Robił wycinki publikacji na temat swoich zbrodni. Twierdził, że policja marnuje czas, bo przecież on jest nieuchwytny i niewidzialny – cz. 5/6
1 kwietnia 2018

Valentina zginęła na miejscu; Alexander zmarł kilka godzin później w szpitalu. Dawid postanowił uczcić sukces solidnym posiłkiem, więc pojechał do restauracji White Castle na pobliskiej Baychester Avenue, gdzie zamówił hamburgery i gorącą czekoladę. Jedząc ze smakiem czuł się szczęśliwy i odprężony. Miał poczucie całkowitego spełnienia, bo wypełnił „misję” do końca, podrzucając na miejscu zbrodni list do policji z ostrzeżeniem dla świata.
Wojna z miastem
Zamiast sprawcy podwójnej zbrodni, policjanci bez trudu znaleźli białą kopertę połyskującą w mroku nocy parę kroków od samochodu, z którego wylewała się krew. Zanim list dotarł do kapitana Borrelli, odcisnęły się na nim palce wielu policjantów, niepomnych nauk pobieranych w szkołach i chwytających eksponat w gołe ręce.
Tak rażące uchybienie w podstawowych zasadach profesjonalizmu, spowodowało wymazanie z koperty ewentualnych odcisków palców nadawcy. Natomiast treść listu wprawiła w osłupienie nie tylko jego odbiorcę, lecz także ekspertów psychiatrii. Seryjny morderca wyprodukował na dwóch kartkach nieporadne, bełkotliwe, pełne będów stylistycznych i ortograficznych przyznanie się do winy. Z jedyną ważną informacją, która już wkrótce podziałała paraliżująco na Nowy Jork.
Nazywa się Syn Sama i nie przestanie strzelać do szczęśliwych młodych ludzi, dopóki jego ojciec, ten władca demonów imieniem Sam nie zaprzestanie używać przelanej krwi dziewcząt i chłopców do walki z postępującą starością…
„Drogi kapitanie Borrelli” – pisał Dawid Berkowitz. – „Uraża mnie to niezwykle, gdy środki masowego przekazu przedstawiają mnie jako człowieka nienawidzącego kobiety. To błąd z waszej strony! A teraz cała prawda: Nie jestem człowiekiem, jestem bestią. Jestem Synem Sama. Jestem bestią aż kipiącą z nienawiści. Za każdym razem, gdy Ojciec Sam się upija, znęca się nad rodziną. Bierze smycz, nakłada mi obrożę i przywiązuje mnie na tyłach domu. Czasem zamyka mnie w garażu. Niekiedy zamyka mnie na strychu, a wtedy mogę tylko patrzeć przez małe okienko jak ludzie toczą swe codzienne życie w całkowitej nieświadomości, że nad nimi wisi zagłada. Sam uwielbia pić krew. Dlatego wydaje mi rozkaz: Biegnij, szukaj i morduj! Jestem niewolnikiem, zaprogramowanym do zabijania. Uwielbiam polowanie na ludzi. Dlatego nocami wyruszam na ulice w poszukiwaniu celu. Jak każdy myśliwy poluję na dobre mięso, a kobiety w Queens są najpiękniejsze. Polowanie jest moim życiem, bo przecież muszę dostarczać świeżej krwi. Świeża krew dla mego ojca – to moje przeznaczenie!”
To paradoks: za obłędem i pozornym bełkotem firmowanym przez chory umysł, kryła się pewna logika. Tak przynajmniej twierdzą eksperci i badacze przypadku Dawida Berkowitza, do których zalicza się Lawrence D. Klausner, autor najlepiej udokumentowanej książki o Synu Sama.
Autor ten twierdzi, że Dawid nie przypadkiem sporządził ten list i podrzucił go na miejscu ostatniej zbrodni. Chciał naprowadzić detektywów na trop Bogu ducha winnego mieszkańca Yonkers nazwiskiem Sam Carr, bo szczerze pragnął, by „ojciec” Sam został ujęty. A wraz z nim zostałby ujęty szatan. Wtedy Dawid byłby wolny od wszelkich złych wpływów. „Ojciec” Sam utraciłby kontrolę nad życiem Dawida. Wtedy Dawid poczułby się wolnym człowiekiem i przerwałby łańcuch zbrodni.
Brzmi to jednak mało wiarygodnie. Jest to jedna z postawionych na głowie teorii, przy pomocy których Dawid Berkowitz bronił się w sądzie. Wtedy nie musiał już tłumaczyć, dlaczego później, już po dostarczeniu tego listu, rozstrzelał jeszcze jedną i ciężko zranił trzy osoby. A egzekucje niewinnych młodych ludzi wykonywałby na chybił trafił może nawet w nieskończoność, gdyby nie jego błąd w parkowaniu samochodu i logiczne myślenie trzech „demonów”, którzy wskazali Berkowitza policji.
Stan oblężenia
List seryjnego mordercy do depczącego mu po piętach policjanta w ostateczności wywarł skutek całkowicie odmienny od zamierzonego. Bełkot na dwóch kartkach papieru przeciekł do nowojorskiej prasy. W niedzielny poranek, 5 czerwca 1977 roku, dziennik „The Daily News” ujawnił szczegóły tego listu z ostrzeżeniem, że seryjny morderca wydał walkę miastu. Zwłaszcza młodym ludziom, włóczącym się późną nocą po dzielnicach Queens i Bronx. Tym wszystkim zakochanym, traktującym samochód jako bezpieczną namiastkę sypialni.
Morderca znany dotychczas jako „Kaliber 44” przestał istnieć. W jego miejsce wszedł Syn Sama, postrach Nowego Jorku. Środki masowego przekazu prześledziły dotychczasową karierę, omawiając w szczegółach okoliczności pięciu przypadków śmiertelnych i siedmiu ciężkich postrzeleń.
Na ludzi padł popłoch. Nikt z młodych mieszkańców Nowego Jorku nie miał zamiaru zakończyć życia w kałuży krwi wsiąkającej w siedzenia samochodu. Zwłaszcza podczas intymnych momentów poprzedzających rozstanie późną nocą.
Brygada specjalna utworzona do schwytania Dawida Berkowitza błądziła po omacku, próbując zastawiać na mordercę sieci w jego przypuszczalnych rejonach łowieckich. Myśliwi polowali więc na myśliwego; profesjonaliści na amatora, który miał nad nimi taką przewagę, że nawet on nie znał dnia i godziny, bo atakował pod wpływem impulsu, jak później twierdził: na wezwanie swej osobistej sfory demonów. Brygada zamiast sukcesów zbierała cięgi od szefów, a jej łącza telefoniczne i teleksowe (nikt nie miał wtedy pojęcia o powszechnym zastosowaniu komputerów) stały się czymś w rodzaju ścieku, do którego spływały setki i tysiące donosów na niewinnych ludzi.