Sprzedał działkę, ale za wszelką cenę nie chciał dopuścić do pobudowania się na niej znienawidzonego sąsiada. Skutki sąsiedzkiej wojny były tragiczne
19 lutego 2018
– Może ma pan jakiś wrogów, albo ostatnio komuś się naraził?
– Ja nie mam wrogów. Ale myślę, że chyba jest ktoś, kto uważa, że mu się naraziłem – odpowiedział Tomasz K., wskazując na dom sąsiada.
Sąsiada przesłuchano. Adrian K. zeznał, że twardo spał, bo akurat trochę wypił i niczego nie widział, a obudził go dopiero sygnał nadjeżdżającego samochodu strażackiego. Było to mało prawdopodobne. Kłęby czarnego dymu powstałe w wyniku spalania się chemii budowlanej, a zwłaszcza styropianu, wdzierały się do okolicznych domów nawet przez pozamykane okna, dotkliwie dokuczając mieszkańcom. Adrian K. wyparł się jednocześnie wszelkich związków z podpaleniem, choć szczerze przyznał, że straty sąsiada go nie martwią. Bez skrępowania wyznał także, że w najmniejszym stopniu mu nie współczuje, bo ma do niego osobisty żal.
Poinformowany o tym Tomasz K., odebrał wyznanie sąsiada jako zapowiedź wszystkiego najgorszego i na najgorsze postanowił się przygotować. Postawił kolejny kontener i ponowie wypełnił go materiałami budowlanymi. Teren wyposażył w elektroniczne systemy dozoru i nie poprzestał na tym. Sprowadził wysłużoną przyczepę campingową dla dozorcy, który nocami miał chronić jego własność przed „sąsiedzkim żalem”. W dzień nie było to konieczne, ponieważ na działce przebywali robotnicy pracujący przy budowie jego wymarzonego domu.
I woda
Gdy po długim, majowym weekendzie robotnicy pojawili się na budowie domu, nie zastali na miejscu jak zwykle dozorcy pilnującego budowy. Zastali natomiast wykop przygotowany pod budowę fundamentu, który w znacznym stopniu zalany był wodą. Majówka była tej wiosny słoneczna i sucha. Nie usprawiedliwiała zatem powstania w samym środku działki nieplanowanego stawu w zastępstwie domu mieszkalnego. Usprawiedliwiał to natomiast strumień obficie wylewającej się wody z węża skierowanego bezpośrednio do wykopu. Po zamknięciu wypływu wody i wypompowaniu jej z wykopu, robotników spotkała jeszcze jedna niemiła niespodzianka. Niezwłocznie podzielili się nią z operatorem przyjmującym zgłoszenia pod numerem 997.
Sekcja zwłok mężczyzny wykazała, że powodem zgonu było utonięcie. Nie stwierdzono żadnych śladów na ciele denata, a także obrażeń wewnętrznych wskazujących na udział innych osób.W organizmie stwierdzono znaczne stężenie alkoholu.
Mogło to oznaczać, że mężczyzna w trakcie pracy wypił go w ilości przyjętej nawet w naszej szerokości geograficznej za powalającą. Potwierdzała to pusta butelka po wódce stojąca na stoliku przyczepy dozorcy. Obok butelki znajdowała się szklanka z resztką niedopitego alkoholu. Przyjęto wstępne założenie, że dozorca wpadł do zalanego wodą wykopu i na skutek znacznego upojenia alkoholowego utonął, nie mogąc się z niego wydostać. Było to bardzo prawdopodobne. Niejeden już dozorca „zalał się” w przysłowiowego „trupa” na swoim miejscu pracy i zdziwić to prowadzących śledztwo nie mogło. Zastanawiał natomiast powód, dla którego dozorca zalał także wykop.
