To była zbrodnia z wyższych sfer. Księcia zamordowano, niemal tuż pod jego domem. Śledczy długo nie mogli poradzić sobie z tą sprawą
1 listopada 2018

Sąd przyjął, zestawiając zeznania świadków, że zabójstwo nastąpiło nie później niż o godz. 14.00. A więc oskarżony mógłby bez trudu zdążyć na pociąg, który się spóźnił parę minut i odjechał tego dnia o 15.20. Podczas wizji lokalnej ustalono, że na przejście tego odcinka drogi potrzeba tylko 14 minut. Jest rzeczą niemożliwą – napisano w uzasadnieniu wyroku – by książę, znany ze swej uprzejmości dla gości, miał bez istotnych powodów zatrzymać się dla rozmowy z dwoma osobnikami i pozwolić Bispingowi wędrować podczas roztopów wiosennych i przy ulewnym deszczu pieszo na stację. Nieprawdopodobne też było, zdaniem sądu, by ów wędrował aż do Błonia.
Przyjęto więc, że tylko on mógł być obecny przy zabójstwie, a jego nienaturalne późniejsze zachowanie świadczy przeciw niemu najbardziej. Także obecność krwawych plam na rewolwerze i kapeluszu Bispinga oraz identyczność broni oraz kul, posłużyły jako poszlaki przy motywowaniu wyroku.
To wszystko zanegowała obrona w skardze kasacyjnej, zwracając nadto uwagę na fakt, że ordynat był o wiele słabszy od księcia i miał ograniczoną władzę w lewej ręce po wypadku samochodowym. Książę, na co wskazywały liczne ślady, stoczył przed śmiercią zażartą walkę z napastnikiem, jest więc rzeczą niemożliwą, by i on nie zadał mu żadnych obrażeń. Bisping – co stwierdzono, poddawszy go oględzinom zaraz po zatrzymaniu – nie miał żadnych sińców, zadrapań ani innych śladów po stoczonej walce.
Raz winien, raz niewinien
Wybuch pierwszej wojny światowej udaremnił rozpatrzenie kasacji i dopiero po jej zakończeniu skazaniec mógł wystąpić o wznowienie procesu. Akta, liczące 17 opasłych tomów, sprowadzono z Rosji; były oczywiście pisane po rosyjsku i zaszła potrzeba ich przetłumaczenia, czego Bisping musiał dokonać własnym sumptem.
Na początku stycznia 1926 roku przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie odbyła się na nowo rozprawa przeciwko baronowi Bispingowi. Sporą sensację wywołały zeznania zastępcy naczelnika Urzędu Śledczego, Mariana Ludwika Kurnatowskiego, który w tej instytucji pracował i za czasów carskich. Gdy polecono mu – zeznawał – prowadzić sprawę zabójstwa księcia Druckiego-Lubeckiego, oberpolicmajster Piotr Mejer wywierał na niego presję, aby w tej sprawie nie był zbyt gorliwy. Gdy zaś Kurnatowski aresztował Grzelę, prokurator zwolnił go, mimo że na kurtce wylanego z pracy przez księcia strzelca znaleziono krew i to w sezonie ochronnym, gdy nie wolno było polować.
Nie mniejszą sensację wywołał wniosek jednego z obrońców barona – mecenasa Żegilewicza (obrońców było dwóch, obaj z urzędu) złożony w piątym dniu rozprawy, aby sąd powołał w charakterze świadka archiwistę Sądu Okręgowego, Andrzeja Hryniewicza. Ów bowiem, przeglądając akta sprawy – zauważył w nich zaprotokołowany wniosek sądu o wdrożenie dodatkowego śledztwa. Naczelnik więzienia zeznał bowiem, że pewien kryminalista wyznał przed śmiercią, iż to on dokonał kradzieży w pałacu po dokonanym zabójstwie; wskazał też wspólnika, który miał odsiadywać karę w Saratowie. Sąd po naradzie przychylił się do tego wniosku, zarządzając jednocześnie poszukiwanie zaginionych akt śledztwa dotyczącego włamania i kradzieży w pałacu w Teresinie; akt tych zdaje się nigdy nie odnaleziono.
W oskarżycielskiej mowie – żądając dla Bispinga kary 15 lat ciężkiego więzienia – prokurator Kamiński odwołał się do innej sprawy ordynata na Massalanach, która jego zdaniem świadczyć może, iż ów jest zdolny do najcięższych zbrodni. – Dla charakterystyki oskarżonego – powiedział – muszę podnieść fakt, że kiedy w 1919 roku włościanie zrabowali mu folwark, Bisping z całą zimną krwią, stając na czele oddziału kazał ostrzelać wieś z karabinu maszynowego, własnoręcznie zaś podpalił cztery chałupy. Na moje pytanie, ile zagród włościańskich spłonęło, Bisping odrzekł cynicznie: może 7, albo 17, tego nie wiem. Ponadto Bisping w czasie badania postrzelił jakiegoś osobnika, który potem zmarł.
Mecenas Żegilewicz w dłuższym wywodzie zakwestionował zasadność łączenia obu tych spraw. – Wystarczy sobie uświadomić ówczesne położenie kraju, aby zrozumieć całą bezpodstawność tego zarzutu – dowodził i pytał dramatycznie: – W jaki sposób Bisping miał powstrzymać ten dziki potok? Z kodeksem, czy z bronią w rękach? Dziś pan prokurator podaje nam opowieść, że podobno wówczas spłonęło 17 chałup. Nie wiem, czy tyle spłonęło, lecz to wiem i rozumiem, że czynu występnego Bisping przez to nie popełnił. Jeżeli pan prokurator usiłuje w wydarzeniach tych znaleźć pomoc dla swej tezy oskarżycielskiej – to się myli, bo co innego jest czyn zbrojny, co innego skrytobójstwo. Rozumowanie oskarżyciela idzie po linii jakiegoś anachronizmu psychologicznego – kontynuował mecenas – co sprawy nie wyjaśnia, a z punktu widzenia ustawy postępowania karnego jest niedopuszczalne!
Kasacja
W późniejszym czasie, w październiku 1926 roku, w związku z tymi oskarżeniami prokuratury, wytoczono Bispingowi przed Sądem Okręgowym w Grodnie proces. Oskarżony został o szereg przestępstw dokonanych w okresie przełomowym dla odradzającego się państwa polskiego, tj. podczas ustępowania okupantów niemieckich, gdy kresy nie były jeszcze objęte przez władze polskie.