Napastnicy otoczyli swe ofiary, a od ojca zaczęli domagać się pieniędzy. Natychmiast opróżnił kieszenie, rzucił portfel i garść drobniaków na podłogę. Wtedy ten w szarym swetrze wydał okularnikowi rozkaz wykonania egzekucji. Tamten nie zawahał się ani chwili. Skierował lufę rewolweru w głowę właściciela chaty i nacisnął spust. Rewolwer zawiódł dwukrotnie. Za trzecim razem chatą znów wstrząsnęła eksplozja wystrzału. Ojciec zwalił się na podłogę, ciężko brocząc krwią z ran  głowy.

– W tym momencie straciliśmy już trzecią z najdroższych nam osób – opowiada Linea. – Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że ojciec nie żyje. Spotkał go ten sam los, co mamę i babcię. Rozpacz zatarła  zdolność myślenia. Nie potrafiłam zrozumieć  bezmiaru strat. To wszystko, co rozegrało się w ciągu zaledwie kilkunastu minut nie miało przecież najmniejszego sensu. Nie byłam w stanie pojąć, co się dzieje i dlaczego…

Dwaj bandyci nie tracili czasu. Świetnie znali swój plan. Postanowili wprowadzić w czyn ostatnią fazę: zniszczenie dowodów przestępstwa i ucieczka. Z garażu przynieśli kilka kanistrów benzyny. Chata była świetnie zaopatrzona w paliwo do skuterów śnieżnych. Teraz miało ono posłużyć do jej unicestwienia. Rozlali benzynę, rzucili zapałkę. Wybuchł pożar, w którym wraz z chatą miały spłonąć trzy ciała.

Dopiero teraz wyszło na jaw, dlaczego oszczędzili siostry. Linae i Trish dużą część życia spędziły jeżdżąc na skuterach śnieżnych. Miały teraz spełnić rolę kierowców. A co potem? Po udanej ucieczce? Odpowiedź na te pytania znali tylko bandyci. Na razie liczył się tylko czas.

 

Dwóch mężczyzn i dwie młode kobiety w gorączkowym pośpiechu wybiegli na śnieg. Gonił ich dym i swąd palącego się domu. Cała czwórka wskoczyła na skutery. Gdy maszyny mknęły w dół, kierując się w stronę parkingu  na obrzeżach miasteczka Oakley, przypominało to romantyczną scenę  z reklamy lub filmu o przygodzie młodych ludzi w zimowym raju. Dwie dziewczyny przy kierownicach. Dwóch chłopaków na tylnych siedzeniach, obejmujących dziewczyny na niebezpiecznych zakrętach.

Lęk o życie i świadomość straszliwej straty pozostawionej w podpalonej chacie nie zdołały całkowicie sparaliżować gonitwy myśli.

Trish: – Wiedziałam, że jesteśmy zdane tylko na siebie. Nikt nie mógł nam pomóc. Wokół tylko pustka śnieżna i my, na tych skuterach, z dwoma bandytami, którzy już zapewne zaplanowali sobie jak nas wykończyć.

Linae: – Jechałam za skuterem Trish, jednak w bezpiecznej odległości, by nie spowodować kraksy. Od czasu do czasu, na zakrętach, mogłam widzieć jej twarz, a wtedy świadomość jej skupienia, całkowitej koncentracji, dodawała mi siły. Myślałam wtedy, że przecież żyjemy, że nadal jesteśmy w akcji, więc chyba nie czas żegnać się na zawsze…

Trish: – Teraz mogłyśmy liczyć tylko na siebie. Świst wiatru w uszach, cuchnący oddech bandyty za placami, a w głowie rodziły się pomysły, jak się go pozbyć. Możliwości było kilka: mogłam wjechać na głaz, mogłam otrzeć się nim o drzewo. Jednak w każdej z tych sytuacji mogłam sama skręcić kark. A co wtedy stałoby się z moja siostrą?

Linae: – Wjeżdżałyśmy już w rejon parkingu. Już widziałam nasze samochody. Przy jednym z nich – znajoma postać. Mój Boże, to przecież wujek Randy!

 

Czujny wujek Randy

– Spostrzegłem dwa skutery śnieżne wynurzające się zza świerków i już po chwili nie miałem wątpliwości: to moje bratanice! – mówi Randy Zorn, występujący w tej historii w szlachetnej roli niewątpliwego palca sprawiedliwości. – Chwilowa radość na ich widok, ale potem zdumienie: coś się tu nie zgadzało. Dlaczego już wracają? Dlaczego prują w tak szalonym pędzie od strony gór? Dlaczego zostawiły za plecami chatę, gdzie właśnie mieliśmy celebrować Boże Narodzenie? A kim są ci mężczyźni na tylnych siedzeniach? Nic mi nie wiadomo, że Trish i Linae mają nowych chłopaków. A jeśli mają, no to ich sprawa. Uśmiecham się do nich i szczerze, entuzjastycznie macham rękoma. A one nic! Zachowują się jakby mnie nie znały! To już naprawdę dziwne… Przejechały obok mnie bez słowa, bez gestu, jakby  obce. Moje bratanice nigdy nie pozwoliłyby sobie na takie lekceważenie…

Trish: – Nigdy nie zapomnę zdziwienia na twarzy wujka! Randy miał minę najbardziej zawiedzionego człowieka na świecie. Jednak Linae i ja porozumiałyśmy się bez słów: straciliśmy już troje najbliższych. Nie wolno nam ryzykować życiem wujka.

On jednak machał rękoma i próbował biec za skuterami. Kto to jest, do cholery?! – zaniepokoił się „mój” bandyta. Ach, to nikt ważny. Po prostu jakiś sąsiad. Tu u nas tak jest. Wszyscy teraz wykrzykują „Wesołych Świąt!”.

Dziewczyny zatrzymały skutery przy rodzinnym Lincolnie. Bandyci z uznaniem ocenili samochód. – Szybka przesiadka, a potem do najbliższej trasy szybkiego ruchu! Żadnego kręcenia się po tej mieścinie! – zażądał ten w ciemnych okularach. Mówiąc te słowa wkładał rewolwer za pasek spodni, a wtedy Trish i Linae zobaczyły wielki nóż w pochwie. – Musicie wiedzieć, że w kwestii noży jestem tak doskonały, jak z rewolwerem! – pochwalił się.

< 1 2 3 4>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]