Tajemnice mieleckiej drogi. Pojawiają się tutaj zjawy, które swego czasu przyczyniły się do tragicznego w skutkach wypadku
1 kwietnia 2019
Kompleks leśny za Mielcem, ciągnący się w stronę Kolbuszowej, nazywany jest wielką mogiłą. W czasie okupacji hitlerowskiej zginęło tu i zostało pogrzebanych wiele osób. Nikt jednak nie zna dokładnej liczby. Pozostały tylko nieliczne mogiły, kapliczki i… błąkające się duchy. Podobno zjawy najczęściej pojawiają się na drodze prowadzącej przez owe lasy. Po raz pierwszy objawiły się już po wojnie. Spotykane są do dzisiaj. Wśród dziwnych postaci widywany był m.in. żołnierz, kobieta w długiej, białej koszuli i mała dziewczynka.
Żołnierz najczęściej widywany był w okolicach tzw. Kapliczki Kierowców. To miejsce upamiętnia budowę drogi z Mielca do Kolbuszowej w latach 1938-1939. A z duchem żołnierza było tak: Kiedy zakończyła się wojna, radzieccy żołnierze wywozili ciężarówkami ludzi do więzienia w Rzeszowie. W czasie postoju, w rejonie kapliczki, jeden z sowieckich żołdaków zabawiał się bronią i postanowił „zastrzelić” Matkę Boską z kapliczki. Pocisk odbił się rykoszetem i trafił żołnierza. Ten padł martwy. Od tamtej pory jego duch błąka się po lasach, od dziesiątków lat poszukując spokoju.
Najczęściej widywana zjawa – dziewczynka – pojawia się w Biesiadce. Przybiera różne postacie – raz jest zakrwawiona i prosi o pomoc, innym razem trzyma w ręku różaniec. Kiedy kierowca zatrzymuje się przy dziecku, jej duch znika. Kilkanaście lat temu w tej okolicy doszło do wypadku samochodowego, w którym zginęło trzech mężczyzn. Niektórzy twierdzą, że do katastrofy przyczyniła się owa zjawa.
Tajemniczą drogą interesują się instytucje badające zjawiska paranormalne. W internecie można znaleźć wiele informacji na ten temat. Pod jednym z artykułów „Blady Józek” napisał: „Znam odcinek tej drogi, a dokładniej od Sokołowa do Leżajska, ma ona swój mikroklimat, moim zdaniem pochodzący od lasów i ukształtowania terenu oraz charakterystycznego powietrza, ale kojarzy się mi on bardzo pozytywnie, z czystością i słowiańskością. (…) W kilku miejscach mikroklimat zmienia się radykalnie, tak jak np. tuż za Sokołowem, gdzie wieczorem po ciepłym dniu wjeżdżamy w małą nieckę, w której uderza nas lodowate powietrze, a jeszcze 15 sekund wcześniej było ono tak gorące i wilgotne, że nie było czym oddychać. Nie znam statystyk wypadków, ale na tym krótkim odcinku z Sokołowa do Leżajska znane są mi wyłącznie bardzo tragiczne zdarzenia (…). Jeśli coś się wydarzy, to nie ma takich zwykłych wypadków, zdarzeń drogowych, ale od razu tragiczne i przerażające. A przecież ten odcinek ma zaledwie 18 km, nawierzchnia jest świetna, droga szeroka, wygodna. (…) Jeśli ktoś jest wrażliwy, niech lepiej omija przynajmniej ten odcinek. Na pewno jadąc tamtędy, ma się ciarki na plecach i tzw. gęsią skórkę, a w takim stanie emocjonalnym o zjawy niełatwo”.
Agnieszka Kozak