Teściowa chciała ubezwłasnowolnić kobietę i odebrać jej dzieci. Nieprawdopodobny zbieg okoliczności przeszkodził w realizacji niecnego celu
2 października 2017

Naszej rozmowie przysłuchiwała się lekarka, która przerwała wymianę zdań, oświadczając, że najpierw musi mnie zbadać. Nie pomogły protesty teściowej, musiała wyjść z pomieszczenia i zostawić nas same. Na moje pytania lekarka odpowiedziała, że otrzymała zlecenie na przewiezienie mnie do szpitala, bowiem jak wynika z karty chorobowej, cierpię na pewnego rodzaju zaburzenia i muszę być poddana hospitalizacji. Byłam ogromnie zdziwiona: – O jakich objawach pani mówi, pani doktor? Kto mnie badał i postawił taką diagnozę? Wtedy wszystko wyszło na jaw. Okazało się, że padłam ofiarą spisku, a cała historia została ukartowana, żeby zamknąć mnie w szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych! Nie udało się to przez zwykły przypadek.
Lekarka, z którą moja „cudowna” teściowa uknuła ten spisek, przypadkowo tego dnia była nieobecna w pracy i w jej zastępstwie do szpitala miał mnie odwieźć ktoś inny. Jednak przybyła lekarka nie potwierdziła opisanych w karcie chorobowej symptomów i odstąpiła od realizacji ohydnego planu.
Podstęp teściowej bardzo mnie poruszył. Postanowiłam, że jej tego nie daruję. Oczerniła mnie w oczach lekarzy, męża i wielu znajomych. A co najgorsze – chciała pozbawić dzieci ich matki, aby samej zająć moje miejsce. Chciała mnie ubezwłasnowolnić, a pierwszym do tego krokiem była próba umieszczenia mnie w zakładzie psychiatrycznym. Było to celowe działanie, podłe i nikczemne, a jego sprawczyni powinna ponieść zasłużoną karę. Dlatego zgłosiłam się na policję i złożyłam wniosek o pociągnięcie jej do odpowiedzialności. Podjęte przez policję dochodzenie otworzyło mi oczy. Dowiedziałam się, jak podstępna była moja teściowa i jakich forteli użyła, aby osiągnąć swój cel .
Przed mężem ani teściową nigdy niczego nie ukrywałam i wszystkie swoje rzeczy osobiste trzymałam w miejscu ogólnie dostępnym. Ale kiedy chciałam sprawdzić wpis w swojej legitymacji ubezpieczeniowej, nie mogłam jej znaleźć. – Mamo nie widziałaś gdzieś mojej legitymacji? – U ciebie zawsze jest bałagan, na pewno się znajdzie, może ją zgubiłaś i ktoś odniósł do poradni. Nie było też mojego dowodu osobistego. Według teściowej zgubiłam go razem z legitymacją. Wierząc w uczciwość znalazcy, zaprzestałam poszukiwań. Po kilku dniach o „zgubie” zapomniałam.
Prawda była zupełnie inna. To teściowa bez mojej wiedzy wzięła te dokumenty i udała się do poradni lekarskiej. Zgłosiła się do znajomej lekarki, sugerując jej, że jestem chora i wymagam leczenia w zakładzie zamkniętym.
– Pani doktor, moja synowa od lat cierpi na anoreksję – mówiła. – Ma poważne zaburzenia emocjonalne. Choroba tak ją wyczerpała, że cierpi na zaburzenia psychiczne, ma omamy, nie wie, co robi. Stała się nerwowa i agresywna. Ona jest niebezpieczna dla otoczenia, a co najgorsze dla swoich bliskich, dla dzieci. Niech pani coś pomoże, coś zrobi, bo ja już jestem bezradna!
Współczująca pani doktor, nie widząc mnie na oczy postawiła diagnozę i orzekła, że należy mnie umieścić na oddziale psychiatrycznym. Moja teściowa triumfowała. Bez trudności osiągnęła swój cel – przynajmniej tak jej się wydawało. A było to możliwe tylko dlatego, że należała do miejscowej elity i tak „poważnej” osobie lekarka uwierzyła na słowo.
Na szczęście inna lekarka nie zapomniała o swoich obowiązkach i nie doszło do realizacji szatańskiego zamysłu mojej teściowej. Nie zostałam ubezwłasnowolniona ani zamknięta w „sali bez klamek”. Teraz moja teściowa może zostać zamknięta w innym zakładzie, ale ja wcale jej tego nie życzę. Już jej wybaczyłam ten podstęp. Pragnę tylko, aby zostawiła mnie i moją rodzinę w spokoju, by pozwoliła mi żyć według moich zasad i upodobań.
Marcin Kana
Imiona wszystkich osób zmieniono.