List do córki Aysy

„Moja Kochana Córko. Przepraszam cię, że nie mogłem przyjechać do was od 6 lat, czy możesz się na mnie nie gniewać, moja jedyna? Jestem w miejscu, gdzie nie działa telefon i nie ma internetu. Mam tu dużo kolegów. Ci wszyscy wujkowie mają dzieci, które podobnie jak ty chodzą do szkoły. Ci wujkowie też nie mogą się dodzwonić do swych bliskich. Napisałem ci bajkę. To jest bajka o szlachetnym Arturze, który pokonuje wszystkie przeszkody i w końcu łączy się z rodziną. Tak też będzie z nami. Twój tata. Mezopotamia”.

 

Do Turka o imieniu Baha

„Piszę do ciebie, choć zorientowałem się, że tu czytają moje listy. Uwierz mi, nie popełniłem żadnego grzechu. Kobieta, która mnie oskarża, raz po raz zmienia zeznania. Wszyscy świadkowie, choć są Turkami, stoją po jej stronie. Inni się ukrywają, nie można ich przesłuchać. Dawno wyszedłbym z aresztu, ale nie wypuszczają mnie tylko dlatego, że jestem obcym, muzułmaninem.

Proszę przyślij mi 500 euro, oddam po wyjściu. I paczkę, można do 5 kg. W mojej celi nikt nie mówi po angielsku, z nikim nie rozmawiam. Radio gra od rana do wieczora, a ja nic nie rozumiem. Nie wychodzę na spacery. Co to za kraj? Tylko raz na tydzień można się wykąpać. Byłem świadkiem samobójstwa już trzech skazanych. To więzienie niczym się nie różni od nazistowskiego obozu hitlerowskiego. Moje informacje zostały źle przetłumaczone, napisałem o tym do prokuratora. Ja jestem politycznym uchodźcą, z zakazem wjazdu do Turcji, a w Polsce wsadzają takiego człowieka do więzienia. Chcę się poskarżyć do Strasburga”. Czytając korespondencję Alego, trzeba zaznaczyć, że w żadnym z listów nie podaje on, że chodzi o nieletnią. Konsekwentnie pisze o Ewie: „ta kobieta”.

 

Ukryte klejnoty

Już na pierwszej rozprawie oskarżony zaprzeczał, aby odbył stosunek z pokrzywdzoną.

Musiałbym chyba stracić rozum – przekonywał Ali Z. – Jestem chory na wirusowe zapalenie wątroby, gdy mieszkałem w Anglii lekarz mnie uprzedził, abym używał prezerwatyw, bo mogę zarażać. Jeśli zgwałciłem tę kobietę, to ona jest już zakażona HCV.

Wezwany biegły hematolog wyjaśnił, że wirus żółtaczki typu C przedostaje się do organizmu z krwią, zaś poszkodowana mogła mieć szczęście i uniknąć zakażenia. Zrobiono badania. Po kilku tygodniach nerwowego oczekiwania okazało się, że nie tylko Ewa, ale i sprawca jej nieszczęścia są zdrowi. Oskarżony mógł mieć tylko jeden cel we wprowadzeniu sądu w błąd – wydłużenie procesu o kilka tygodni.

Kiedy upadł ten dowód na niewinność, mężczyzna zakwestionował poprawność tłumaczenia jego wyjaśnień z języka angielskiego na polski.

Chciałem powiedzieć, że nie uprawiałem seksu, tylko się z tą kobietą kochałem, a to różnica – prostował.

Twierdził, że wszystko odbywało się za zgodą dziewczyny. Przekonywał, że nigdy nie podniósł na nią ręki: – Przez 8 lat byłem w partyzantce Kurdów, często dochodziło do walki wręcz z żołnierzami irańskiego reżimu, gdybym ją uderzył, ona by już nie wstała.

Badania DNA wykazały na ubraniu dziewczyny, m.in. na wewnętrznej stronie stanika, materiał genetyczny Alego Z. Biegli wnioskowali, że oskarżony musiał zdejmować (a raczej zrywać, bo uszkodził ramiączko) ze swej ofiary bieliznę.