Więcej światła na niejasne okoliczności zdarzenia rzuciło nagranie pochodzące z jedynej kamery monitoringu zainstalowanej przez Tomasza K. na placu budowy niedługo po pożarze kontenera. Kamera zarejestrowała dozorcę, który późnym popołudniem, po jak najbardziej punktualnym przybyciu do pracy, otworzył służącą mu za stróżówkę przyczepę i zniknął w jej wnętrzu na kilka godzin. Po zmierzchu do dozorcy przyszedł mężczyzna. W ręku trzymał butelkę. Twarzy mężczyzny, a nawet kierunku, z którego przybył, nie udało się ustalić, ponieważ usytuowanie kamery i pole jej „widzenia” na to nie pozwalało. Mężczyzna także zniknął w przyczepie. Po niecałej godzinie opuścił ją, jednak nie trzymał już w ręku butelki. Nie spiesząc się, podszedł do umieszczonego w pobliżu wykopu hydrantu budowlanego. Koniec umocowanego do niego węża wrzucił do wykopu, a następnie odkręcił zawór. Do wykopu wypłynął silny strumień wody. Chwilę potem mężczyzna skierował się w stronę kamery. Zanim opuścił pole widzenia urządzenia, znajdując się w bezpośrednim sąsiedztwie kamery, podniósł głowę w kierunku obiektywu. Tym razem udało się zarejestrować jego twarz, a nawet ją rozpoznać…
Znowu u siebie
Adrian K. został zatrzymany do wyjaśnienia. Wobec nagrania z monitoringu, które stanowiło niepodważalny dowód jego obecności na budowie, przyznał się do celowego wprowadzenia dozorcy w stan upojenia alkoholowego, uniemożliwiając mu dozorowanie, a także zalania wykopu. Wyjaśnił, że podjął taką decyzję po długim namyśle i przyszło mu to z niemałym trudem. Miał świadomość działania bezprawnego, ale nie mógł pogodzić się z myślą, że tuż obok jego domu, na będącej do niedawna jego własnością działce, dom wybuduje znienawidzony przez niego sąsiad. Nie miał zamiaru doprowadzić dozorcy do śmierci, a jedynie do upojenia alkoholowego umożliwiającego mu przeprowadzenie planu zalania wykopu i powstrzymania w ten sposób budowy. Zapis z monitoringu to potwierdzał. Dozorca stoczył się do wykopu już po opuszczeniu terenu budowy przez Adriana K. i już z niego nie wyszedł. Udział Adriana K. w doprowadzeniu do zgonu dozorcy był tylko pośredni, gdyż sprawca nie działał z zamiarem pozbawienia go życia. Prokurator postawił mu zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci.
Adrian K. otrzymał wyrok dwóch lat pozbawienia wolności. Sąd w poczet kary zaliczył mu okres pobytu w areszcie. Mężczyzna nie przebywał długo w więzieniu. Zwolniony został przedterminowo, po odbyciu połowy zasądzonej kary.
Rok na budowę domu to dużo i jednocześnie mało czasu. Ocena zależy głównie od możliwości inwestora. Tomasz K. był inwestorem, który możliwości posiadał, bo pieniędzy mu nie brakowało, a i pracowników z tytułu prowadzenia własnej firmy budowlanej miał w pełnym wyborze i to „pod ręką”. Dom skończył zatem w rekordowym terminie i zanim Adrian K. opuścił zakład karny, wprowadził się do niego ze swoją rodziną, mając nadzieję mieszkać w nim w spokoju. Nadzieje te zniknęły wraz z pojawieniem się powracającego z więzienia Adriana K. Już pierwszego dnia zrobił pijacką awanturę, zarzucając Tomaszowi K., że wybudował zbyt wysoki dom, przez co nie może podziwiać okolicy, co jest dla niego szczególnie ważne, bowiem od wyjścia z więzienia było to jego ulubione i jedyne zajęcie. Poza codziennym piciem alkoholu w nadmiernych ilościach, co było jego tradycyjnym zajęciem.