierunku.
Zapowiadało się trudne i skomplikowane śledztwo. Pamiętajmy, że w tamtych czasach nie było kamer monitoringu, a i ochrona w placówkach bankowych była na zupełnie innym poziomie niż dzisiaj. Na szczęście dla śledczych jeden z pracowników banku widział przez panoramiczne okno od strony ulicy samochód, którym odjechali przestępcy. Wprawdzie nie był w stanie podać jego marki, zeznał natomiast, że było on ciemnego koloru. Zapamiętał też numer rejestracyjny: HM 9906. Tę bardzo cenną wiadomość przekazano przez radiotelefony milicjantom, którzy stali przy wszystkich drogach wjazdowych i wyjazdowych z miasta.
W ciągu pół godziny zatrzymano trzy podejrzane samochody, a w każdym z nich podróżowało trzech mężczyzn. To jeszcze nie było żadnym powodem, aby ich zatrzymać pod zarzutem rabunku, niemniej Mariusz Jankowski zaczął dokładnie czytać meldunek. Pierwszy samochód, ciemnozielony, miał numer rejestracyjny TK 2206. Drugi z nich ciemnoszary, oznaczony był numerem 9066 WH. Trzeci, czarny jak noc, miał numer LZ 2458.
– Patrzyłem na te numery, czytałem notatki z zeznania bankowego strażnika – Mariusz Jankowski powoli zbliżał się do końca swojej opowieści. – Coś mi podpowiadało, że chyba jestem bliski rozwiązania zagadki, kto napadł na bank. „Szefie, jestem prawie pewien, że poszukiwany przez nas samochód jest wśród tych trzech zatrzymanych, tym samym rabusie są już w naszych rękach” – prawie krzyknąłem.
Jak sądzicie: czy miał ku temu podstawy?
Rozwiązanie zagadki kryminalnej na kolejnej stronie.