W opinii biegłych, pewne zamieszanie wywołał wynik badania koszulki, którą miała na sobie Ewa Barszcze. Na trykocie znaleziono DNA osoby trzeciej, która nie była ani poszkodowaną, ani sprawcą. Oskarżony natychmiast to wykorzystał jako dowód, że owego poranka nastolatka miała kontakt płciowy z jej kolegą, Krzysztofem, a winę za zajście zrzuciła na niego, bo jest obcokrajowcem.

Tymczasem Polak w obawie, że będzie posądzony o handel narkotykami (co prawdopodobnie miał na sumieniu), wyjechał do innej miejscowości, zacierając za sobą ślady. Nie można go było odnaleźć, a ponieważ nie był oskarżonym, nie poszukiwano go listem gończym. W końcu sprawa koszulki wyjaśniła się bez trzeciego uczestnika porannej libacji. Ewa przypomniała sobie: koszulkę, którą założyła 8 marca, dostała od innego kolegi. Okazało się, że ofiarodawca nosił ją kilka godzin przed podarowaniem i w ten sposób pozostawił na materiale swoje DNA.

Kiedy wydawało się, że oskarżony wyczerpał już wszystkie możliwości zaprzeczania, że zgwałcił nastolatkę, niespodziewanie sięgnął po jeszcze jeden argument. Skierował mianowicie pytanie do poszkodowanej, czy kiedy widziała go nagiego, dostrzegła coś osobliwego w jego wyglądzie. Ewa, która zeznawała pod nieobecność oskarżonego wyprowadzonego na ten czas z sali, rozpłakała się. Niczego nie widziała, bo kiedy gwałciciel przewrócił ją na tapczan, ze strachu zamknęła oczy. Do dziś nie może w nocy usnąć, męczą ją potworne obrazy i już sama nie wie, czy to tylko majaki, czy widziała naprawdę. Psychiatra każe jej brać leki uspokajające.

Może coś poczuła w czasie stosunku – sformułował kolejne pytanie oskarżony. Kiedy i tym razem padła odpowiedź przecząca, Ali Z. zwrócił się do sędziego, aby zapoznał się z wyglądem jego penisa.

Do akt zostały dołączone kolorowe fotografie nagiego aresztanta, wykonane przez więziennego lekarza w obecności dyrektora zakładu karnego. Widać na nich przyszyte do przyrodzenia Turka… duże czarne kamienie szlachetne oraz złoty pierścień. Sąd skazał Alego Z. na karę 6 lat i 10 miesięcy więzienia. Ponadto Turek miał zapłacić Ewie Barszcze 20 tys. zł. Przez 5 lat nie wolno mu zbliżać się do niej na odległość mniejszą niż 100 metrów. Wyrok został utrzymany w sądach wyższej instancji. Kasacja w Sądzie Najwyższym oddalona.

W uzasadnieniu wyroku sąd wskazał, że większość okoliczności wydarzenia wyglądała inaczej, niż to przedstawiał sprawca, zaś jego wyjaśnienia są niekonsekwentne, wręcz manipulacyjne. Na przykład problem z tłumaczeniem z angielskiego pojawił się dopiero w momencie, kiedy oskarżony ewidentnie zmienił swe dotychczasowe wyjaśnienia. O ile bowiem wcześniejsza linia obrony polegała na twierdzeniu, że stosunek płciowy odbył się za zgodą, a nawet z inicjatywy nastolatki, to w kolejnych wyjaśnieniach mężczyzna zaprzeczał, aby doszło do jakiegokolwiek zbliżenia. Wcześniej też miał tak twierdzić, tylko tłumacz źle przekazał jego słowa.

Co do argumentu, że skoro miał na prąciu kamienie i inne ozdoby, dziewczyna powinna je odczuć w trakcie stosunku, sąd uwierzył pokrzywdzonej, że zszokowana nie patrzyła na gwałciciela. „Takie wyjaśnienie mieści się w granicach doświadczenia życiowego osób orzekających o winie” – napisano w uzasadnieniu wyroku.

Helena Kowalik

Dane osobowe ofiary gwałtu zostały zmienione.

 

< 1 2 3

UDOSTĘPNIJ SOCIAL MEDIACH:

Komentarze

[fbcomments]