Janusz T. składając zeznania do protokołu stwierdził kategorycznie, że nie był w agencji w chwili, kiedy Gabriela B. opuszczała firmę i nie wie, czy była pod wpływem leków. Nie wiedział też, jak mogła znaleźć się po drugiej stronie miasta leżąc na jezdni. Podał osoby, które potwierdzały jego alibi. Pytany o to, dlaczego się ukrywał, stwierdził, że chciał pobyć sam, bo miał dosyć pracy i swojej żony. Dlatego też rozpowszechnił bajkę o swoim wyjeździe za granicę. Policjanci wpisali to do protokołu udając, że wierzą w te opowieści.

Poza protokółem Janusz K. przyznał, że schował się w domu siostry, bo bał się, że po śmierci „Gabi”  „ktoś może wpaść w panikę i chcieć go usunąć albo posadzić w więzieniu”.

Zdziwionym policjantom powiedział: „Ona takich obsługiwała, że jakbym wam zaczął gadać, to byście z krzeseł pospadali. Nie powiem nic, bo na pewno bym skończył w ziemi, albo zgnił w więzieniu. To wszechmocni ludzie”.

Policjantom nie udało się z niego wydobyć nic więcej. Podejrzewali, że Gabriela B. mogła przedawkować Relanium w siedzibie „Las Angels” lub u klienta i Janusz K. wywiózł ją po prostu na drogę bojąc się wzywania ratowników do siedziby agencji, bo była też pod wpływem narkotyków. Nie wykluczali, że kobieta jadąc taksówką na dworzec właśnie w taksówce straciła przytomność. Taksówkarz mógł wyrzucić ją z samochodu (zamiast odwieźć do szpitala) i ukradł torebkę. Podobna sytuacja mogła się także zdarzyć, jeśli ktokolwiek inny odwoził ją na dworzec lub w ogóle wiózł ją samochodem.

Niestety nie udało się potwierdzić żadnej z tych wersji. Policjanci, którzy chcieli rozpocząć poszukiwania Eleny A. i innych kobiet do niedawna zatrudnionych w agencji „Los Angeles”, nie mogli tego zrobić, bo sprawę zamknięto, uznając że śmierć Gabrieli B. była nieszczęśliwym wypadkiem. Stwierdzono, że przedawkowała leki i upadła na jezdnię, gdzie przejechał ją samochód.

Policjanci nie mogli prowadzić nawet niejawnych działań operacyjnych, bo szefowie słysząc cokolwiek o tej sprawie, nie byli chętni, aby poświęcać na nią czas.

Dziennikarzom pytającym o tajemniczą śmierć Gabrieli B. każą rozmawiać z rzecznikiem prasowym, który odpowiada, że nie ma żadnej sprawy Gabrieli B., a tym bardziej sprawy zaginionego protokołu przesłuchania Bułgarki Eleny A.

Temat więc zamknięto w szafie i nawet kierujący feralnego dnia volkswagenem transporterem – Jerzy W., był mocno zdziwiony, że nie został ukarany. Najechanie na leżącą na jezdni kobietę było oczywiście nieszczęśliwym wypadkiem, ale mundurowi mogliby „przyczepić się” do nie lepszego przecież, stanu technicznego auta.

Dariusz Gizak

Inicjały osób i niektóre okoliczności zdarzeń zostały zmienione.

 

 

 

< 1 2 3 4

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]