Oczywiście policjanci swoją wiedzę o tej kobiecie i jej profesji uzasadniali koniecznością posiadania tzw. rozpoznania operacyjnego, a nie bezpośrednią znajomością z nią. Jak było w rzeczywistości? Tylko oni to wiedzą.

Wizytę w agencji towarzyskiej zatrudniającej „Gabi”, czyli 22-letnią Gabrielę B. przeprowadzili policjanci z pionu operacyjno-rozpoznawczego. Nastąpiło to późnym wieczorem 21 listopada 2011 roku. Funkcjonariusze wybrali właśnie taką porę, ponieważ chcieli też sprawdzić, kto przebywa w tym budynku. Agencja towarzyska „Las Angels” mieściła się na obrzeżach miasta T. i zajmowała spory dwukondygnacyjny budynek. Był zlokalizowany dokładnie po drugiej stronie miasta w stosunku do miejsca, w którym została przejechana „Gabi”.

Policjanci zastali w tym lokalu siedem młodych kobiet, spośród których tylko dwie posiadały polskie obywatelstwo. Pozostałe pochodziły z Bułgarii i Serbii.

Budynku pilnował też mężczyzna pełniący zarówno funkcję ochroniarza, jak i kierowcy. Po upływie pół godziny do agencji dotarł także 60 – letni Janusz T. właściciel tego „interesu”.

Od początku sytuacja była nerwowa, bo policjanci pytali o Gabrielę B., a żadna z kobiet nie chciała odpowiadać, tylko spoglądały przestraszone na Janusza T. lub drugiego mężczyznę. W związku z tym podjęto decyzję o przewiezieniu wszystkich kobiet do komendy. Janusza T. i ochroniarza, 28-letniego Bogdana A. przesłuchano na miejscu. Mężczyźni twierdzili, że nie wiedzą, gdzie jest Gabriela B. Zeznali także, że kobieta tydzień temu pojechała do Bułgarii odwiedzić rodzinę i ma wrócić po siedmiu dniach. Umożliwili policjantom sprawdzenie jej pokoju. Nie znaleziono w nim niczego ciekawego. Trochę ubrań, kilka torebek, ale w żadnej nie było jej dokumentów.

Ciekawsze zdarzenia miały miejsce w komendzie, gdzie część kobiet awanturowała się i odmawiała składania zeznań, a pozostałe też były bardzo zdenerwowane. Najbardziej arogancko zachowywały się Polki, które doskonale wiedziały, że policjanci nie mają prawa ich przetrzymywać, tylko muszą szybko wypuścić po przesłuchaniu. Bułgarki i Serbka były spokojniejsze i poczynania policjantów przyjmowały z obawą. Właśnie jedna z tych kobiet rozmawiającej z nią policjantce opowiedziała o tym, jak wielką popularnością cieszyła się „Gabi” w mieście T. Godziny spędzone z nią miały być opłacane, jako prezent dla wiceprezydenta miasta, dyrektora jednej ze szkół, ordynatora szpitala, a nawet… osób z wymiaru sprawiedliwości. Kobieta wstrząśnięta tym, że „Gabi” nie żyje opowiadała ze szczegółami, podając konkretne nazwiska i daty, kiedy i kto korzystał z usług jej koleżanki. Padały dane osób z samej elity miasta. W większości przypadków usługi „Gabi” były bardzo dobrze opłacane, gdyż chętnie uczestniczyła ona w spotkaniach dwa plus jeden, czyli dwóch mężczyzn i ona albo małżeństwo i ona. Opowiadająca o tym prostytutka Elena A. twierdziła, że popularnym było też opłacanie „Gabi” jako prezentu dla kogoś.  Nie wyskakiwała wtedy, co prawda, z tortu, ale obdarowany mógł korzystać z jej usług, za które płacił fundator. Za co ktoś otrzymywał taki „prezent” Elena A. nie wiedziała, a opowiadała o tym, gdyż była przekonana, że do śmierci jej przyjaciółki ktoś się przyczynił. Dlaczego tak uważała, tego nie chciała powiedzieć.

Policjantka przez dwie godziny spisywała zeznania i chwilami purpurowiała, bynajmniej nie z powodu pikantnych szczegółów jakich nie szczędziła przesłuchiwana, ale z powodu kolejnych znanych nazwisk, jakie pojawiały się w protokole.

Po zakończeniu zeznań zarówno Elena A., jak i pozostałe kobiety, zostały odwiezione do agencji. Transportujący je policjanci usłyszeli od swoich kolegów z komisariatu, że mają szybko wracać, bo sprawdzą ile czasu im to „odwożenie” zajęło… Wizyta pracownic agencji towarzyskiej w komendzie nie mogła obyć się bez takich komentarzy.

Bez znaczenia

Wszystkie protokoły przesłuchania „dam do towarzystwa” trafiły do naczelnika jednego z wydziałów, a następnie do akt postępowania, które przygotowywano do umorzenia. Ustalenia były bowiem takie, że Gabriela B. zginęła najechana przez samochód, gdy upadła przechodząc przez jezdnię. Nie można było też wykluczyć ani udowodnić, że celowo położyła się na jezdni. Z zeznań szefa agencji i jej koleżanek wynikało, że wieczorem przed śmiercią opuściła agencję z niewielką torbą. Planowała wyjechać na dwa tygodnie do rodziny. Przed podróżą miała jeszcze zakupić prezenty i samolotem z Warszawy lecieć do Bułgarii. Co się stało, że znalazła się po drugiej stronie miasta?

Od przypuszczeń, ale zdecydowanie innych, zaczęło huczeć w komendzie. Ponieważ protokół przesłuchania Eleny A. nie został włączony do akt, tylko pozostał w szafie najpierw u naczelnika, a potem u jednego z komendantów, zaczęły się plotki. Wprost sugerowano, że śmierć „Gabi” nie była przypadkowa, tylko kobieta zbyt dużo wiedziała i dlatego musiała zginąć. Oczywiście „przecieki” z przesłuchania, gdzie padały nazwiska prominentów, zostały ubarwione kolejnymi i gdyby dać wiarę plotkom, to wszyscy notable z T. korzystali z usług „Gabi”.

< 1 2 3 4>

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]